Postanowiłam zaprosić Nelly następnego
dnia. Chciałam, żeby wpadła na kolację i zapoznała się z Bartym, który jednak
nie okazywał większego entuzjazmu na myśl o tym spotkaniu. W przygotowaniu
pomógł mi jedynie przez grzeczność. Znów wyciągnął stół do ogrodu i nakrył
kremowym obrusem w stokrotki, podczas gdy ja męczyłam się i stresowałam
okropnie, przygotowując pierwsze w swoim życiu ciasto z truskawkami. Drżącymi
rękami ustawiłam je na stole w kuchni, by przyjrzeć mu się z bliska. Modląc
się, by nic się z nim nie stało, szturchnęłam je lekko palcem. Ciasto trzymało
się dzielnie. Z ulgą odsunęłam je, by zająć się doprawianiem pieczeni. Kiedy
kilkanaście minut później udałam się do ogrodu, żeby obejrzeć efekt, aż
uśmiechnęłam się na widok przystrojonego stołu. Po środku stał mały, biały
wazonik ze świeżo ściętymi szafirkami*. Rozłożył też białą, porcelanową
zastawę.
- Pięknie to wygląda – powiedziałam.
- Robię to tylko dla ciebie. Daj mi ten
fartuch i idź po Nelly, a ja skończę.
Podałam mu
różowy fartuszek z koronką i opuściłam posesję. Za bramką teleportowałam się do
Dziurawego Kotła, gdzie umówiłam się z przyjaciółką. Zauważyłam ją siedzącą
przy tym stoliku, gdzie ostatnio rozmawiałyśmy. Natychmiast wstała i podeszła
do mnie. Również ubrana była w elegancki strój, jak ja. Miała na sobie obcisłe,
ładnie skrojone dżinsy, japonki i różową bluzkę bez ramiączek. Ja zaś ubrałam
białą, koronkową sukienkę sięgającą ziemi i koturny na nogach.
- Pierwszy raz widzę cię w takim stroju
– przemówiła i objęła mnie na powitanie.
- Ty też ładnie wyglądasz. Chodźmy już,
upiekłam ciasto specjalnie na tą decyzję – powiedziałam i chwyciłam ją za rękę,
po czym teleportowałam się. Dom chroniły takie zaklęcia, że gdyby Nelly
chciała, to i tak nigdy nie mogła nas wydać. Pojawiłyśmy się na drodze. Z
uśmiechem patrzyłam, jak podchodzi powoli do furtki, z zachwytem przyglądając
się temu zjawisku.
- Piękny, prawda? – zapytałam i
wprowadziłam ją do ogrodu. Barty siedział przy stole, z podbródkiem opartym o
zaciśnięte pięści. Kiedy nas zobaczył, wstał.
- To Barty Crouch – zwróciłam się do
przyjaciółki. Oboje uścisnęli sobie ręce. Blondynka była najwyraźniej pod
wrażeniem, Bartemiusz zaś chyba na trochę zażenowanego. Usiedliśmy do stołu, a
ja nalałam do trzech idealnie czystych miseczek zupy ogórkowej. Przez moment
milczeliśmy, dopiero po chwili Nelly odezwała się:
- To twój ogród? Jest piękny, te kwiaty
i wszystkie rośliny… Zdumiewające.
- Dziękuję. Poświęcam mu dużo czasu –
przyznał z krzywym uśmiechem. Zauważyłam, że bardzo się starał, aby ta kolacja
nie okazała się porażką.
- Mówiłaś kiedyś, że chciałabyś
wyjechać – zwróciłam się do niej, by jakoś podtrzymać rozmowę.
- No tak, myślałam nad Afryką albo
Turcją… ale nie podjęłam jeszcze decyzji. Teraz jeszcze trudniej będzie mi
zadecydować – odparła i rzuciła Crouchowi płomienne spojrzenie. Przynajmniej z
jej strony nie musiałam się obawiać, że nie polubi go z jakiegoś powodu. Po
tych słowach atmosfera trochę się rozluźniła, choć Barty nieco sarkastycznym
tonem odpowiadał na jej pytania lub zaczepki. Nelly zaś, nie zrażona tym, wciąż
go zagadywała, aż dziwne, że nie zauważyła tej bariery między nimi.
