I co
teraz zrobić z tym dzieciakiem? Ma jakąś rodzinę czy co?
Takie
szepty towarzyszyły pięcioletniej dziewczynce wyciągniętej właśnie z ruin domu
w środku lasu. Pięknego domu. Zaczynało świtać, kiedy auror zaprowadził małą do
samochodu podstawionego przez ministerstwo. Trzeba było wszystko jak
najszybciej załatwić.
Mężczyzna
wsadził ją na tylne siedzenie i nawet się nie obejrzał. Nie znał się na
dzieciach. W ogóle nie znał się na pocieszaniu, a pocieszanie dzieci wydawało
mu się całkowitą abstrakcją. Modlił się, żeby tylko nie płakało.
I
faktycznie nie płakała. Patrzyła w stronę domu, dopóki ten nie zniknął za
zakrętem, a potem już tylko śledziła wzrokiem białe kłębowisko dymu unoszącego
się na tle różowego nieba. Do miasta było daleko, prawie godzina drogi, ale
akurat z tym kierowca sobie poradził. Wystarczyło wcisnąć fioletowy guzik tuż
obok tablicy rozdzielczej, a samochód stał się niewidzialny. Dziewczynka
obserwowała przez chwilę, jak wehikuł mknął jak szalony, zmuszając drzewa i
budynki do zeskakiwania mu z drogi, aż obraz za oknem z dzikiego i sielskiego
drastycznie się zmienił. Widziała już kilka razy coś podobnego: strzeliste,
oszklone wieżowce, wypielęgnowane parki, szerokie, kręte drogi, czerwone
autobusy i ładne kamienice z białymi, mansardowymi oknami. Zatrzymali się
właśnie przed jedną z nich.
Przez
całą drogę auror nie odezwał się do dziewczynki ani słowem i teraz też nie
zamierzał tego zmieniać. Poczuł coś nieprzyjemnego w żołądku, kiedy chwycił
małą rączkę i pociągnął ku wąskim frontowym schodom. Załomotał w drzwi tuż pod
tabliczką z numerem 26, tym razem modląc się, by ktoś był w domu. Musiał
przyznać — chociaż nie bez niechęci — że pod koniec
sierpnia ludzie wciąż wyjeżdżają na wakacje.
Zniecierpliwiony
zapukał raz jeszcze.
Świetnie,
jeszcze tego mi było trzeba — obcego dzieciaka
na głowie. I to jeszcze pół godziny po zejściu z dyżuru, utyskiwał w
głowie, obserwując, jak mała skubała łuszczącą się farbę z framugi.
Drzwi
otworzyły się dopiero po trzecim pukaniu i w progu stanęła bardzo zaspana,
pulchna kobieta w kraciastym szlafroku. Na widok znajomego M na uniformie
automatycznie przygładziła papiloty, z których miejscami zaczynały się wymykać
rude włosy.
— O
co chodzi? — zapytała, przecierając oczy.
— Rosalie
Montgomery?
— Tak,
o co chodzi?
— Peter
Roberts, Biuro Aurorów.
Pociągnął
dziewczynkę za rękę i postawił w progu, a na twarzy pani Montgomery pojawił się
cień zrozumienia. Co prawda nigdy nie poznała swojej siostrzenicy, ale
wystarczył rzut oka na drobną, trójkątną twarzyczkę, burzę rudych włosów i
okrągłe, niebieskie oczy, by rozpoznać w nich kopię swojej młodszej
siostry.
— Niech
pan wejdzie i mówi. — Kobieta cofnęła się, by wpuścić ich do środka. — Co
się stało?
Zapytała
tylko dla zasady, bo już się domyślała, CO się stało. Od początku wiedziała, że
takie rzeczy nigdy dobrze się nie kończą, a zwłaszcza wtedy, kiedy w grę
wchodzą małe dzieci.
