Czekałam na ten wypad do Hogsmeade tak,
jak jeszcze nigdy dotąd. Ogólne podniecenie, które panowało wśród młodzieży
mnie jakoś się nie udzielało. Nelly jednak, choć bardzo chciała to ukryć,
interesowała się Turniejem tak samo jak inni. Musiała się jakoś pogodzić z tym,
że Hogwart ma teraz za jednego z reprezentantów Harry’ego Pottera, zaczęła
popierać Cedrika Diggory’ego, jak wszyscy Ślizgoni. Przyczepiła sobie nawet do
szaty plakietkę z napisem KIBICUJ CEDRIKOWI DIGGORY’EMU, których twórcą był
prawdopodobnie Draco Malfoy. Nie interesowało mnie to, więc jakoś nie wnikałam
głębiej w te sprawy. Czekałam tylko na tę wycieczkę. Bardzo też byłam ciekawa,
jak Crouch zamierza pomagać Potterowi podczas tych trzech zadań, nie wzbudzając
podejrzeń. Nie mogłam z nim jednak o tym porozmawiać, bo mogłam ściągnąć na
niego kłopoty. Zapytam go, kiedy będziemy już w kwaterze Czarnego Pana.
Kiedy nadeszła
sobota, okazało się, że nie wszystko jest takie proste, jak się wydawało. Nelly
chciała ze mną pójść do Trzech Mioteł, a ja, nie chcąc jej zranić, nie mogłam
się jej pozbyć w żaden nieraniący sposób. Dlatego chcąc, nie chcąc, musiałam z
nią wyjść na błonia Hogwartu i stanąć na końcu kolejki prowadzącej do bramy i czekać,
aż Filch nas wypuści.
- Najpierw pójdziemy do Trzech Mioteł,
później na pocztę, muszę wysłać coś do ciotki – powiedziała Nelly. Bardzo nie
spodobał mi się jej ton, ale postanowiłam puścić go mimo uszu. Musiałam ją
jakoś zmiękczyć przed powiedzeniem jej prawdy, a nie miałam ochoty na kłótnie.
- Wiesz, co do Hogsmeade, ja… -
zaczęłam, ale reszta moich słów utonęła w głośnym, dudniącym głosie Moody’ego.
- Savour, a ty gdzie się wybierasz?
Miałaś mi dzisiaj pomóc w jednym doświadczeniu – zawołał.
Obie z Nelly
odwróciłyśmy się jak na komendę. Faktycznie, Szalonooki kuśtykał w naszą
stronę, łypiąc to na mnie, to na blondynkę. Zrobiłam zdziwioną minę.
- To dziś? Zapomniałam na śmierć –
powiedziałam przesadnie zasmuconym tonem, po czym zwróciłam się do Nelly: -
Chyba nie będę mogła z tobą iść.
Ta spojrzała
najpierw na mnie, potem na nauczyciela i znów na mnie. Westchnęła ciężko, ale
nie śmiała się sprzeciwić profesorowi, więc sama przeszła przez bramę. Kiedy
wszyscy uczniowie już się rozeszli, odezwałam się dla bezpieczeństwa
przyciszonym głosem:
- Dzięki. Nie miałam pojęcia, jak ją
spławić. Ale jakim cudem trafimy do Hogsmeade niezauważeni? Nie obraź się, ale
rzucasz się w oczy.
Szalonooki
zaśmiał się.
- Przejdziemy ukrytym przejściem –
odparł.
Poprowadził
mnie do zamku. Wspięliśmy się na czwarte piętro, gdzie, najpierw otworzywszy
różdżką ogromny obraz z krajobrazem, rozejrzał się, że w pustym korytarzu
nikogo nie ma i żadna postać z obrazów się nie przygląda, po czym wszedł do
dziury, która ukazała się nam za ramami. Bez słowa wspięłam się za nim, a obraz
zatrzasnął się z cichym skrzypnięciem. Moody zapalił różdżkę. Okazało się, że
znaleźliśmy się w jakimś korytarzu, wykutym w kamieniu. Prowadził gwałtownie w
dół. Szalonooki bez słowa ruszył w dół.
