Nadszedł czas Drugiego Zadania.
Dwudziesty czwarty luty był dniem nieco wilgotnym, ale jak na nurkowanie we
wzburzonej otchłani wodnej i tak było stanowczo za zimno. Jezioro nigdy tak,
jak do czasu mojej kąpieli w nim, nie przyciągało mojego wzroku. Zupełnie jakby
spoczywał tam stos martwych ciał. Poustawiano przy jego brzegu trybuny, tak jak
podczas Pierwszego Zadania i tego ranka wszyscy przebywający w zamku zajęli je,
oczekując na rozpoczęcie Turnieju. Trójka zawodników: Diggory, Krum i Fleur
byli już gotowi i czekali na czwartego.
- Może stchórzył? – ucieszyła się
Nelly.
- Może. Ale raczej wątpię. Jest
odważny, słyszałaś o tej Komnacie Tajemnic? I o dementorach? Nie zdziwiłabym
się, gdyby wygrał ten Turniej – stwierdziłam.
I faktycznie,
od strony zamku biegł w kierunku zamku Harry Potter. Zatrzymał się widowiskowo
w błocie, opryskując nim oburzoną Fleur. Uśmiechnęłam się lekko na ten widok.
Znów zaczęłam się niepokoić, że Gryfon odpadnie. Drugi gwizdek… Fleur, Krum i
Diggory dali nurka w głęboką, ciemną toń, Potter zaś włożył coś do ust i stanął
w bezruchu. Przez tłum widzów przetoczyły się pojedyncze śmiechy. Gdy nagle
chłopak drgnął gwałtownie, zakrywając uszy rękami, jakby oszalał. Na trybunach
wybuchło więcej śmiechów, obok mnie śmiała się i Nelly. Ale Potter pochylił się
i zniknął w wodzie. Musiał zjeść jakąś roślinę czy coś, co spowodowało, że
zmienił się w jakąś wodno-ludzką istotę.
- Nie rozumiem, na czym ma polegać to
zadanie – odezwała się w końcu blondynka.
- Trzeba było słuchać, co mówił Bagman,
a nie śmiać się – mruknęłam. – Zawodnicy mają godzinę na dotarcie do uśpionych
przyjaciół. Pokonując przeszkody, muszą wyciągnąć ich na powierzchnię.
Nelly
prychnęła pogardliwie.
- Nudy – stwierdziła.
- Dla ciebie, ale nie dla zawodników.
To musi być bardzo ekscytujące być tam, zmagać się z tymi wszystkimi potworami…
To trudne i niebezpieczne, ale na pewno nie nudne – odrzekłam, wzruszając
ramionami.
Coraz bardziej
irytowało mnie jej proste, dziecinne myślenie. Jestem pewna, że tylko tak
gadała, ale mimo wszystko było to denerwujące. Zachowywała się, jakby była
pępkiem świata. Może i nie puszyła się jak Alice i jej drużyna, ale na ludzi
patrzyła tak jak na karaluchy. Broniło ją trochę to, że była Ślizgonką, ale
samo bycie nie usprawiedliwiało jej.
Czasami czułam do niej taką… taką niechęć, taką złość… Wiele razy chciałam jej
to powiedzieć, ale pewnie by się obraziła. Była bardzo humorzasta, to fakt.
Często czułam się, jakby mnie wykorzystywała, w ogóle nie liczyła się z moim
zdaniem, bolało mnie to.
Nagle coś się
zaczęło dziać przy brzegu. Dwóch nieznanych mi czarodziejów wynurzyło się
właśnie z wody, trzymając pod ręce kaszlącą i ledwo powłóczącą nogami Fleur.
- Panna Delacour nie dała sobie rady z
druzgotkami, więc odpadła – przemówił Bagman magicznie wzmocnionym głosem.
Przez tłum przebiegło stłumione buczenie. Z namiotu medycznego wybiegła pani
Pomfrey, by wciągnąć do środka uczestniczkę i doprowadzić ją do stanu
używalności.
Bagman zaczął
zabawiać tłum opowieściami z czasów, kiedy był sławnym graczem quidditcha.
Zupełnie mnie one nie interesowały, nie lubiłam tego sportu. Nawet gdyby mi
zapłacili, nie wzięłabym udziału w meczu. W moim i tak już niezdarnym życiu
było zbyt dużo połamanych kończyn.