Gdy po drugim
daniu udałam się do kuchni po ciasto, specjalnie nie pozwoliłam Crouchowi pójść
ze mną, bo chciałam zobaczyć, jak się zachowają, kiedy pozostaną sami. Krojąc w
kuchni ciasto zerkałam co jakiś czas w okno. Blondynka mówiła bez przerwy,
Barty zaś bawił się widelczykiem z wyraźnie ponurą miną. Westchnęłam ciężko i
machnęłam różdżką, a trzy talerzyki uniosły się w powietrze. No cóż, nie mogę
zmusić Bartemiusza, by kogoś lubił. Podczas deseru prawie wcale się nie
odzywał, a kiedy poprosiłam go, żeby zaniósł stół z powrotem do piwnicy, tylko
skinął głową. Obie z Nelly poszłyśmy do kuchni, żeby pozmywać. Zajęło nam to
przy pomocy różdżek zaledwie kilka sekund. Poleciłam jej iść do salonu, a sama
zabrałam się za przygotowywanie kawy. Nie byłam zwolenniczką nałogowego picia
tego napoju, ale od czasu do czasu, w dobrym towarzystwie… czemu nie. Kiedy
weszłam do salonu, niosąc na srebrnej tacy trzy porcelanowe filiżanki, czajnik
w niebieskie kwiatuszki i puszkę z ciasteczkami, Nelly znów mówiła, Barty tylko
się przysłuchiwał z nieco zniechęconą miną. Gdy tylko pojawiłam się na
horyzoncie, wstał, wziął ode mnie tacę, a kiedy odłożył ją na niskim stole,
pocałował mnie w policzek i powiedział ze szczerym uśmiechem:
- To była świetna kolacja, jak zwykle.
Zwłaszcza ciasto.
Zarumieniłam
się lekko, ale w pokoju panował półmrok, więc nikt tego nie zauważył. Machnęłam
różdżką, żeby pozapalać wszystkie świece. Nigdy nie słodziłam kawy, Barty zaś
wrzucił do swojej dwie kostki cukru, na co Nelly parsknęła śmiechem.
- Ja też słodzę dwie kostki, jesteśmy
idealnie nierodni – oświadczyła, na co oboje z Crouchem unieśliśmy brwi. Ja z
tego powodu, że Countless również nie słodziła kawy, Barty zaś, słysząc w jej
ustach przekręcone słowo.
- Chyba nieodrodni – poprawił ją z
lekkim uśmiechem, na co ta znów się zaśmiała i potwierdziła to. Poczułam się
trochę zażenowana, ale mimo wszystko zaproponowałam jej:
- Niedługo mam urodziny, nie robię
żadnego przyjęcia z wiadomych powodów, ale… może byś przyszła? Byłoby cudownie,
gdybyś została na noc. Jest tu przyjemny pokój gościnny.
- Jeśli tak, to dlaczego nie? Bardzo
chętnie – uśmiechnęłam się szeroko. Crouch rzucił mi szybkie spojrzenie i
odwrócił wzrok.
Pijąc kawę,
robiłam wszystko, co się dało, by wciągnąć go w rozmowę. Wiedziałam, że oboje
uwielbiają mecze quidditcha, ale po pierwszym minutach okazało się, że lubią
zupełnie inne drużyny. Musiałam się chyba pogodzić z tym, że kolacja okazała
się nietrafionym pomysłem. Około godziny dwudziestej pierwszej padły dla
Bartemiusza zbawienne słowa z ust Nelly:
- Jest już dość późno, nie chcę wam
przeszkadzać, pójdę już.
- Szkoda, to był udany wieczór.
Odprowadzę cię – skłamałam, ale uśmiechnęłam się i wstałam, po czym zwróciłam
się do blondyna: - Wrócę za kilka minut, dobrze? Nie musisz na mnie czekać.
Skinął tylko
głową, pożegnał się z Nelly i udał się do kuchni, by odnieść brudne filiżanki.
Opuściłyśmy dom i teleportowałyśmy się na ulicę przed Dziurawym Kotłem. Ciekawa
byłam, co Myślo o Bartym, więc postanowiłam się z nią przejść.
- I jak ci się podoba? – zapytałam.
- Barty? Nie wierzę, że przez cały rok
ukrywał się pod tą maską Moody’ego – wyznała szczerze podekscytowana. –
Przyznam się, nie miałam racji co do niego. Jest niezwykle przystojny,
spotykacie się?