Szliśmy około
czterdzieści minut, przez które prawie wcale nie rozmawialiśmy. Dopiero kiedy
byliśmy już prawie u wyjścia, Barty odezwał się:
- Przyglądałem się trochę tej Nelly.
Może to nie moja sprawa, ale ona chyba nie nadaje się na przyjaciółkę. Wydaje
się… fałszywa. Nie wiem, może się mylę.
- Mylisz się – przyznałam trochę
zdyszanym głosem, bo teraz droga dla odmiany zaczęła prowadzić w górę.
W głębi serca
czułam, że Barty miał trochę racji, ale nigdy bym nie powiedziała czegoś, co by
obciążyło Nelly. Czasami bardzo mnie irytowało jej na pozór lodowate
zachowanie. Chciała się zupełnie różnić od wszystkich, ale tak naprawdę była
całkiem zwyczajna. Trochę się na mnie wzorowała, bo ja się nigdy z nikim i z
niczym nie zgadzałam i nie przejmowałam. Zawsze tak było. Próbowała być
irytująco spokojna, ale w końcu wychodziło całkiem na odwrót. Ja byłam inna.
Nauczyłam się skrywać swoje emocje, wszystko przeżywałam w sobie. W końcu komu
miałam zaufać. Teraz o wszystkim mogłam powiedzieć Nelly, co też robiłam.
Kochałam ją, ale o swoich uczuciach jakoś nigdy nie mówiłam.
Wyszliśmy z tajnego przejścia przez
klapę w podłodze w sklepie Zonka, skąd mogliśmy się też spokojnie teleportować.
Crouch chwycił mnie za ramię i obrócił się na pięcie. Poczułam się, jakby ktoś
przepchnął mnie przez gumową rurę. Ciśnienie naparło na mnie ze wszystkich
stron. Już przyzwyczaiłam się do tego, ale od dawna się nie teleportowałam,
więc poczułam się dość dziwnie. Zachwiałam się, kiedy moje stopy uderzyły o
kamienistą drogę. Barty pojawił się tuż obok mnie. Wyciągnął z kieszeni jakąś
fiolkę, odkorkował, przytknął do koślawych ust i wypił jej zawartość jednym
haustem. Ledwo przełknął jaskrawo pomarańczowy płyn, fiolka wypadła mu z ręki,
a Moody zadrżał, jakby go coś zabolało. Zamiast mu pomóc, ja stałam jak głupia
na poboczu i przyglądałam się, jak Szalonooki skręca się z bólu. Po kilku
sekundach coś się zaczęło dziać. Zupełnie jakby mijało działanie eliksiru
wielosokowego. Minutę później stał przede mną całkiem normalny Bartemiusz
Crouch w za dużym płaszczu prawdziwego profesora Moody’ego. Uśmiechnął się na
widok mojej lekko przerażonej miny, chowając do kieszeni drewnianą nogę i
magiczne oko.
- Nie chciałem przestraszyć Glizdogona.
Chciałem uniknąć niepotrzebnej walki – wyjaśnił.
Nic nie
odpowiedziałam; nadal byłam trochę w szoku. Ruszyliśmy w stronę majaczącego w
oddali domu. Mimo że było trochę mroźno i wiało, nagle zerwał się taki wiatr,
jakiego jeszcze nigdy nie czułam. Nie, pomyłka. Poczułam tylko raz w życiu.
Mianowicie wtedy, kiedy pierwszy raz wróciłam z tej okolicy. Tamten wiatr
porwał mnie w powietrze i podsadził do okna mojego pokoju. Odwróciłam się.
Tamten wiatr wiał zza zakrętu, jakby wypadał z lasu.
- Co tam jest? – zapytałam.
- Kiedyś ci to wyjaśnię. Ale jeszcze
nie teraz – odparł, chwycił mnie niespodziewanie za rękę i szybkim krokiem
ruszył w stronę kwatery Czarnego Pana. Różdżką otworzył drzwi wejściowe i
wciągnął mnie do środka.
Hol nic się
nie zmienił od czasu, kiedy byłam tu ostatnio. Lord Voldemort siedział w fotelu
przy wygaszonym kominku, jak zwykle. Nigdzie nie było tylko Glizdogona.
- Podejdźcie tu – rozległ się spokojny
głos Lorda.