Minęła już
godzina od czasu, kiedy zawodnicy wskoczyli do jeziora. Zauważyłam, że przy
stole sędziowskim zrobiło się małe poruszenie. Nic dziwnego, sama zaczęłam się
niepokoić. Zwłaszcza o Pottera. Mógł się utopić albo natknąć na jakiegoś
potwora… Jezioro było ich pełne. Zmarszczoną powierzchnię wody przebił głową
Cedrik Diggory, ciągnąc za sobą czarnowłosą Cho Chang. Czarodzieje, którzy
uprzednio wyciągnęli na powierzchnię Fleur, teraz ruszyli z pomocą Puchonowi,
brnącemu przez lodowatą wodę w stronę brzegu. Pani Pomfrey okryła kocami
Diggory’ego i Cho, po czym powiodła ich w stronę namiotu.
- Cedrik był pierwszy – mruknęłam z
nieco zawiedzioną miną.
- No i co? Wolałabyś, żeby to był
Potter? – zdziwiła się Nelly. – Chyba bym tego nie przebolała, gdyby wygrał w
Turnieju. Samo to, że jest Gryfonem skreśla go na mojej liście.
- Acha, a więc wolisz Diggory’ego.
Chcesz, żeby wygrał, bo jest przystojny,
choć jest Puchonem. Ja tam w jego mordzie nie widzę nic ciekawego –
stwierdziłam. Blondynka zrobiła urażoną minę.
- Bardzo przepraszam, ale nie mam w
zwyczaju lubić kogoś tylko dlatego, że jest przystojny – oświadczyła ważnym
tonem. – Ale to ty widzisz w Potterze? To kretyn,
dlaczego mu kibicujesz?
- Jest kilka powodów, kiedyś
przedstawię ci je wszystkie – odpowiedziałam. – Robię to na przykład dlatego,
żeby przeciwstawić się reszcie. Wszyscy głosują na Diggory’ego, a ja, na złość
im, na Pottera. Zresztą to tylko gra, nie muszę lubić Pottera za to, jaki jest.
Podoba mi się jego kreatywność.
Podczas naszej
rozmowy na powierzchnię wypłynął Wiktor Krum, trzymając pod rękę przemoczoną,
oklapłą Hermionę Granger. Głowę transmutował sobie w… głowę rekina? Usłyszałam
cichy, drwiący śmiech Nelly.
- Kreatywny, tak? – powtórzyła z
błyskiem w oku. – Potter po prostu za mało potrafi. On nie może wygrać, to byłoby po prostu śmieszne.
Wzruszyłam
tylko ramionami. Ceniłam sobie jej zdanie, ale jakieś złośliwe uwagi
wypowiedziane tylko po to, by sprawić mi ból, przeważnie spływały po mnie. Przeważnie.
Z wody
wynurzyły się głowy trzech postaci. Jedna, czarna, druga płomiennie ruda i
trzecia, z bardzo długimi, platynowymi włosami. Pomyślałabym, że to Fleur,
gdyby ta nie opuściła jeziora pół godziny wcześniej i teraz nie biegła w ich
kierunku. Ta mała dziewczynka musiała być jej siostrą. Cała drużyna rzuciła się
w stronę tej trójki. Ogólnie zrobiło się straszne zamieszanie, każdy był
ciekawy, co wydarzyło się pod powierzchnią wody. Dumbledore podszedł do brzegu,
przykucnął i chyba wdał się w rozmowę z ponurą trytonką, która pojawiła się tuż
po wynurzeniu się Pottera. Chwilę później, gdy wstał, sędziowie zbili się w
ciasną grupkę, prawdopodobnie ustalając oceny. W końcu, kiedy Dumbledore podał
Bagmanowi kartkę, ten przemówił magicznie wzmocnionym głosem:
- Po krótkiej naradzie sędziowie
ustalili, że, zgodnie ze słowami przywódczyni trytonów, która opowiedziała
wszystko, co się zdarzyło na dnie jeziora. Wygląda na to, że pan Potter dotarł
tam jako pierwszy, ale chciał uwolnić nie tylko pana Weasleya, lecz i innych. A
oto punktacja. Cedrik Diggory otrzymuje czterdzieści siedem punktów, gdyż o
minutę przekroczył ustalony czas, drugie miejsce, uzyskując czterdzieści pięć
punktów, za użycie skrzeloziela ze znakomitym skutkiem, otrzymuje pan Harry
Potter. Na trzecim miejscu usytuował się Wiktor Krum z trzydziestoma siedmioma
punktami, a na czwartym panna Fleur Delacour z dwudziestoma pięcioma.