Stary
auror jeszcze bardziej spochmurniał. Zignorował wskazany fotel i tylko
pobieżnie przebiegł wzrokiem po dość przytulnym, niedużym salonie pełnym
poduszeczek i bibelotów — tak odmiennym od pałacu, który dogaszali
Brown i O’Neil. Mała księżniczka zdawała się niczego sobie z tego nie robić.
Bez pytania usiadła na kanapie i utkwiła wzrok w Robertsie. Bardzo rozumny
wzrok. W jego opinii zbyt rozumny jak na pięć lat.
— Pani
wie, czym się trudniła pani siostra? — zapytał szeptem, a Rosalie
Montgomery skinęła głową. — No więc co mogę pani powiedzieć, jeśli
nie weźmie pani dziecka do siebie, trafi do przytułku. Chyba że jej ojciec miał
jeszcze jakąś rodzinę?
Oczy
kobiety zrobiły się prawie tak okrągłe, jak oczy dziewczynki.
— Czyli
Phyllis nie żyje — powiedziała równie cicho. — Tak, tak,
tak, oczywiście, dziecko zamieszka z nami, ale… Phyllis była taka młoda… No
tak, tak, ale przecież… Wiadomo, jak to się stało?
Nie
była zrozpaczona, ale potrzebowała wypowiedzieć to na głos.
Tymczasem
mężczyzna wzruszył ramionami.
— Nie
jestem upoważniony do udzielania takich informacji, ale ktoś się pewnie dzisiaj
z panią skontaktuje. No, to z mojej strony już chyba tyle. Aha! — Przystanął
z ręką na klamce, wyraźnie dając do zrozumienia, że nie miał ochoty na dłuższe
pogaduszki. — Proszę, z łaski swojej, zachować… powstrzymać się przed
rozmowami na temat pańskiej siostry i tego dzieciaka.
Skinęła
głową i Roberts natychmiast zniknął za drzwiami, więcej się na nią nie
oglądając. Za oknem powoli narastał typowy poranny szum. Ludzie wstawali do
pracy, otwierały się pierwsze sklepy, autobusy wyrzucały na przystankach
pracowników z nocnych zmian. Zwyczajne późnowakacyjne nawyki toczyły się jak
zwykle — nieświadome dwóch małych tragedii, do których doszło wiele
mil od obrzeży stolicy.
Tylko
właśnie, zaświtało jej w głowie. Czy aby na pewno była mowa o
tragedii?
Obejrzała
się na małą i zamiast wstrząsu doznała ulgi. Bez względu na to, czy Roberts
miał prawo ją tu tak po prostu zostawić, czy nie, podjął najlepszą decyzję z
możliwych. Pani Montgomery, owszem, była wstrząśnięta. Była wystraszona,
zdezorientowana, nawet trochę zła, ale ani przez moment nie pomyślała o smutku.
Podeszła do dziecka i ostrożnie przykucnęła przed kanapą.
— Masz
na imię Macy? — zapytała łagodnie.
— Tak.
To twój dom?
Głosik
miała czysty i dźwięczny, buzię bladą i czystą — bez śladu choćby
jednej łzy.
— Tak,
to mój dom, a ja jestem twoją ciocią. Wiesz, kim jest ciocia?
— Wiem.
Muszę tu zostać, bo mama i tata umarli?
Zmroziła
ją bezpośredniość, z jaką dziewczynka to powiedziała.
— Chodź,
zrobimy herbatę i położysz się spać. — Utrzymanie promiennego
uśmiechu było dla pani Montgomery prawie fizycznie bolesne. — Zawsze
najpierw dobrze jest wypić herbatę.
Zabrała
siostrzenicę do kuchni, powtarzając jakieś uspokajające frazesy, ale
dziewczynka już więcej się nie odezwała. Grzecznie zjadła grzanki z dżemem i
tak samo grzecznie zasnęła na kanapie. Bez wypytywania, bez komentowania, bez
marudzenia. I pewnie gdyby nie powód, który sprowadził ją pod dach pani
Montgomery, ta nawet by się ucieszyła, że gościła u siebie tak dobrze wychowane
dziecko. Trochę zbyt poważne, ale naprawdę bardzo grzeczne. Słysząc męża
krzątającego się w sypialni, powiedziała sobie, że z czasem na pewno wszystko
się zmieni. Przecież ma dopiero pięć lat.