- Nie, skąd ci to przyszło do głowy –
zaprzeczyłam, choć głos trochę zadrżał mi przez niepewność. – Mieszkamy razem,
bo się przyjaźnimy. Jest dla mnie jak brat.
- Ale nie zapominaj, że ja cię kocham
bardziej. Chyba nie ma dziewczyny, skoro z nim mieszkasz, co? Gdyby miał,
pewnie zabiłaby cię z zazdrości. W końcu jest o co.
Zaśmiałam się,
słysząc te słowa.
- Nie, nie ma. Więc chyba go polubiłaś,
prawda? – spytałam, patrząc w jej błyszczące oczy.
- Jest bardzo miły, oczywiście, że go
lubię. Zawsze jest taki nieśmiały? To chyba się jakoś da zmienić.
- Trochę go onieśmieliłaś, ale kiedy
się bliżej poznacie, z pewnością wszystko pójdzie lepiej – odpowiedziałam,
objęłam ją na pożegnanie i teleportowałam się. Było już całkiem ciemno, kiedy
wróciłam do domu. Zdjęłam buty na koturnach w korytarzu i chciałam wejść po
schodach na piętro, ale zauważyłam, że w salonie wszystkie świece są pogaszone,
zasłony zaciągnięte, a w fotelu przed płonącym kominkiem siedzi Crouch. W ręku
miał do połowy opróżniony kieliszek ognistej whisky, mętny wzrok utkwiony miał
w płomieniach liżących kawałki drewna przyniesionego ze spiżarki, twarz bez
wyrazu. Zaniepokojona podeszłam do fotela i ostrożnie położyłam mu rękę na
ramieniu. Zauważyłam, w jak elegancki, ale i niedbały zarazem sposób trzymał
kieliszek.
- Coś się stało? Wiem, ta kolacja była
porażką, przepraszam – mruknęłam. Ten wrzucił szklankę w ogień, gdzie rozpadł
się z trzaskiem.
- Nie powinnaś jej tu przyprowadzać,
ale nie ze względu na mnie czy na ciebie – powiedział cicho. – Zauważyłem, że
ta twoja Nelly zaczęła mnie podrywać. Może nie zwróciłaś na to uwagi…
- Tak, też się zorientowałam. Ale nie
przejmuj się, to jej minie. Nie chcę, żebyś przeze mnie pił.
- To nie twoja wina, że Nelly jest
nachalna – odrzekł natychmiast. – Chodź tu.
Spełniłam jego
prośbę. Chwycił mnie za nadgarstek i nieśmiało skierował na swoje kolana.
Usiadłam na nich, a on objął mnie ramieniem. Przez krótką chwilę gładził mnie
wolną ręką po włosach, w końcu ujął delikatnie mój podbródek i pocałował mnie.
Kiedy wsunął pomiędzy moje wargi język, poczułam lekki smak alkoholu. Nie wypił
go dużo, acz bez wątpienia musiał być to mocny trunek. Kiedy zanurzył dłoń w
moich włosach, zrobiło mi się gorąco, a po plecach przebiegł dreszcz. Panicznie
wprost bałam się, że kiedyś może dojść do czegoś więcej. A przecież
nieubłagalnie wszystko do tego zmierzało. Czułam, że to on teraz wszystkim
kieruje. Po raz pierwszy zebrał w sobie tyle odwagi. Oboje mieliśmy bardzo
słabą głowę. Gdyby nie to, że wypił wcześniej przynajmniej wielki kieliszek
ognistej whisky, nie doszłoby do tego. Pogłębił pocałunek, jego ręce zsunęły
się nieco niżej. Odsunął usta od moich i musnął nimi najpierw moją odsłoniętą
szyję, później ramię, na końcu obojczyk. Zaniepokoiłam się trochę, kiedy musnął
dłonią moją talię, zahaczając przypadkowo o pierś. Dotykał mnie bardzo
delikatnie i wiedziałam, że nie chciał zrobić mi krzywdy, nawet jeśli był
trochę podchmielony, acz nie byłam jeszcze gotowa na coś takiego. Powiedzenie
Nelly, że traktuję Barty’ego jak brata zdało mi się nagle absurdem. Ujęłam jego
twarz w dłonie i przyłożyłam swoje usta do jego warg. Nie obchodziło mnie, że
znów poczułam smak i zapach znienawidzonego przez siebie trunku. Pragnęłam, by
trwało to wiecznie, mimo nieco rozpraszającego mnie dziwnego uścisku w żołądku. Jego palce wpijały się przez cienką
sukienkę w moje plecy, drugą dłonią uchwycił mi lekko włosy z tyłu głowy.
