2 listopada 2010

7. Chata na polanie

         Czekałam na ten wypad do Hogsmeade tak, jak jeszcze nigdy dotąd. Ogólne podniecenie, które panowało wśród młodzieży mnie jakoś się nie udzielało. Nelly jednak, choć bardzo chciała to ukryć, interesowała się Turniejem tak samo jak inni. Musiała się jakoś pogodzić z tym, że Hogwart ma teraz za jednego z reprezentantów Harry’ego Pottera, zaczęła popierać Cedrika Diggory’ego, jak wszyscy Ślizgoni. Przyczepiła sobie nawet do szaty plakietkę z napisem KIBICUJ CEDRIKOWI DIGGORY’EMU, których twórcą był prawdopodobnie Draco Malfoy. Nie interesowało mnie to, więc jakoś nie wnikałam głębiej w te sprawy. Czekałam tylko na tę wycieczkę. Bardzo też byłam ciekawa, jak Crouch zamierza pomagać Potterowi podczas tych trzech zadań, nie wzbudzając podejrzeń. Nie mogłam z nim jednak o tym porozmawiać, bo mogłam ściągnąć na niego kłopoty. Zapytam go, kiedy będziemy już w kwaterze Czarnego Pana.

Kiedy nadeszła sobota, okazało się, że nie wszystko jest takie proste, jak się wydawało. Nelly chciała ze mną pójść do Trzech Mioteł, a ja, nie chcąc jej zranić, nie mogłam się jej pozbyć w żaden nieraniący sposób. Dlatego chcąc, nie chcąc, musiałam z nią wyjść na błonia Hogwartu i stanąć na końcu kolejki prowadzącej do bramy i czekać, aż Filch nas wypuści.
         - Najpierw pójdziemy do Trzech Mioteł, później na pocztę, muszę wysłać coś do ciotki – powiedziała Nelly. Bardzo nie spodobał mi się jej ton, ale postanowiłam puścić go mimo uszu. Musiałam ją jakoś zmiękczyć przed powiedzeniem jej prawdy, a nie miałam ochoty na kłótnie.
         - Wiesz, co do Hogsmeade, ja… - zaczęłam, ale reszta moich słów utonęła w głośnym, dudniącym głosie Moody’ego.
         - Savour, a ty gdzie się wybierasz? Miałaś mi dzisiaj pomóc w jednym doświadczeniu – zawołał.
Obie z Nelly odwróciłyśmy się jak na komendę. Faktycznie, Szalonooki kuśtykał w naszą stronę, łypiąc to na mnie, to na blondynkę. Zrobiłam zdziwioną minę.
         - To dziś? Zapomniałam na śmierć – powiedziałam przesadnie zasmuconym tonem, po czym zwróciłam się do Nelly: - Chyba nie będę mogła z tobą iść.
Ta spojrzała najpierw na mnie, potem na nauczyciela i znów na mnie. Westchnęła ciężko, ale nie śmiała się sprzeciwić profesorowi, więc sama przeszła przez bramę. Kiedy wszyscy uczniowie już się rozeszli, odezwałam się dla bezpieczeństwa przyciszonym głosem:
         - Dzięki. Nie miałam pojęcia, jak ją spławić. Ale jakim cudem trafimy do Hogsmeade niezauważeni? Nie obraź się, ale rzucasz się w oczy.
Szalonooki zaśmiał się.
         - Przejdziemy ukrytym przejściem – odparł.
Poprowadził mnie do zamku. Wspięliśmy się na czwarte piętro, gdzie, najpierw otworzywszy różdżką ogromny obraz z krajobrazem, rozejrzał się, że w pustym korytarzu nikogo nie ma i żadna postać z obrazów się nie przygląda, po czym wszedł do dziury, która ukazała się nam za ramami. Bez słowa wspięłam się za nim, a obraz zatrzasnął się z cichym skrzypnięciem. Moody zapalił różdżkę. Okazało się, że znaleźliśmy się w jakimś korytarzu, wykutym w kamieniu. Prowadził gwałtownie w dół. Szalonooki bez słowa ruszył w dół.