Bagman
powiedział jeszcze, że ostatnie zadanie odbędzie się dwudziestego czwartego
czerwca, a wszyscy zaczęli się rozchodzić. Harry Potter i Cedrik Diggory
konkurowali teraz o pierwsze miejsce. To całkiem ciekawe, jak poradziłby sobie
Potter bez pomocy Croucha. Diggory radził sobie całkiem nieźle sam, nie pomagał
mu ani dyrektor, ani nauczyciel, w odróżnieniu od Fleur i Kruma. Karkarow i
Maxime zrobią wszystko, by wygrać. Dumbledore może sobie być uczciwy, może ufać
ślepo dyrektorom Durmstrangu i Beauxbatons. To było głupie, nawet uczniowie
wiedzieli, że w Turnieju Trójmagicznym nie było szczerości.
Zeszłyśmy z
Nelly z trybun, nie odzywając się do siebie. Mimo że jej ukochany Cedrik zdobył największą ilość punktów, była bardzo
nadąsana. W końcu odezwała się, gdy byłyśmy już przy zamku:
- Słyszałam, że Trzecie Zadanie ma być
bardzo niebezpieczne i ma sprawdzić ich zdolność do zastosowania zaklęć w
obliczu zagrożenia. Potter nie ma szans nadrobić takiej wiedzy.
Nic na to nie
odpowiedziałam. Nie byłam kłótliwa, za to Nelly teraz właśnie szukała zaczepki,
nie miałam wątpliwości. Denerwowało mnie, kiedy się tak zachowywała, ale
zostawiałam tę informację dla siebie. Wątpię, by ją to zainteresowało, ale przecież
kochała mnie, wielokrotnie mnie o tym zapewniała. A ja jej wierzyłam, w końcu
ufałam jej bardziej, niż komukolwiek na świecie. Byłabym dla niej w stanie
zrezygnować ze wszystkiego. Byleby tylko była szczęśliwa. Nawet jeśli miałabym…
miałabym odejść. To uczucie między nami nie było zwykłą przyjaźnią. Darzyłam ją
miłością, której nie czułam do nikogo. I nie potrafiłam też tego wyjaśnić. W
kosmosie pewnie nie było silniejszego uczucia.
*
Po Drugim Zadaniu, kiedy minęło
oczywiście ogólne podniecenie, wszyscy znów wrócili do swojego życia, co jakiś
czas wymieniając uwagi na temat Turnieju. Dla mnie pojawił się jednak nowy
problem. Mianowicie na początku marca, kiedy pewnego środowego ranka wybierałam
się na śniadanie do Wielkiej Sali, dostrzegłam kawałek pergaminu przybitego do
tablicy ogłoszeń. Było jeszcze bardzo wcześnie, prawie nikogo nie spotkałam w
zamku, dlatego bez trudu przeczytałam informację o wypadzie do Hogsmeade. W
najbliższą sobotę. Poczułam nieprzyjemny skurcz w żołądku. Iwan pewnie znów
będzie chciał mnie tam zaprosić. A ja pewnie znów stchórzę i zrobię coś
głupiego. Jedynym rozwiązaniem był szlaban. Crouch będzie musiał mi taki dać,
najlepiej kilkudniowy, by nie budzić podejrzeń.
Dlatego, aby
uzyskać od niego pomoc, udałam się do gabinetu Moody’ego. Ten jeszcze spał,
kiedy weszłam do środka. Nie miałam czasu na rozczulanie się nad nim. Nie byłam
jednak na tyle brutalna, by obudzić go w jakiś nieludzki sposób, na przykład
ciskając w niego poduszką. Miałam też chociaż odrobinę rozumu; Bartemiusz
nabrał nawyki Moody’ego i zupełnie nierozsądnie byłoby wyrywać go gwałtownie ze
snu, chyba że chciało się wylądować po drugiej stronie pokoju, zbierając za
sobą wszystko, co stanie na drodze.
Szturchnęłam
go lekko w ramię, ale on tylko poruszył się nieznacznie i znów znieruchomiał.
Przykucnęłam przy łóżku, przysunęłam twarz do jego policzka i wyszeptałam,
prawie dotykając wargami jego ucha:
- Wybacz, że cię budzę, ale mam
problem.
Barty drgnął
gwałtownie i usiadł szybko na łóżku. Szeroko otwartymi oczami rozejrzał się
dookoła. Odetchnął dopiero, gdy jego wzrok padł na mnie. Ziewnął szeroko i
przeciągnął się. Z ulgą stwierdziłam, że nie jest oburzony moją wizytą.