Poczułam jego szybko bijące serce tuż przy mojej piersi, kiedy mocniej
przycisnął mnie do siebie. Uznałam po chwili, że już wystarczy. Poczułam
nienaturalne ciepło bijące od niego. Przytuliłam twarz do jego lekko
odsłoniętej szyi i wdychałam przez moment zapach jego perfum, podczas gdy on
gładził powoli moje włosy. Nasze serca wróciły do normalnego rytmu. Mało
brakowało, naprawdę. Oboje mogliśmy z łatwością przeoczyć moment, w którym należało
się zatrzymać, on pijany alkoholem, ja – uczuciami.
- Chyba pójdę już spać – odezwał się
cicho Crouch. Podniosłam głowę i uśmiechnęłam się lekko.
- To dobry pomysł – odparłam i
założyłam mu długi kosmyk jasnych włosów za ucho. Wstałam z jego kolan i
pomogłam mu się podnieść. Bez problemu dotarł do swojej sypialni. Machnęłam
różdżką, a ogień w kominku zgasł momentalnie.
Następnego ranka niebo było cudownie
niebieskie, puchate, białe chmurki co jakiś czas przysłaniały słońce. Lato
zapowiadało się parne i gorące. Otworzyłam okna w całym domu w nadziei, że
wpadnie do środka choć słaby podmuch wiatru. Zeszłam na dół ubrana w białe,
krótkie szorty i zieloną bluzkę bez ramiączek. Miałam tego dnia pójść po
zakupy, a na samą myśl, że musiałam wyjść w ten upał z domu robiło mi się
słabo.
Barty wstał
późno, około godziny jedenastej. Twarz miał poszarzałą, wzrok mętny. Coś mi się
wydaje, że kac mocno dawał mu się we znaki.
- Kiepsko wyglądasz, zaraz zrobię ci
kawę – odezwałam się z pobłażliwym uśmiechem. – Przyznaj się, ile wczoraj
wypiłeś?
- Nie przypominaj mi. Jakieś… pół
butelki?
Usiadł przy
stoliku w salonie i odetchnął głęboko. Kiedy podałam mu kawę, dodałam;
- Pogoda chyba nie jest odpowiednia na
picie alkoholu.
Zajęłam
miejsce obok niego i oparłam lekko głowę o jego ramię.
- Pamiętasz coś z wczoraj?
- Hmm… pamiętam. Przepraszam za to…
sama wiesz… - odparł z bardzo zmieszaną miną.
- Nie gniewam się. Naprawdę. Chociaż
wolałabym, żebyś był całkowicie trzeźwy, kiedy mnie całujesz.
Uśmiechnęłam
się i poszłam do kuchni, gdzie w szafce ukryte były mugolskie pieniądze. Cóż, w
każdej sytuacji można znaleźć jakiś plus, nie miałam kasa i czułam się całkiem
znośnie. No i inteligentnie postępując, nie musiałam zasuwać na nogach w
nieznośny upał taki kawał drogi. Mogłam po prostu teleportować się do Londynu, zrobić zakupy i w ten sam sposób wrócić do domu. Nie wiem, z czego to wynikało, ale w
miastach na ogół było chłodniej i więcej cienia. A może mi się tylko wydawało?
Na wsi byłam zaledwie pięć razy w życiu, wciąż nie mogłam przywyknąć do tak
dużej przestrzeni, pustki i natury otaczającej mnie zewsząd. Wychowałam się
wśród ludzi, a tutaj jedyną osobą, z którą mogłam porozmawiać był Barty.