Szliśmy około czterdzieści minut, przez które prawie wcale nie rozmawialiśmy. Dopiero kiedy byliśmy już prawie u wyjścia, Barty odezwał się:
         - Przyglądałem się trochę tej Nelly. Może to nie moja sprawa, ale ona chyba nie nadaje się na przyjaciółkę. Wydaje się… fałszywa. Nie wiem, może się mylę.
         - Mylisz się – przyznałam trochę zdyszanym głosem, bo teraz droga dla odmiany zaczęła prowadzić w górę.
W głębi serca czułam, że Barty miał trochę racji, ale nigdy bym nie powiedziała czegoś, co by obciążyło Nelly. Czasami bardzo mnie irytowało jej na pozór lodowate zachowanie. Chciała się zupełnie różnić od wszystkich, ale tak naprawdę była całkiem zwyczajna. Trochę się na mnie wzorowała, bo ja się nigdy z nikim i z niczym nie zgadzałam i nie przejmowałam. Zawsze tak było. Próbowała być irytująco spokojna, ale w końcu wychodziło całkiem na odwrót. Ja byłam inna. Nauczyłam się skrywać swoje emocje, wszystko przeżywałam w sobie. W końcu komu miałam zaufać. Teraz o wszystkim mogłam powiedzieć Nelly, co też robiłam. Kochałam ją, ale o swoich uczuciach jakoś nigdy nie mówiłam.