- No cóż, pomyślmy. Czyżby chodziło o
Iwana i sobotnią wycieczkę do Hogsmeade? – zapytał z wyraźnie brzmiącym w
głosie sarkazmem. – To miłe, że cenisz sobie moje zdanie, ale już ci mówiłem,
że decyzji za ciebie nie podejmę. Idąc z nim do Hogsmeade, nie musisz się z nim
od razu wiązać.
- Ale nie będziesz zły?
- Nie będę, nie mogę ci zabraniać
spotkań z przyjaciółmi. Idź już na śniadanie, ja zejdę za chwilę.
Opuściłam
gabinet nieco zawiedziona jego chłodnym traktowaniem. Był bezsprzecznie
zazdrosny o Orłowa, nie miałam najmniejszych wątpliwości. No cóż, według niego
bardzo nieudolnie dobierałam sobie przyjaciół. Nie wiem, kogo nie lubił
bardziej. Nelly czy Iwana. Denerwowało mnie oczywiście bardziej, kiedy Barty
obrażał blondynkę, była dla mnie wszystko. Któregoś dnia będę musiała jej
powiedzieć prawdę. To pewne.
Zeszłam do
Wielkiej Sali. Uczniowie powoli zbierali się tam, czekając na godzinę ósmą,
kiedy potrawy pojawią się na stołach. Zobaczyłam Iwana siedzącego obok Dracona
Malfoya z czwartej klasy. Odetchnęłam ciężko i ruszyłam pewnym krokiem w stronę
swojego miejsca. Orłow zauważył mnie, zanim usiadłam.
- Widziałaś informację o wycieczce do
Hogsmeade? – zapytał prosto z mostu. – Skoro byłaś ostatnim razem chora, to
pójdziemy tym razem, hmm?
Odwróciłam na
chwilę wzrok. Faktycznie, Bartemiusz nie mógł za mnie decydować. A z Iwanem mogłam
pójść tylko w charakterze przyjaciółki. Tylko. Tak jak ostatnio Orłow z Nelly.
- Eee… niby możemy pójść. Jako
przyjaciele – odparłam, mocno akcentując ostatnie słowo.
- No to świetnie, spotkamy się w sobotę
w holu.
Uśmiechnął się
szeroko, odwrócił się i wrócił z powrotem na swoje miejsce. No cóż, nie było
tak źle. Mogłam się zaczerwienić i palnąć jakąś głupotę. Usiadłam na swoim
krześle przy stole Ślizgonów. Przy wejściu do Wielkiej Sali wybuchło jakieś
zamieszanie. Okazało się jednak, że to tylko Cedrik Diggory zaszczycił nas
swoją obecnością. Grono piszczących fanek pobiegło za nim aż do stołu Puchonów
i, choć wiele z nich nie należało do Hufflepuffu, usiadło dookoła niego.
- To musi być męczące, ta sława.
Zwłaszcza taka, kiedy lubią cię tylko dlatego, że masz ładną twarz i grasz w
quidditcha – usłyszałam nad sobą, a kiedy podniosłam głowę, zobaczyłam Nelly.
Obrzuciła dziewczyny otaczające Diggory’ego wyniosłym, zniesmaczonym
spojrzeniem i zajęła miejsce obok mnie. – I co, idziesz z Iwanem do Hogsmeade?
- Niby się zgodziłam, ale nie mam
zamiaru się z nim wiązać – odparłam, a blondynka tylko wzruszyła ramionami i
nalała sobie kawy.
- Jesteś głupia – stwierdziła z ciężkim
westchnieniem.
*
Nadeszła sobota. Była ciepła i
słoneczna, zima odeszła już na dobre. Trawniki błyskawicznie zrobiły się świeże
i zielone, na drzewach i krzewach pojawiły się już pączki i drobne listki.
Wszystko dookoła pachniało wiosną.
Uczniowie
wybierający się do Hogsmeade zgromadzili się przy bramie i czekali, aż Filch
posprawdza papiery. Czułam się trochę niezręcznie, kiedy Iwan szedł tuż obok
mnie. Nie było Nelly, która musiała zostać w zamku, by odpracować szlaban dla
Sprout. Nie odzywałam się przez całą drogę do wioski. Zupełnie nie wiedziałam,
o czym z nim gadać! Orłow powiedział mi,
że lubi mecze quidditcha, ale kiedy ja wspomniałam, że nie przepadam za tym
sportem, zamilkł.