Bez słowa
weszliśmy do salonu i usiedliśmy na skórzanej kanapie. Widzieliśmy tylko tył
fotela, w którym siedział Czarny Pan i bardzo dobrze. Nie chciałam go widzieć.
Ale nie dlatego, że mnie jego widok obrzydzał. Za każdym razem, gdy na mnie
patrzył, przeszywał mnie dreszcz. Czasami nie mogłam znieść jego wzroku.
- Panie, jak na razie wszystko idzie
zgodnie z planem. Potter dostał się do Turnieju Trójmagicznego. Dumbledore nic
nie podejrzewa, niemniej jednak muszę być ostrożny – przemówił Barty.
Voldemort
milczał przez chwilę, analizując dokładnie te słowa. Zobaczyłam Nagini zwiniętą
na dywaniku u stóp fotela stojącego przed kominkiem. Jej nieruchome źrenice
były przerażające. Co chwilę wysuwała język, by wyczuć obecność nowoprzybyłych.
- Jestem zadowolony z twojej służby –
zwrócił się do Croucha po jakiejś minucie.
– Glizdogon nie radzi sobie w ogóle, męczy mnie jego nieporadna opieka.
Nie mogę jednak ciebie tu ściągnąć, bo nigdy bez twojej pomocy Potter nie
dotrze do Trzeciego Zadania i nie wygra Turnieju, przez co ja nie odzyskam
ciała.
Westchnął
ciężko. Wytężyłam słuch w nadziei, że usłyszę Petera gdzieś z góry lub z
piwnicy, ale było idealnie cicho. Zerknęłam na Croucha, ale on utkwił pełen
uwielbienia wzrok w fotelu swojego pana.
- Macy Savour. Możesz nas, z łaski
swojej, na chwilę zostawić? Musimy omówić pewne sprawy, których ty jeszcze nie
jesteś w stanie zrozumieć – odezwał się nagle Lord Voldemort.
Wzdrygnęłam
się nieznacznie, kiedy wypowiedział moje imię. Znów spojrzałam na Bartemiusza,
tym razem z lekkim przestrachem w oczach. On tylko kiwnął głową i powiedział
przyciszonym głosem:
- Idź, za chwilę po ciebie przyjdę.
Wstałam, chyba
trochę za nerwowo, i opuściłam salon. Poszłam do kuchni, bo tylko tam drzwi
były otwarte i usiadłam przy stole. Znów zawiał wiatr, tak niespodziewanie, że
trzasnęły drewniane okiennice. Znów ten podejrzany podmuch. Od środka już od
dawna zżerała mnie ciekawość, a czekać na opowieść Barty’ego mogłam bardzo
wiele dni.
Zawsze wszystko odkrywałam sama, nie
potrzebowałam niczyjej pomocy. Teraz też musiałam być sama. Dlatego wstałam,
najciszej jak potrafiłam otworzyłam drzwi kuchenne i wymknęłam się na zewnątrz.
Wiatr nagle się uspokoił, co wydało mi się podejrzane. Bez problemu
przedostałam się przez bramkę i zeskoczyłam na drogę. Rozejrzałam się dookoła.
Wszędzie po prawej stronie, nie liczyć posesji Crouchów, i trochę też po lewej
znajdowały się pola pszenicy. Już dawno ich właściciel musiał dokonać zbiorów,
bo teraz sterczały jakoś tak dziesięć centymetrów nad ziemią tylko ostre
cienkie badyle. Po lewej stronie drogi majaczył las. Poczułam na karku dreszcz
niepokoju. Zawsze, kiedy pytałam Barty’ego o tamten rejon, na jego twarzy
widziałam ten sam niepokój. Nie wiedział, co kryje się między drzewami. Mógł
tylko się domyślać. Ale w końcu, jeśli uda mi się odkryć, co tam siedzi, może
przestanie się bać.
Szybkim
krokiem ruszyłam w stronę lasu. Drzewa rosły przy drodze bardzo gęsto, dlatego
musiałam iść kilka minut, żeby znaleźć jakąś przerwą między nimi. Było to
właściwie jakby przejście. Jeszcze nigdy nie byłam w takim lesie. Poprawka.