         Wyszliśmy z tajnego przejścia przez klapę w podłodze w sklepie Zonka, skąd mogliśmy się też spokojnie teleportować. Crouch chwycił mnie za ramię i obrócił się na pięcie. Poczułam się, jakby ktoś przepchnął mnie przez gumową rurę. Ciśnienie naparło na mnie ze wszystkich stron. Już przyzwyczaiłam się do tego, ale od dawna się nie teleportowałam, więc poczułam się dość dziwnie. Zachwiałam się, kiedy moje stopy uderzyły o kamienistą drogę. Barty pojawił się tuż obok mnie. Wyciągnął z kieszeni jakąś fiolkę, odkorkował, przytknął do koślawych ust i wypił jej zawartość jednym haustem. Ledwo przełknął jaskrawo pomarańczowy płyn, fiolka wypadła mu z ręki, a Moody zadrżał, jakby go coś zabolało. Zamiast mu pomóc, ja stałam jak głupia na poboczu i przyglądałam się, jak Szalonooki skręca się z bólu. Po kilku sekundach coś się zaczęło dziać. Zupełnie jakby mijało działanie eliksiru wielosokowego. Minutę później stał przede mną całkiem normalny Bartemiusz Crouch w za dużym płaszczu prawdziwego profesora Moody’ego. Uśmiechnął się na widok mojej lekko przerażonej miny, chowając do kieszeni drewnianą nogę i magiczne oko.
         - Nie chciałem przestraszyć Glizdogona. Chciałem uniknąć niepotrzebnej walki – wyjaśnił.
Nic nie odpowiedziałam; nadal byłam trochę w szoku. Ruszyliśmy w stronę majaczącego w oddali domu. Mimo że było trochę mroźno i wiało, nagle zerwał się taki wiatr, jakiego jeszcze nigdy nie czułam. Nie, pomyłka. Poczułam tylko raz w życiu. Mianowicie wtedy, kiedy pierwszy raz wróciłam z tej okolicy. Tamten wiatr porwał mnie w powietrze i podsadził do okna mojego pokoju. Odwróciłam się. Tamten wiatr wiał zza zakrętu, jakby wypadał z lasu.
         - Co tam jest? – zapytałam.
         - Kiedyś ci to wyjaśnię. Ale jeszcze nie teraz – odparł, chwycił mnie niespodziewanie za rękę i szybkim krokiem ruszył w stronę kwatery Czarnego Pana. Różdżką otworzył drzwi wejściowe i wciągnął mnie do środka.
Hol nic się nie zmienił od czasu, kiedy byłam tu ostatnio. Lord Voldemort siedział w fotelu przy wygaszonym kominku, jak zwykle. Nigdzie nie było tylko Glizdogona.
         - Podejdźcie tu – rozległ się spokojny głos Lorda.
Bez słowa weszliśmy do salonu i usiedliśmy na skórzanej kanapie. Widzieliśmy tylko tył fotela, w którym siedział Czarny Pan i bardzo dobrze. Nie chciałam go widzieć. Ale nie dlatego, że mnie jego widok obrzydzał. Za każdym razem, gdy na mnie patrzył, przeszywał mnie dreszcz. Czasami nie mogłam znieść jego wzroku.
         - Panie, jak na razie wszystko idzie zgodnie z planem. Potter dostał się do Turnieju Trójmagicznego. Dumbledore nic nie podejrzewa, niemniej jednak muszę być ostrożny – przemówił Barty.
Voldemort milczał przez chwilę, analizując dokładnie te słowa. Zobaczyłam Nagini zwiniętą na dywaniku u stóp fotela stojącego przed kominkiem. Jej nieruchome źrenice były przerażające. Co chwilę wysuwała język, by wyczuć obecność nowoprzybyłych.
         - Jestem zadowolony z twojej służby – zwrócił się do Croucha po jakiejś minucie.  – Glizdogon nie radzi sobie w ogóle, męczy mnie jego nieporadna opieka. Nie mogę jednak ciebie tu ściągnąć, bo nigdy bez twojej pomocy Potter nie dotrze do Trzeciego Zadania i nie wygra Turnieju, przez co ja nie odzyskam ciała.
Westchnął ciężko. Wytężyłam słuch w nadziei, że usłyszę Petera gdzieś z góry lub z piwnicy, ale było idealnie cicho. Zerknęłam na Croucha, ale on utkwił pełen uwielbienia wzrok w fotelu swojego pana.
         - Macy Savour. Możesz nas, z łaski swojej, na chwilę zostawić? Musimy omówić pewne sprawy, których ty jeszcze nie jesteś w stanie zrozumieć – odezwał się nagle Lord Voldemort.
Wzdrygnęłam się nieznacznie, kiedy wypowiedział moje imię. Znów spojrzałam na Bartemiusza, tym razem z lekkim przestrachem w oczach. On tylko kiwnął głową i powiedział przyciszonym głosem:
         - Idź, za chwilę po ciebie przyjdę.
Wstałam, chyba trochę za nerwowo, i opuściłam salon. Poszłam do kuchni, bo tylko tam drzwi były otwarte i usiadłam przy stole. Znów zawiał wiatr, tak niespodziewanie, że trzasnęły drewniane okiennice. Znów ten podejrzany podmuch. Od środka już od dawna zżerała mnie ciekawość, a czekać na opowieść Barty’ego mogłam bardzo wiele dni.
         Zawsze wszystko odkrywałam sama, nie potrzebowałam niczyjej pomocy. Teraz też musiałam być sama. Dlatego wstałam, najciszej jak potrafiłam otworzyłam drzwi kuchenne i wymknęłam się na zewnątrz. Wiatr nagle się uspokoił, co wydało mi się podejrzane. Bez problemu przedostałam się przez bramkę i zeskoczyłam na drogę. Rozejrzałam się dookoła. Wszędzie po prawej stronie, nie liczyć posesji Crouchów, i trochę też po lewej znajdowały się pola pszenicy. Już dawno ich właściciel musiał dokonać zbiorów, bo teraz sterczały jakoś tak dziesięć centymetrów nad ziemią tylko ostre cienkie badyle. Po lewej stronie drogi majaczył las. Poczułam na karku dreszcz niepokoju. Zawsze, kiedy pytałam Barty’ego o tamten rejon, na jego twarzy widziałam ten sam niepokój. Nie wiedział, co kryje się między drzewami. Mógł tylko się domyślać. Ale w końcu, jeśli uda mi się odkryć, co tam siedzi, może przestanie się bać.