- No, to gdzie idziemy? – zapytał, gdy
znaleźliśmy się w Hogsmeade. – Nie znam tego miejsca tak, dobrze, ale ostatnio
byliśmy z Nelly w Trzech Miotłach, więc może tam?
- Możemy – przyznałam. Zauważyłam, że
Iwan coraz lepiej mówi po angielsku. Gdyby nie jego słowiański akcent, lekka
sztywność niektórych spółgłosek, można byłoby go pomylić z prawdziwym
Anglikiem.
Trzy Miotły
były jak zwykle bardzo zatłoczone i wypełnione po brzegi, ledwo znaleźliśmy
wolny stolik ustawione gdzieś w kącie blisko kosza na śmieci. Usiadłam, usiadł
i Orłow, po czym zapadło milczenie. Madame Rosmerta przyniosła nam zamówione
wcześniej kawy. Natychmiast pochwyciłam swoją filiżankę, by zająć czymś ręce.
Pierwszy łyk wypiłam zbyt szybko, przez co poparzyłam sobie język.
- Nelly mówiła mi, że ładnie grasz na
pianinie – odezwał się nagle. Uśmiechnęłam się lekko, ocierając usta
chusteczką. Język pulsował mi lekko z bólu.
- Nigdy nie słyszała, jak gram. No, ale
podobno niektórym się podoba. Nie lubię grać przed dużym tłumem –
odpowiedziałam cicho.
- Ja tam nigdy nie miałem talentu
muzycznego. Nie jestem żadnym artystą – mruknął.
- Na pewno masz jakiś talent, tylko może
o tym jeszcze nie wiesz.
- Dobrze gram w quidditcha, na pozycji
ścigającego. Wiesz, strzelam piłką do bramki – odparł.
Znów zapadła
cisza. Już zgodziłabym się na rozmowę o sporcie; wolałam nudną pogadankę niż to
krępujące milczenie. Niby mogłam podjąć jakikolwiek temat, chociażby o jego
szkole, ale nie chciałam się narzucać. Wolałam, gdy on mówił.
- Wiesz, kiedy byłem tu z Nelly,
opowiadała mi, że co chwilę gdzieś znikasz. Faktycznie, obserwowałem cię i
naprawdę nie wiem, gdzie wtedy chodzisz – odezwał się nagle. Poczułam, że krew
całkowicie odpłynęła mi z twarzy. Serce zabiło mi mocniej z nerwów. Z
zakłopotaniem spuściłam wzrok.
- Lubię się czasem przejść po Zakazanym
Lesie. Ale nie mów tego nikomu, nawet Nelly, bo każdemu rozpowie – sama nie wiem,
skąd wzięłam takie kłamstwo. – U nas nie można wchodzić do lasu, miałabym
kłopoty. A Nelly stałą się ostatnio taka… otwarta, czuję się przy niej dziwnie.
Kiedy jesteśmy same, robi się zupełnie inna. Czasami boję się jej zaufać.
- A mówiłaś jej o tym? – zapytał,
unosząc porozumiewawczo brwi. Na te słowa zaśmiałam się mimowolnie.
- Miałabym jej powiedzieć, że moje
zaufanie do niej zostało zachwiane? Znienawidziłaby mnie, jestem tego pewna –
oświadczyłam.
- Ale kiedy była ze mną w Hogsmeade
mówiła, że od swoich przyjaciół żąda jedynie prawdy…
- Skoro wolałeś tu przyjść z Nelly, to
dlaczego zawracałeś mi głowę? – przerwałam mu gniewnym tonem, a moje oczy
zmieniły się w szparki. – Wiesz co, nawet pasujecie do siebie. Ona tak naprawdę
uwielbia quidditcha, rozpowiada, że go nie znosi, żeby być inna od wszystkich.
Macie dużo wspólnego ze sobą, ona też cię lubi. Może nawet zapomni o tym
Ślizgonie…
Wstałam, żeby
odejść, ale Iwan chwycił mnie mocno za nadgarstek. Zbyt mocno.
- To nie tak, jej osoba zupełnie mnie
nie interesuje, po prostu widzę, że macie kłopoty i chcę pomóc – powiedział,
patrząc na mnie błagalnie.
- Jesteś miły, ale poradzimy sobie same
– odrzekłam jak najuprzejmiejszym tonem. – Chodźmy stąd.