Oprócz Zakazanego Lasu to jeszcze nigdy nie byłam w żadnej puszczy. Zawsze
kiedy wyjeżdżaliśmy na wakacje, odwiedzaliśmy Majorkę, Hiszpanię… nawet
Białoruś. Wujostwo zawsze wolało inne kraje, piękna Wielkiej Brytanii nie
dostrzegało.
Nie
wiedziałam, dokąd mam iść. Prowadziło mnie jakieś przeczucie, od czasu do czasu
odzywał się ten skumulowany, mocny wiatr. Sama już nie byłam pewna, ile będę
jeszcze szła. Zaczęłam się bać, że się zgubię albo będę szła tyle godzin, że
nie zdążę wrócić do Hogwartu. Czułam jednak, że było to ważniejsze od szlabanu,
jakichkolwiek punktów, które mógł stracić mój dom, czy… czy nawet plany
Czarnego Pana.
Szłam i szłam cały czas do przodu. Już
po kilku minutach wędrówki zauważyłam, że to bardzo gęsty las i łatwo można się
w nim zgubić. Ani razu nie obejrzałam się za siebie. Po prostu w tym momencie
nie obchodziło mnie, jak wrócę. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że na końcu
drogi może mnie czekać niebezpieczeństwo. Czułam, że cokolwiek bym tam
znalazła, nie chce zrobić mi krzywdy.
Przekroczyłam
strumień. Nie był szeroki, ale posiadał jakieś cechy dziwności. W ogóle
wszystko w tym lesie było podejrzane. Zbyt spokojne, nie spotkałam tu żadnych
zwierząt, ptaków… żadnego żywego stworzenia. Wszystko było jakby martwe,
pogrążone w letargu. Czułam jednak z tym miejscem jakąś więź, jakbym tu kiedyś
była, ale nie pamiętała tego. Coś takiego jak… reinkarnacja? Albo jakby moja
dusza przed wstąpieniem w ciało przebywała tutaj.
W oddali na
małej polance zauważyłam jakąś starą chatę. Serce załomotało mi w piersi.
Przyspieszyłam kroku. Nareszcie się wszystkiego dowiem… Tak właśnie myślałam,
że to będzie mieć coś wspólnego z jakimś opuszczonym domem…
Ktoś nagle
powalił mnie swoim ciężarem na ziemię. Poczułam ból w lewej ręce. Ten ktoś, kto
zwalił mnie z nóg musiał być żywy i posiadać ciało, bo inaczej nie złamałby mi
ręki. Dopiero kiedy odsunął się ode mnie zobaczyłam, że to Barty. Nie zdążyłam
nawet dobrze mu się przyjrzeć, bo chwycił mnie za bolącą rękę i teleportował
się. Odczuwałam kilka emocji na raz. Byłam w szoku, bo odkryłam nareszcie coś
więcej, trochę się denerwowałam na Croucha, bo złamał mi rękę, ale i czułam
satysfakcję. W końcu zrobiłam coś, czego mi definitywnie zabronił.
Upadliśmy na
trawę prosto w ogrodzie za domem. Nigdy tak się nie aportowaliśmy, bo ojciec
Croucha zabezpieczył tamten teren zaklęciami, które Ministerstwo Magii
kontrolowało, a Czarny Pan nie chciał budzić ich podejrzeń.
Barty
podczołgał się do mnie, żeby się upewnić, że żywa wróciłam z nim do kwatery
Voldemorta.
- Macy… co ci mówiłem? – wydyszał.
Wyglądał na naprawdę przerażonego. – Żebyś tam się nie plątała. Obiecałem ci
przecież, że ci wszystko opowiem. Ale nie teraz. Dlaczego tam poszłaś? Chcesz
sprowadzić na nas wszystkich nieszczęście?
Skrzywiłam się
z bólu, choć byłam już do niego przyzwyczajona.
- Byłam ciekawa, co tam jest, nie
miałam zamiaru czekać, aż z łaski swojej mnie uświadomisz. Złamałeś mi rękę,
jak mogłeś! – warknęłam.