Znalazłam się
w jakiejś ciemnej uliczce w Londynie. Panował tu przyjemny chłód i cień, ale i
drażniący zapach nieświeżych ryb. Czym prędzej wmieszałam się w tłum mugoli i
odnalazłam jakiś sklep samoobsługowy. Panował tam chłód tworzony przez maszynę
zwaną „klimatyzacją”. W Londynie znajdowało się mnóstwo sklepów, dlatego ludzi
było tam niewiele. Do metalowego wózka zapakowałam tyle, ile byłam później w
stanie unieść bez pomagania sobie czarami, zapłaciłam i opuściłam sklep,
praktycznie ugięta pod ciężarem zakupów. Znikająca nagle dziewczyna po środku
ruchliwej ulicy byłaby podejrzanym zjawiskiem, więc powlokłam się do pierwszej
klatki w bloku, skąd teleportowałam się. Było mi o wiele lżej, w końcu nie
musiałam targać ze sobą kilkunastu kilo we wżynających mi się w ręce torbach,
ale mimo wszystko poczułam nieopisaną wręcz ulgę, kiedy odstawiłam to wszystko
do chłodnej spiżarki. Słyszałam, że mugole nie muszą używać zaklęć, aby ich
pożywienie pozostało świeże. Mają wąskie, wysokie pudła zwane „lodówkami”.
Jakimś cudem zamknięto w nich zimne powietrze, a nawet i mróz. Mugole nie są
jednak tak głupi, jak wszyscy myślą.
- Macy, jesteś już? Możesz tu na chwilę
przyjść? – usłyszałam głos dochodzący z salonu. Barty był już ubrany i wyglądał
trochę lepiej. – Przemyślałem sobie to wszystko… Mówię o Nelly. Zaprosiłaś ją
tu na noc, nie wiem, czy to dobry pomysł. To znaczy… twoi goście, twoja sprawa,
ale nie czuję się zbyt bezpiecznie w jej towarzystwie.
- Nie wypada się teraz wycofać. Już
więcej jej nie zaproszę, jeśli ci to przeszkadza. Po prostu miałam nadzieję, że
jeśli bliżej się poznacie, to zmienisz do niej nastawienie i chociaż trochę ją
polubisz. No trudno. Idę zrobić obiad.
Te
bezpośrednie słowa sprawiły, że posmutniałam. Jedząc sałatkę z pomidorami, co
Croucha nie odezwałam się ani słowem. On również milczał, najwyraźniej czymś
zafrasowany. Kiedy zebrałam talerze i włożyłam je do zlewu, odezwał się:
- Przepraszam, nie chciałem sprawić ci
przykrości. Z mojej strony możesz być pewna, że zrobię wszystko, żeby ją
polubić, ale to będzie trudne. Nie chcę, żeby sobie pomyślała, że jestem nią
zainteresowany. Powiesz jej o tym?
- Wykluczone, jeszcze pomyśli, że chcę
jej odbić każdego mężczyznę, który się jej podoba – żachnęłam się, oburzona. -
Wczoraj pytała mnie, czy jesteśmy razem, powiedziałam, że jesteś dla mnie jak
brat. Myślisz, że powinnam? Chyba niepotrzebnie zrobiłam jej nadzieję.
Usłyszałam
ciche skrzypnięcie, po chwili Barty położył mi rękę na ramieniu i musnął mój
odsłonięty kark ustami.
- Jeśli jestem dla ciebie jak brat, to
nie powinnaś mieć wyrzutów sumienia – powiedział szeptem.
*
Nadszedł dzień moich siedemnastych
urodzin. Poczułam się nareszcie wolna i to od pierwszej sekundy, kiedy tylko
otworzyłam oczy. Słońce świeciło mocno, a ja obudziłam się w łóżku obsypanym
płatkami czerwonych róż tak gęsto, że wydawało mi się, że leżę na stosie
kwiatów. Crouch siedział na krześle i przyglądał mi się.
- Wszystkiego najlepszego, solenizantko
– odezwał się.
- Ty to zrobiłeś? – zapytałam
zaskoczona. – Szkoda takich pięknych kwiatów.
- Zostało ich jeszcze mnóstwo. Zrobiłem
też to, ale nie wiem, czy jest zjadliwe – dodał i położył mi na podołku talerz
z naleśnikami polanymi czekoladą. Na ich szczycie wbita była płonąca świeczka.
Moje urodziny nigdy nie były jakimś specjalnym wydarzeniem, podobnie jak i
urodziny mojego kuzynostwa. Ciotka i wujek kochali nas, ale starali się
wychować na skromnych ludzi. A to, co dla mnie zrobił Bartemiusz było czymś
zupełnie dla mnie nowym i… romantycznym. Po prostu nie mogłam powstrzymać
drżenia podbródka, moje oczy wypełniły się łzami. Uśmiech z twarzy Croucha
zniknął momentalnie.
- Zrobiłem coś nie tak? Macy, proszę,
tylko nie płacz… - różdżką przywołał z drugiego końca pokoju chusteczkę i
zaczął osuszać mi oczy.