Orłow wstał,
zanim to powiedziałam. Pomógł mi przepchnąć się przez tłum uczniów, a później
otworzył przede mną drzwi. Poczułam się nieco zdezorientowana. Szybko wsunęłam
ręce do kieszeni, by nie mógł mnie za nie chwycić. Był naprawdę fajnym
chłopakiem, inteligentnym i zupełnie niezepsutym, ale po prostu nie mogłam się
zmusić, by coś do niego poczuć. Tak, jakbym już czuła coś do kogoś. Ale
przecież tak nie było, nie znałam uczucia miłości. Wiedziałam, co się wtedy
odczuwa z opowieści dziewczyn, ale nigdy nie byłam w takim stanie.
- Macy, czy ty na pewno chcesz, żebyśmy
byli tylko przyjaciółmi? – zapytał nagle, zatrzymując się. Ja również stanęłam,
nieco zestresowana.
- Tak, na pewno. Nie szukam chłopaka,
dobrze mi jest jako samotnej osobie. Gdybym coś do ciebie czuła, nie wahałabym
się ani chwili, bo jesteś cudownym facetem. Ale nie chcę robić nic przeciwko
sobie – odpowiedziałam powoli, żeby wszystko zrozumiał. Uśmiech jednak nie
zniknął mu z twarzy. Pogłaskał mnie po policzku wierzchem dłoni i rzekł:
- Spokojnie. Będę czekał, aż coś
poczujesz.
Przechylił
lekko głowę i przysunął się do mnie, ale ja cofnęłam się gwałtownie z
przerażeniem malującym się na twarzy. Nic nie byłam w stanie powiedzieć,
odwróciłam się tylko i pobiegłam w stronę zamku, W połowie drogi poczułam
bolesne kłucie w boku. Dysząc ciężko i ściskając się za żebra, wkroczyłam na
teren szkoły. To nie miało żadnego sensu. Iwan powinien się wycofać, kiedy
powiedziałam mu o swoich obawach, a nie naciskać na mnie. Czułam się dziwnie
osaczona, do Orłowa zaś poczułam silną niechęć. Zwolniłam kroku, by uspokoić
oddech i ból w boku. Nie chciałam o tym rozmawiać ani z nim, ani z Nelly.
Pragnęłam teraz zaszyć się w jakimś cichym miejscu, gdzie nie byłoby ani jednej
osoby. Ruszyłam w stronę biblioteki; była miejscem, którego najczęściej używałam
jako wymówki dla moich częstych zniknięć. Ledwo położyłam dłoń na klamce, ktoś
chwycił mnie szorstką ręką za nadgarstek. Wzdrygnęłam się lekko. Kiedy jednak
zobaczyłam pooraną bliznami twarz Moody’ego, poczułam ulgę.
- Co robisz w zamku w wolny weekend,
kiedy wszyscy uczniowie są w Hogsmeade? Miałaś tam być z Iwanem – odezwał się.
-
No tak. Wszystko się popsuło, nie chcę o tym teraz rozmawiać –
mruknęłam, unikając jego wzroku.
Szalonooki nie
powiedział już ani słowa, tylko zacieśnił palce na moim przegubie i poprowadził
mnie do swojego gabinetu. Przez całą drogę nie odzywał się do mnie ani słowa.
Dopiero, kiedy zaryglował drzwi i usiadł przy biurku, przemówił:
- Zadajesz się z ludźmi, którzy chcą
cię wykorzystać. Może nie wszyscy, ale większość. Pod tym względem nie powinnaś
być Ślizgonką. Nie potrafisz odmówić osobom, na którym ci zależy, choćby
chciały twojej krzywdy.
- A ty? Jesteś taką osobą? – spytałam.
- Nie chcę, żebyś później cierpiała,
dlatego szczerze mówię, co sądzę o twoich znajomych. Może ci się to teraz nie
podoba, ale wszystko robię dla twojego dobra – odpowiedział cicho. – Nigdy cię
nie zastanawiało, dlaczego Nelly nie ma przyjaciół? I nie wmawiaj mi, że to
przez nieśmiałość, bo nie wydaje się w ogóle strachliwa.
Wzruszyłam
tylko ramionami, nic już nie mówiąc. Faktycznie, to było bardzo dziwne. Nelly
była otwarta, nie ulegało to moim wątpliwościom. Nie miała wielu przyjaciół, to
było wiadome. Ale zawsze miała odwagę zagadać do nieznajomego. Owszem, podczas
lekcji traciła ją, ale to było normalne, nauczyciele w Hogwarcie onieśmielali.
Byli straszni, zwłaszcza McGonagall. Odbierali mi tę resztkę pewności chociażby
samą swoją obecnością.