Byłam na niego
obrażona, przecież wiedział, jakie mam kruche kości. A zwalając się na mnie
całym ciałek nie mógł przecież uniknąć zranienia mnie. W jakikolwiek sposób. I
tak miał szczęście, że złamał tylko rękę. Z zatroskaną miną uniósł różdżkę i
naprawił mi kość za pomocą jednego zaklęcia. Ból miną, ale nadal czułam w ręce
takie jakby odrętwienie. Barty chwycił ją i ucałował wierzch mojej dłoni.
Uśmiechnęłam się lekko, ale nadal byłam trochę obrażona.
- Przepraszam. Ale musiałem cię jakoś
powstrzymać. Dowiesz się wszystkiego, ale nie teraz. Musisz być gotowa. A teraz
chodź. Czarny Pan chce ci coś powiedzieć – pomógł mi się podnieść.
Zaprowadził
mnie do salonu. Voldemort wezwał mnie ruchem chudej rączki. Usiadłam na piętach
na dywaniku, na którym niedawno leżała Nagini i czekałam.
- Wiem, że jesteś już prawie
pełnoletnia. Mimo wszystko nie masz jeszcze prawa do teleportacji czy używania
czarów poza szkołą. Bartemiusz nie może zajmować się mną, a Glizdogon robi to
tak nieudolnie, że aż przykro. Dlatego w każdy weekend przenosiłabyś się tutaj,
by mu pomagać – rzekł.
Poczułam się,
jakby ktoś wypełnił mnie całą helem. Miałam coś zrobić dla Czarnego Pana… To
tak, jakbym była jego sługą.
- Ja… to będzie dla mnie najwyższy
zaszczyt – udało mi się wykrztusić.
- Oczywiście. Idźcie już. Za chwilę
przyjdzie Glizdogon – zwrócił się jeszcze go Barty’ego.
Ten skłonił
się nisko, chwycił mnie za rękę i wycofał się z pokoju. Ubrał ciężki płaszcz
Moody’ego. Zanim jeszcze wyszliśmy na zewnątrz, wyciągnął z jego kieszeni
piersiówkę, z której wypił łyk eliksiru wielosokowego, by znów przemienić się w
eks-aurora. Lubiłam go, ale ciężko mi było o nim myśleć jak o młodym
mężczyźnie, kiedy wciąż widywałam go przebranego za podstarzałego czarodzieja.
Wciąż nie mogłam się do tego przyzwyczaić. Kiedyś będę musiała mu to
powiedzieć.
___________
Rozdział
szybciej, niż przypuszczałam. Dzisiaj na geografii i biologii pisałam xD Ale
tylko tak przelotnie, trudny materiał omawiamy. Chyba trochę za dużo tajemnicy
ujawniłam, ale chciałabym szybko przez ten czwarty tom Pottera przebrnąć, żeby
rozwinąć akcję. Chciałam, by ten rozdział był ciekawy, dlatego jest nieco
krótszy. Dedykacja dla soft love :*
~Lumis
OdpowiedzUsuń2 listopada 2010 o 19:34
Czy zechciałabyś usiąść przy jednym z naszych restauracyjnych stolików? Nic prostszego. Zapraszam do restauracja-krytykow, po ocenę, jeśli się skusisz.Pozdrawiam i przepraszam za spam. Lumis
~Lumis
OdpowiedzUsuń2 listopada 2010 o 19:35
Czy zechciałabyś usiąść przy jednym z naszych restauracyjnych stolików? Nic prostszego. Zapraszam do restauracja-krytykow, po ocenę, jeśli się skusisz.Pozdrawiam i przepraszam za spam. Lumis
~olka
OdpowiedzUsuń2 listopada 2010 o 23:33
Barty był trochę zły że Macy poszła do lasu,ale przynajmniej ona już wie co jest w tym lesie…………….Pozdrawiam.
4 listopada 2010 o 13:39
UsuńWłaśnie nie, jest wręcz przeciwnie. Ma więcej pytań, niż odpowiedzi.