Tak,
dziecko przecież zapomni.
W końcu co to jest — pięć lat.
~Morales
OdpowiedzUsuń13 sierpnia 2010 o 12:06
(: Ciekawie.Prolog bardzo przypomina mi ten z Harry’ego Pottera.www.squirrels.blog.onet.plP.S. Jeśli możesz informuj mnie o kolejnych częściach w zakładce spam. Tak łatwiej mi ogarnąć, co czytałem, a co nie.
13 sierpnia 2010 o 15:08
UsuńMoże i podobny xD Ale bohaterka nie będzie fanką Zakonu Feniksa xD I w ogóle się będzie różnić od niego xD
~Tula
OdpowiedzUsuń13 sierpnia 2010 o 14:17
Biedna dziewczynka. Taka malutka, jeszcze ze swoim dziecięcym urokiem, a tu bum i trafia do zupełnie obcej osoby. Ona jest taka niezwykle spokojna, większość dzieci w jej wieku zrobiłoby awanturę, rozpłakało się i wrzeszczało. Opanowanie tej dziewczynki wydaje mi się takie nienaturalne i na pewno ma jakąś przyczynę. Jestem ciekawa jak akcja rozwinie się dalej. Pozdrawiam.
13 sierpnia 2010 o 15:09
UsuńJej rodzice byli śmierciożercami. Musiała być spokojna. Jak każde dziecko przez śmierciożerców wychowane xD
natalka1211@poczta.onet.pl
Usuń13 sierpnia 2010 o 15:27
Mnie się wydaje, że Draco Malfoy nie byłby taki spokojny, ugodowy i w pewnym sensie odważny.
13 sierpnia 2010 o 17:56
UsuńBo rodzice w pewnym sensie chronili go przed złowrogą aurą śmierciożerców. A bohaterki nie. Na razie nie zdradzę jej imienia xD
~Tula
Usuń13 sierpnia 2010 o 19:00
Dobra, więc na razie zostaje Bezimienną? Nie, to głupio brzmi. Dopóki nie podasz jej imienia to umownie będę nazywać ją Lilac {nie żadna Lily, tylko Lilac}. Jakoś mi do niej pasuje xd
14 sierpnia 2010 o 08:17
UsuńTo imię będzie pobrane z Mody na sukces, tak nazywała się moja ulubiona bohaterka. Nie, nie Bridget, tylko inna xD Heh, teraz będziemy ją nazywać lepiej „NN” xD
~Tula
Usuń14 sierpnia 2010 o 21:21
Nie oglądam Mody na sukces :D Właściwie ten serial wywołuje u mnie strach. Moim boginem byłyby płyty ze wszystkimi odcinkami.
15 sierpnia 2010 o 11:58
UsuńA Moda to mój ulubiony serial. Już się nie mogę doczekać następnego odcinka, Brooke straciła prawo do opieki nad dziećmi, ha! xD
~Tula
Usuń15 sierpnia 2010 o 19:43
Serio? Wow, ja kiedyś widziałam demota ze ślubami jednej z tych bohaterek. Sporo ich było a większość z tym samym mężczyzną xd
15 sierpnia 2010 o 21:34
UsuńNo, weź sobie do wikipedii zobacz, ile nazwisk ma xD
~Tula
Usuń16 sierpnia 2010 o 13:38
Wolę nie ryzykować:D podziwiam cię, tych odcinków jest naprawdę mnóstwo!
~Olka
OdpowiedzUsuń13 sierpnia 2010 o 18:19
Biedna jest ta dziewczynka,już nigdy nie zobaczy mamy………Pozdrawiam.
14 sierpnia 2010 o 08:18
UsuńZ drugiej strony, biorąc pod uwagę tok myślenia jej ciotki, to nawet i lepiej, bo „uchroni się ją” od działającego na nią zła, które siali jej rodzice śmierciożercy.