- Co się wydarzyło w Hogsmeade? Tak
szybko wróciłaś… Mówiłaś coś o Orłowie. Narzucał ci się? – zapytał po chwili
milczenia Crouch.
- Chciałam mu powiedzieć, że nie mamy
szans na związek, ale on stwierdził, że będzie na mnie czekał i chciał mnie
pocałować. Wtedy uciekłam tutaj. Nie wiem, czy będę w stanie z nim normalnie
rozmawiać. Czuję się, jakbym znów przechodziła to z Shellbotem.
Chwilę
później, sama nie wiem już, jakim cudem, przytulał mnie, gładząc moje włosy
szeroką, kanciastą ręką. Nie myślałam w tej chwili, że ma szkaradne,
zniekształcone ciało Alastora Moody’ego. Dla mnie był po prostu Bartym. Nagle
zesztywniał i opuścił ramię.
- Nie powinnaś mnie w ogóle dotykać,
kiedy jestem w tak… hmm, nie bójmy się powiedzieć, okropnej powłoce – rzekł.
Zaskoczona
podniosłam głowę. Jego jarzące się błękitem magiczne oko zawirowało gwałtownie.
- Dlaczego? Już się do tego
przyzwyczaiłam – stwierdziłam.
Faktycznie,
Crouch w ciele Szalonookiego nie budził już we mnie takiego zdziwienia jak
dawniej. Oczywiście wolałam go w jego własnej postaci, ale wątpię, by
kogokolwiek to obchodziło. Najważniejszy był plan Czarnego Pana, nie było
żadnych wątpliwości.
- Ja wiem, ale sam nie lubię tych
przemian i tego, że musisz mnie takiego oglądać – mruknął nieco zawstydzony.
Nic już na to
nie odpowiedziałam, tylko odsunęłam się posłusznie. Skoro tak wolał… Relacje między
nami były bardzo dziwne, nie byłam pewna ani tego, co ja do niego czułam, ani
odwrotnie. Kiedy Czarny Pan podczas Trzeciego Zadania odzyska ciało i zabije
Pottera, wszystko się wyjaśni. Ja skończę szkołę, Bartemiusz odzyska wolność…
Nie pozwolę, by ta znajomość tak łatwo się skończyła, o nie. Niby byliśmy
osobno, ale i razem. Czułam się naprawdę niestabilnie. Gdybyśmy oboje mieli
choć trochę więcej śmiałości, pewnie wszystko potoczyłoby się inaczej.
*
Nadeszła Wielkanoc. Tego roku wypadały
one pod koniec kwietnia. Pogoda była cudowna, ciepłe powietrze, lekki wietrzyk
i bogata mieszanka cudownych zapachów płynących z lasu, jeziora i błoni.
Przyroda rozkwitła, uwielbiałam wiosnę. Zieleń trawy nigdy nie jest bardziej
soczysta niż wtedy, wiatr nie przynosi tak cudownych zapachów… Uczniowie byli w
euforii. Całe dnie spędzali na błoniach, gawędząc wesoło. Nawet nauczycielom
udzielił się dobry humor. To znaczy, niektórym
nauczycielom – Snape był jak zwykle oschły. Ale to przecież Snape, byłoby
dziwne, gdyby choć na krótki moment porzucił swój snapesizm.
Nie wszyscy
jednak odczuwali radość z powodu przyjścia wiosny. Barty był wyraźnie markotny.
Mimo że nie mówił, dlaczego zachowuje się w ten sposób, ja domyślałam się, że
chodzi o jego zamiłowanie do pracy w ogrodzie. W życiorysie Alastora Moody’ego
nie było pragnienia do opieki nad roślinami, więc Crouch musiał siedzieć w
zamku i obserwować przez szyby okien w swoim gabinecie, jak Hagrid przycina,
podlewa i pielęgnuje szkolne błonia.
- W maju rozkwitają setki róż w
ogrodzie mojej matki – zwierzył mi się pewnego dnia z bardzo ponurą miną. –
Kiedyś ci to pokażę. Cały płot obrastają dzikie, białe róże, od strony sypialni
rodziców całą ścianę domu pokrywają gałęzie, które na wiosnę robią się
ciemnoczerwone od kwiatów. Wiesz, ojciec mógł zawsze kupić dom bliżej miasta, o
wiele większy i przestronniejszy. Ale moja matka wolała mały domek na wsi, z
dala od ludzi.
- Ja pewnie też bym wolała – mruknęłam.