~Shori
OdpowiedzUsuń5 listopada 2010 o 20:36
Zapraszam na http://kowai-hanashi.blog.onet.pl/. Sory za spam, pierwszy raz to robię, ale zależy mi na popularności bloga :)
~Shori
OdpowiedzUsuń7 listopada 2010 o 13:25
Zapraszam na HIDOI-HANASHI.BLOG.ONET.PL Pojawiła się NN i KONKURS. przepraszan za spam ;)
~Tula
OdpowiedzUsuń11 listopada 2010 o 12:03
Oczywiście jak to ja, rozdział przeczytałam kilka dni temu, ale wiesz jaką mam chęć do komentowania. Czasami zbieram się nawet miesiąc! Dobra, notka oczywiście podobała mi się. Chata na polanie… na pewno nie jest tylko niewinną chatą, bo skąd to przyciąganie i strach Barty’ego? Jestem ciekawa, kiedy w końcu wyjawi Macy jej tajemnicę. Mam nadzieję, że niedługo.Dobra, to tyle. Mam naprawdę zły humor, ale udało mi się napisać kilka zdań xd czekam na kolejną notkę :*
11 listopada 2010 o 17:31
UsuńAno, mam już dwa rozdziały na przód napisane, ale nie mam czasu, żeby je przepisać xD Z tej chatki na chwilę zejdę, chcę pokłócić Macy z Nelly xD
~Tula
Usuń11 listopada 2010 o 18:27
O to fajnie, lubię, gdy bohaterowie się kłócą, a nie przepadam za bardzo za Nelly.
12 listopada 2010 o 18:05
UsuńNoo, skoro teraz nie przepadasz, to zobaczymy, co powiesz, kiedy obie skończą 7 klasę xD
~Tula
Usuń20 listopada 2010 o 19:29
Ej, to nie fair, specjalnie podnosisz napięcie niby coś sugerując, ale niczego nie potwierdzając. Ładnie to tak torturować wierną czytelniczkę?
25 listopada 2010 o 16:13
UsuńAle w końcu się dowiecie, a napięcie jest bardzo dobre xD
~SK
OdpowiedzUsuń11 listopada 2010 o 20:13
Na KOWAI-HANASHI.BLOG.ONET.PL Pojawiły się KOLEJNE NN i KONKURSY. przepraszam za spam ;)
misia218@buziaczek.pl
OdpowiedzUsuń12 listopada 2010 o 16:02
Z góry przepraszam za SPAM, ale trzeba się jakoś reklamować ;)Serdecznie zapraszam na nowego bloga http://slodki-poemat.blog.onet.pl/ ! Pojawił się pierwszy rozdział „Trudne wybory” Zapraszam ^^
~Florence.
OdpowiedzUsuń19 listopada 2010 o 14:51
Świetna notka. Ciekawi mnie ten las. Co takiego sie w nimkryje że Macy nie może tam chodzić? Ma nadzieję ze ta tajemnica sie rozwiąże.
20 listopada 2010 o 11:52
UsuńWszystko od razu byście wiedzieć chcieli xD Czekajcie cierpliwie, a się dowiecie xD
zuzanka331361@buziaczek.pl
Usuń1 grudnia 2010 o 20:35
Ciekawość ludzka rzecz ;DFlorence.
2 grudnia 2010 o 14:45
UsuńNo właśnie ;>Ale rozdział może w weekend opublikuję, zobaczy się. Bo już napisany jest, tylko na swojego kompa wbić się muszę, żeby przepisać na worda i opublikować xD
bano_j@op.pl
OdpowiedzUsuń22 listopada 2010 o 20:47
Rozdział wcale nie krótki (ja to dopiero piszę krótkie xD). Oczywicha bardzo mi się podoba i liczę, ze szybko pojawi się nowy. Pozdrawiam!
25 listopada 2010 o 16:10
UsuńKrótki, w porównaniu np. do pierwszego to krótki xD
~soft love
OdpowiedzUsuń5 grudnia 2010 o 15:10
Wreszcie miałam okazję przeczytać ten rozdział. Komputer za hasłowany. Utrudniony dostęp. Wracam do rozdziału. Jest ciekawy, tajemniczy. Po prostu chce się czytać. I dziękuje za dedykacje:*
5 grudnia 2010 o 20:12
UsuńAno, u mnie też komp zahasłowany. Po prostu koszmar. Tylko w weekendy się mogę wbić, i to tylko czasami ostatnio, nie tylko przez hasło, ale i naukę. Ale nowy rozdział już niedługo będzie, 8 prawdopodobnie, ale dziś już go napisałam xD