- Nie, ale niepotrzebnie robiłeś sobie
kłopot. Nigdy nie miałam takich urodzin. Ciotka z wujkiem nie chcieli nas za
bardzo rozpieszczać – odpowiedziałam już spokojnie.
- To nie było dla mnie problemem, wręcz
przeciwnie. Jedz, zanim wystygnie. Ale najpierw pomyśl życzenie.
Zmarszczyłam
lekko czoło. Teraz byłam tak idealnie szczęśliwa, że nie chciałam nic dla
siebie. Chociaż… zaraz. Była taka rzecz. Bardzo pragnęłam, żeby Nelly i Barty
chociaż trochę się polubili. Zdmuchnęłam drżący płomyczek i uśmiechnęłam się.
Byłoby cudownie, gdyby moje życzenie się spełniło.
Zeszliśmy na
dół jakieś pół godziny później. Pozwoliłam, żeby Barty zaplótł mi włosy w
długi, gruby warkocz. Wyszło mu to o wiele lepiej, niż praca w kuchni, ale ja i
tak zawsze sama wolę sobie czesać włosy.
- Chciałbym ci coś dać, ale
przepraszam, że nie zapakowałem, przyszło dziś rano. Mówiłaś mi, że Lynn
zniszczyła ci skrzypce… - wyciągnął z szafki lśniące całkiem nowe skrzypce.
Posłałam mu surowe spojrzenie.
- Nie przyjmę ich, nie znoszę, kiedy
ktoś się dla mnie wykosztowuje – odpowiedziałam.
- Właśnie, że przyjmiesz. Nie zrobisz
mi tego, chciałem ci zrobić przyjemność. Zagraj dla mnie, dobrze?
Uśmiechnęłam
się i ujęłam jego podbródek, żeby pocałować delikatnie kącik jego ust w ramach
podziękowania. Wstałam, wbiłam ostrożnie brodę w skrzypce i zaczęłam grać.
Melodia* płynęła w cudowny, czarujący sposób. Uwielbiałam dźwięk tego
instrumentu. Skrzypce zawsze wydawały z siebie jakąś magiczną nutę. Kiedy
kilkanaście minut później skończyłam, Barty pokiwał z uznaniem głową.
- Nie znam tego kawałka, ale pięknie go
zagrałaś – rzekł. Uśmiechnęłam się, a moje policzki poróżowiały. Był to
przecież znany utwór Chopina, ale nie miałam Crouchowi za złe tego, że nigdy go
nie słyszał.
Nelly przyszła
około siedemnastej, ubrana w szokująco żółtą, krótką sukienkę na cienkich
ramiączkach. Wyglądała całkiem ładnie, muszę przyznać, choć cały efekt robił
duże wrażenie. Już wcześniej uprzedziłam ją, by pod żadnym pozorem nie dawała
mi prezentu. Jedną z jej cech było to, że nie narzucała mi się, jeśli nie
chciałam. Kiedy weszła do salonu, objęła mnie, po czym podeszła do Croucha i
pocałowała go w każdy policzek, pozostawiając na nich ślady swojej
krwistoczerwonej szminki. Gdy już go puściła, cofnął się zmieszany i rzucił mi
groźne spojrzenie. Zadeklarował pomoc w kuchni, żeby tylko uwolnić się od jej
towarzystwa.
- Ona wstydu nie ma! – wysyczał,
podając mi talerz.
- Oj, przejmujesz się… Podobasz się
jej, to nic złego, że chce zrobić na tobie wrażenie.
- Robi, i to duże, wierz mi. Ale nie w
pozytywnym tego słowa znaczeniu – odburknął. – To ładna dziewczyna, ale nie mój
typ. Nie podoba mi się po prostu. Przepraszam, że to powiedziałem w twoje
urodziny, ale chcę być szczery. Nie znoszę, kiedy ktoś mnie próbuje wyswatać,
zwłaszcza z taką dziewczyną.
- Nie jestem zła i na pewno nie chcę
cię swatać – odpowiedziałam z uśmiechem.
Długo
siedzieliśmy w salonie, pijąc kawę. Nie zamierzaliśmy nawet wychylać głowy za
drzwi. O tej porze komary po prostu pożarłyby nas żywcem. Nie można było nawet
okna otworzyć.