– Kiedy Czarny Pan przejmie władzę, a ty nie będziesz już musiał się ukrywać,
przeprowadzisz się, czy zostaniesz?
- Sądzę, że zostanę. Niby prześladują
mnie okropne wspomnienia ojca, ale jest też dużo dobrych, na przykład o mojej
matce i o… no. Raczej zostanę. A ty?
- Na pewno nie zostanę z ciotką i
wujkiem, oni są po stronie Dumbledore’a, nie zrozumieją mojej decyzji –
odparłam.
Wujostwo
naprawdę by się przejęło, gdyby się dowiedzieli, że popieram Lorda Voldemorta.
Nie, lepiej się w to nie mieszać, jestem im ogromnie wdzięczna za to że
przygarnęli mnie po śmierci rodziców i zapewnili godne życie, ale czas zrobić
coś, do czego przymierzałam się od dawna. Pójść nareszcie właściwą drogą.
- A gdzie będziesz mieszkać? – spytał
Crouch, przyglądając mi się z uwagą.
- Rodzice zostawili mi trochę złota,
pewnie kupię jakieś mieszkanie. Nie wiem jeszcze, póki co chcę się skupić na
tym, co nam każe robić Czarny Pan.
- Chcę, żebyś wiedziała, że zawsze
będziesz u mnie mile widziana.
Uśmiechnęłam
się tylko. No cóż, na pewno będziemy się widywać, w końcu oboje służyliśmy
jednemu panu. Może nawet Nelly poczuje powołanie, by zostać śmierciożercą? Jej
ojciec popierał Voldemorta, a ona sama była wredna i sprytna. No, może nie była
zbyt dobrą czarodziejką, ale przecież wszystkiego można się nauczyć.
___________
No, wszystko pędzi
dość szybko, ale prawdziwe opowiadanie zacznie się dopiero po odrodzeniu
Voldemorta. Trochę też zmienię fabułę „Pottera”, ba, dość znacznie nawet.
Przepraszam Was, że tyle nie pisałam, ale na koniec roku szkolnego miałam
mnóstwo, mnóstwo poprawek. I to z ciężkich przedmiotów. A w końcu przepisywanie
takich maleńkich literek, jakie stawiam, nie jest takie łatwe. Jestem nad
morzem na wakacjach, całą noc w samochodzie starałam się odpocząć, żeby po
południu oczy mnie nie bolały xD
Na początku
czułam pewien dystans do tej historii i do tego bloga, ale popsuty komputer
(pamiętacie, w styczniu, ta tragiczna karta graficzna) jakoś zbliżyła mnie do
niego.
~donik_0505@vp.pl
OdpowiedzUsuń10 lipca 2011 o 11:20
Masz świetnego bloga :DBardzo podobają mi się wszystkie notki . Mogłabyś mnie informować o nowych ?Na : http://historia-panny-potter.blog.onet.pl/ Pozdrawiam .P.S. dodam cię do linków , okej ?
16 lipca 2011 o 09:33
UsuńSpoko, też Cię dodam. xD
unnamed20@onet.pl
OdpowiedzUsuń10 lipca 2011 o 21:12
Fajnie ^^ , sorki musiałam zmienić adres na blogu l;p , no ładnie :D pozdrawiam , miłych wakacji http://everything-scares.blog.onet.pl/lub http://tom-riddle-lord-voldemort.blog.onet.pl/
16 lipca 2011 o 09:20
UsuńSpoko, właśnie zauważyłam, że coś się na niego dostać nie mogę xD
~olka
OdpowiedzUsuń11 lipca 2011 o 00:20
Jednak Macy poszła z Iwanem do Hogsmeade,chociaż na krótko…………..Pozdrawiam.
16 lipca 2011 o 09:12
UsuńCóż, czasami ludzie robią różne rzeczy, mimo że nie chcą. To nie pierwsze i ostatnie takie poświęcenie ze strony Macy.
zuzanka331361@buziaczek.pl
OdpowiedzUsuń22 lipca 2011 o 12:28
O Jezuuu, kocham to opowiadanie! I Barty’ego. Tego książkowo-filmowego nie lubiłam, ale ten jest przecudowny * . * ! Pisz szybko kolejny rozdział, bo nie mogę się doczekać :* !rozkoszne-noce.blog.onet.pl
22 lipca 2011 o 16:19
UsuńKochana, rozdziałów przepisanych jest już do 16, napisanych w zeszycie zaś… noo… chyba do 24, zdaje się xD Dziś odcinek będzie, tylko szablon nowy zrobię, bo ten jest nudny xD