Szybkim krokiem ruszyłam w stronę lasu. Drzewa rosły przy drodze bardzo gęsto, dlatego musiałam iść kilka minut, żeby znaleźć jakąś przerwą między nimi. Było to właściwie jakby przejście. Jeszcze nigdy nie byłam w takim lesie. Poprawka. Oprócz Zakazanego Lasu to jeszcze nigdy nie byłam w żadnej puszczy. Zawsze kiedy wyjeżdżaliśmy na wakacje, odwiedzaliśmy Majorkę, Hiszpanię… nawet Białoruś. Wujostwo zawsze wolało inne kraje, piękna Wielkiej Brytanii nie dostrzegało.
Nie wiedziałam, dokąd mam iść. Prowadziło mnie jakieś przeczucie, od czasu do czasu odzywał się ten skumulowany, mocny wiatr. Sama już nie byłam pewna, ile będę jeszcze szła. Zaczęłam się bać, że się zgubię albo będę szła tyle godzin, że nie zdążę wrócić do Hogwartu. Czułam jednak, że było to ważniejsze od szlabanu, jakichkolwiek punktów, które mógł stracić mój dom, czy… czy nawet plany Czarnego Pana.
         Szłam i szłam cały czas do przodu. Już po kilku minutach wędrówki zauważyłam, że to bardzo gęsty las i łatwo można się w nim zgubić. Ani razu nie obejrzałam się za siebie. Po prostu w tym momencie nie obchodziło mnie, jak wrócę. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że na końcu drogi może mnie czekać niebezpieczeństwo. Czułam, że cokolwiek bym tam znalazła, nie chce zrobić mi krzywdy.
Przekroczyłam strumień. Nie był szeroki, ale posiadał jakieś cechy dziwności. W ogóle wszystko w tym lesie było podejrzane. Zbyt spokojne, nie spotkałam tu żadnych zwierząt, ptaków… żadnego żywego stworzenia. Wszystko było jakby martwe, pogrążone w letargu. Czułam jednak z tym miejscem jakąś więź, jakbym tu kiedyś była, ale nie pamiętała tego. Coś takiego jak… reinkarnacja? Albo jakby moja dusza przed wstąpieniem w ciało przebywała tutaj.

W oddali na małej polance zauważyłam jakąś starą chatę. Serce załomotało mi w piersi. Przyspieszyłam kroku. Nareszcie się wszystkiego dowiem… Tak właśnie myślałam, że to będzie mieć coś wspólnego z jakimś opuszczonym domem…
Ktoś nagle powalił mnie swoim ciężarem na ziemię. Poczułam ból w lewej ręce. Ten ktoś, kto zwalił mnie z nóg musiał być żywy i posiadać ciało, bo inaczej nie złamałby mi ręki. Dopiero kiedy odsunął się ode mnie zobaczyłam, że to Barty. Nie zdążyłam nawet dobrze mu się przyjrzeć, bo chwycił mnie za bolącą rękę i teleportował się. Odczuwałam kilka emocji na raz. Byłam w szoku, bo odkryłam nareszcie coś więcej, trochę się denerwowałam na Croucha, bo złamał mi rękę, ale i czułam satysfakcję. W końcu zrobiłam coś, czego mi definitywnie zabronił.
Upadliśmy na trawę prosto w ogrodzie za domem. Nigdy tak się nie aportowaliśmy, bo ojciec Croucha zabezpieczył tamten teren zaklęciami, które Ministerstwo Magii kontrolowało, a Czarny Pan nie chciał budzić ich podejrzeń.
Barty podczołgał się do mnie, żeby się upewnić, że żywa wróciłam z nim do kwatery Voldemorta.
         - Macy… co ci mówiłem? – wydyszał. Wyglądał na naprawdę przerażonego. – Żebyś tam się nie plątała. Obiecałem ci przecież, że ci wszystko opowiem. Ale nie teraz. Dlaczego tam poszłaś? Chcesz sprowadzić na nas wszystkich nieszczęście?
Skrzywiłam się z bólu, choć byłam już do niego przyzwyczajona.
         - Byłam ciekawa, co tam jest, nie miałam zamiaru czekać, aż z łaski swojej mnie uświadomisz. Złamałeś mi rękę, jak mogłeś! – warknęłam.
Byłam na niego obrażona, przecież wiedział, jakie mam kruche kości. A zwalając się na mnie całym ciałek nie mógł przecież uniknąć zranienia mnie. W jakikolwiek sposób. I tak miał szczęście, że złamał tylko rękę. Z zatroskaną miną uniósł różdżkę i naprawił mi kość za pomocą jednego zaklęcia. Ból miną, ale nadal czułam w ręce takie jakby odrętwienie. Barty chwycił ją i ucałował wierzch mojej dłoni. Uśmiechnęłam się lekko, ale nadal byłam trochę obrażona.
         - Przepraszam. Ale musiałem cię jakoś powstrzymać. Dowiesz się wszystkiego, ale nie teraz. Musisz być gotowa. A teraz chodź. Czarny Pan chce ci coś powiedzieć – pomógł mi się podnieść.
Zaprowadził mnie do salonu. Voldemort wezwał mnie ruchem chudej rączki. Usiadłam na piętach na dywaniku, na którym niedawno leżała Nagini i czekałam.
         - Wiem, że jesteś już prawie pełnoletnia. Mimo wszystko nie masz jeszcze prawa do teleportacji czy używania czarów poza szkołą. Bartemiusz nie może zajmować się mną, a Glizdogon robi to tak nieudolnie, że aż przykro. Dlatego w każdy weekend przenosiłabyś się tutaj, by mu pomagać – rzekł.
Poczułam się, jakby ktoś wypełnił mnie całą helem. Miałam coś zrobić dla Czarnego Pana… To tak, jakbym była jego sługą.
         - Ja… to będzie dla mnie najwyższy zaszczyt – udało mi się wykrztusić.
         - Oczywiście. Idźcie już. Za chwilę przyjdzie Glizdogon – zwrócił się jeszcze go Barty’ego.
Ten skłonił się nisko, chwycił mnie za rękę i wycofał się z pokoju. Ubrał ciężki płaszcz Moody’ego. Zanim jeszcze wyszliśmy na zewnątrz, wyciągnął z jego kieszeni piersiówkę, z której wypił łyk eliksiru wielosokowego, by znów przemienić się w eks-aurora. Lubiłam go, ale ciężko mi było o nim myśleć jak o młodym mężczyźnie, kiedy wciąż widywałam go przebranego za podstarzałego czarodzieja. Wciąż nie mogłam się do tego przyzwyczaić. Kiedyś będę musiała mu to powiedzieć.