~Rozz
OdpowiedzUsuń13 sierpnia 2010 o 18:58
Już nie moge się doczekać żeby wiedzieć kto to. A ta bitwa to Bitwa o Hogward czy jakoś wcześniej. Życzę Weny i mam nadziej że ten blog bedzie równie cudowny i uzależniający co poprzednie
14 sierpnia 2010 o 08:33
UsuńHeh, jeszcze się dobrze akcja nie zaczęła, a już się nasówają pytania, póki co, bez odpowiedzi. Nie, do bitwy o Hogwart jeszcze daleko. To była bitwa tuż po zniknięciu Voldemorta. Ta, w której zginął Evan Rosier. A akcja toczyć się będzie na początku 4 części, no, możę i 5 i tak dalej, jeśli zdecyduję się tak przedłużyć życie bohaterce xD
~NinaX
OdpowiedzUsuń14 sierpnia 2010 o 12:07
Trafiłam tu przypadkiem i pewnie zostanę, bo prolog bardzo mi się spodobał i zaciekawił ;) Co też z tego może wyniknąć? Hmm. Z niecierpliwością czekam na pierwszy rozdział ;)[waniliowe-serce][slowami]
14 sierpnia 2010 o 12:18
UsuńPierwszy rozdział pojawi się 17 sierpnia prawdopodobnie o 17:17 xD
~nicole .
OdpowiedzUsuń15 sierpnia 2010 o 08:16
Szalejesz Frozen! xDJeszcze jeden blog? xDProlog strasznie tajemniczy. ;-p
15 sierpnia 2010 o 11:38
UsuńNo pewnie, jeśli ktoś się zdyscyplinuje, to też tak będzie potrafił xD
~Caitlin
OdpowiedzUsuń15 sierpnia 2010 o 14:12
Mmm, podobne do początku HP, ale mnie się bardziej podoba ten…. xDNie jestem taka pewna, czy to szok spowodował u dziecka takie milczenie… Ale jeśli Rosalie będzie okazywać jej miłość, to może wyrosną z niej ludzie xDCałuuję ;*
15 sierpnia 2010 o 16:40
UsuńTak, jej ciotka będzie dla niej bardzo dobra, główna bohaterrka będzie bardzo uczuciową osobą, ale będzie do wszystkiego podchodzić jak prawdziwa arystokratka (w końcu jej rodzice nimi byli).
~Shizza
OdpowiedzUsuń16 sierpnia 2010 o 14:42
Dziewczynkę umieszczają w domu ciotki, jak już osoby komentujące przede mną słusznie zauważyły, podobnie jak Harry’ego. Liczę, że jeśli Rosier zginął ok.1980, to główna bohaterka będzie od Harry’ego trochę starsza? Większość głównych bohaterek opowiadań, które nie wywodzą się z książek, są w szkole na tym samym roku co on, więc może tutaj jakaś odmiana.
16 sierpnia 2010 o 14:45
UsuńJakbyś zgadła xD To mogę zdradzić, bohaterka będzie w ostatniej klasie w Hogwarcie. Wiecie, specjalnie zrobiłam coś na wygląd prologu w Potterze, żeby pokazać kontrast bohaterki i Harry’ego. Są jak dwie zupełnie inne osoby xD Jutro pierwszy rozdział, więc sami zobaczycie xD
anabelle14
OdpowiedzUsuń16 sierpnia 2010 o 17:38
[SPAM] Nowa ocenialnia Imperium Krytyki otwarta! Jeśli chcesz, zgłoś swojego bloga do oceny już dziś! Pozdrawiam, Anabelle. [imperium-krytyki]
~Nikasia
OdpowiedzUsuń21 stycznia 2014 o 16:48
Trafiłam na Twojego bloga przez przypadek i szczerze powiem, że zaczyna się ciekawie :) różni się od historii, które dotychczas czytałam.