___________

Rozdział szybciej, niż przypuszczałam. Dzisiaj na geografii i biologii pisałam xD Ale tylko tak przelotnie, trudny materiał omawiamy. Chyba trochę za dużo tajemnicy ujawniłam, ale chciałabym szybko przez ten czwarty tom Pottera przebrnąć, żeby rozwinąć akcję. Chciałam, by ten rozdział był ciekawy, dlatego jest nieco krótszy. Dedykacja dla soft love :* 

22 komentarze:

  1. ~Lumis
    2 listopada 2010 o 19:34

    Czy zechciałabyś usiąść przy jednym z naszych restauracyjnych stolików? Nic prostszego. Zapraszam do restauracja-krytykow, po ocenę, jeśli się skusisz.Pozdrawiam i przepraszam za spam. Lumis

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Lumis
    2 listopada 2010 o 19:35

    Czy zechciałabyś usiąść przy jednym z naszych restauracyjnych stolików? Nic prostszego. Zapraszam do restauracja-krytykow, po ocenę, jeśli się skusisz.Pozdrawiam i przepraszam za spam. Lumis

    OdpowiedzUsuń
  3. ~olka
    2 listopada 2010 o 23:33

    Barty był trochę zły że Macy poszła do lasu,ale przynajmniej ona już wie co jest w tym lesie…………….Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 4 listopada 2010 o 13:39
      Właśnie nie, jest wręcz przeciwnie. Ma więcej pytań, niż odpowiedzi.

      Usuń
  4. ~Shori
    5 listopada 2010 o 20:36

    Zapraszam na http://kowai-hanashi.blog.onet.pl/. Sory za spam, pierwszy raz to robię, ale zależy mi na popularności bloga :)

    OdpowiedzUsuń
  5. ~Shori
    7 listopada 2010 o 13:25

    Zapraszam na HIDOI-HANASHI.BLOG.ONET.PL Pojawiła się NN i KONKURS. przepraszan za spam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. ~Tula
    11 listopada 2010 o 12:03

    Oczywiście jak to ja, rozdział przeczytałam kilka dni temu, ale wiesz jaką mam chęć do komentowania. Czasami zbieram się nawet miesiąc! Dobra, notka oczywiście podobała mi się. Chata na polanie… na pewno nie jest tylko niewinną chatą, bo skąd to przyciąganie i strach Barty’ego? Jestem ciekawa, kiedy w końcu wyjawi Macy jej tajemnicę. Mam nadzieję, że niedługo.Dobra, to tyle. Mam naprawdę zły humor, ale udało mi się napisać kilka zdań xd czekam na kolejną notkę :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 11 listopada 2010 o 17:31
      Ano, mam już dwa rozdziały na przód napisane, ale nie mam czasu, żeby je przepisać xD Z tej chatki na chwilę zejdę, chcę pokłócić Macy z Nelly xD

      Usuń
    2. ~Tula
      11 listopada 2010 o 18:27

      O to fajnie, lubię, gdy bohaterowie się kłócą, a nie przepadam za bardzo za Nelly.

      Usuń
    3. 12 listopada 2010 o 18:05
      Noo, skoro teraz nie przepadasz, to zobaczymy, co powiesz, kiedy obie skończą 7 klasę xD

      Usuń
    4. ~Tula
      20 listopada 2010 o 19:29

      Ej, to nie fair, specjalnie podnosisz napięcie niby coś sugerując, ale niczego nie potwierdzając. Ładnie to tak torturować wierną czytelniczkę?

      Usuń
    5. 25 listopada 2010 o 16:13
      Ale w końcu się dowiecie, a napięcie jest bardzo dobre xD

      Usuń
  7. ~SK
    11 listopada 2010 o 20:13

    Na KOWAI-HANASHI.BLOG.ONET.PL Pojawiły się KOLEJNE NN i KONKURSY. przepraszam za spam ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. misia218@buziaczek.pl
    12 listopada 2010 o 16:02

    Z góry przepraszam za SPAM, ale trzeba się jakoś reklamować ;)Serdecznie zapraszam na nowego bloga http://slodki-poemat.blog.onet.pl/ ! Pojawił się pierwszy rozdział „Trudne wybory” Zapraszam ^^

    OdpowiedzUsuń
  9. ~Florence.
    19 listopada 2010 o 14:51

    Świetna notka. Ciekawi mnie ten las. Co takiego sie w nimkryje że Macy nie może tam chodzić? Ma nadzieję ze ta tajemnica sie rozwiąże.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 20 listopada 2010 o 11:52
      Wszystko od razu byście wiedzieć chcieli xD Czekajcie cierpliwie, a się dowiecie xD

      Usuń
    2. zuzanka331361@buziaczek.pl
      1 grudnia 2010 o 20:35

      Ciekawość ludzka rzecz ;DFlorence.

      Usuń
    3. 2 grudnia 2010 o 14:45
      No właśnie ;>Ale rozdział może w weekend opublikuję, zobaczy się. Bo już napisany jest, tylko na swojego kompa wbić się muszę, żeby przepisać na worda i opublikować xD

      Usuń
  10. bano_j@op.pl
    22 listopada 2010 o 20:47

    Rozdział wcale nie krótki (ja to dopiero piszę krótkie xD). Oczywicha bardzo mi się podoba i liczę, ze szybko pojawi się nowy. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 25 listopada 2010 o 16:10
      Krótki, w porównaniu np. do pierwszego to krótki xD

      Usuń
  11. ~soft love
    5 grudnia 2010 o 15:10

    Wreszcie miałam okazję przeczytać ten rozdział. Komputer za hasłowany. Utrudniony dostęp. Wracam do rozdziału. Jest ciekawy, tajemniczy. Po prostu chce się czytać. I dziękuje za dedykacje:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 5 grudnia 2010 o 20:12
      Ano, u mnie też komp zahasłowany. Po prostu koszmar. Tylko w weekendy się mogę wbić, i to tylko czasami ostatnio, nie tylko przez hasło, ale i naukę. Ale nowy rozdział już niedługo będzie, 8 prawdopodobnie, ale dziś już go napisałam xD

      Usuń