- Jeśli chcesz zostać na noc, to czuj
się jak u siebie – zaproponowałam. Barty westchnął cicho, ale nic nie
powiedział. Najwyraźniej już się pogodził z tym, że będzie musiał ją zdzierżyć
tu aż do następnego dnia.
- Chętnie. Gdzie będę spała?
Zaprowadziłam
ją na górę, gdzie zostawiła swoje rzeczy, później pokazałam łazienkę na
parterze. Kiedy się w niej zamknęła, wróciłam do salonu. Zastałam Croucha
stojącego przy barku. Drzwiczki były zamknięte, ale on sam w ręku trzymał
butelkę i próbował ją odkorkować. Wypełniona była bursztynowym płynem.
Natychmiast mu ją odebrałam i schowałam z powrotem do szafki.
- Przestań, jeszcze raz zobaczę że
pijesz, wrzucę wszystko w ogień.
- Pomyślałem sobie, że może upiję się
tak, że pójdę spać teraz i będę spał do południa. Wiesz, Nelly chyba spać
spokojnie w swoim łóżku tej nocy nie
będzie – odpowiedział z bezradną miną.
- Mogę się z robą zamienić pokojami,
jeśli chcesz. Wszystko, by cię nie nachodziła – podeszłam do niego, wspięłam
się na palce i ujęłam jego twarz w dłonie, żeby go pocałować. Na szczęście moje
usta zdążyły musnąć tylko policzek, bo szum wody ucichł, a Nelly stanęła w
progu. Minę miała niepewną i trochę zawiedzioną. Szybko cofnęłam się, ale nie
mogłam się oszukiwać, że nie zauważyła naszego podejrzanego zachowania.
- Skończyłaś już? To chyba pójdę teraz
ja, chcę się wcześniej położyć – powiedziałam takim tonem, jakby zupełnie nic
się nie stało. Uśmiechnęłam się do niej i poszłam do łazienki. Mało brakowało.
Nelly oczywiście nabierze podejrzeń, ale ona zawsze była nieufna. Zdjęłam
granatową sukienkę i weszłam pod prysznic. Przekręciłam kurek z niebieskim
kryształkiem. Spodziewałam się, że na głowę spadnie mi zimna woda, ale poleciał
wrzątek! Z wrzaskiem wyskoczyłam spod prysznica i chwyciłam przewieszony przez
srebrną rurkę przytwierdzoną do ściany pod oknem. W ostatniej chwili narzuciłam
go na siebie, bo do łazienki wpadła Nelly. Bartemiusza nie chciała tu wpuścić.
- Co się stało? – zapytała z
niepokojem.
- Odkręciłam kurek z zimną wodą, a
wypłynęła gorąca – odpowiedziałam. – Nie ma powodu do paniki, pewnie coś się
zepsuło.
Poprosiłam ją
delikatnie, by wyszła, po czym wróciłam pod prysznic. Tym razem ostrożnie
odkręciłam kurki, ale woda poleciała taka, jak chciałam. To wszystko mnie
przerażało. Być może ten incydent z wrzątkiem był tylko zwykłym przypadkiem,
ale wszystko przez te widma z lustra teraz sprawiało, że dookoła widziałam
zamachy na swoje życie. Kwadrans później opuściłam łazienkę, ubrana w cienką,
wełnianą koszulę nocną i owinięta aż pod szyję niebieskim szlafrokiem. Ku
swojemu zdziwieniu ujrzałam siedzącą w salonie Nelly i towarzyszącego jej
Bartemiusza. Po pierwsze – rozmawiali, zainteresowanie wyczułam z obu stron, po
drugie zaś – blondynka miała na sobie tylko
różową, satynową koszulę nocną, która nie sięgała jej nawet do kolan. Cóż, nic
dziwnego, że Crouch podjął z nią jakąś konwersację. Całkiem wyraźnie było widać
jej piersi, jasnożółte loki opadały na nagie ramiona. Wyglądała bardzo
zmysłowo, siedząc niedbale rozparta na kanapie, bawiąc się kosmykiem włosów.
Poczułam się nagle gruba i niezdarna w swoim bezkształtnym szlafroku, zupełnie
nie pasowałam do panującej w salonie romantycznej scenerii. Przysłonięte okna,
za nimi mrok i gwiazdy na niebie, płonące wszędzie świece i dwójka ludzi
beztrosko ze sobą rozmawiających. Byliby świetną parą, gdyby tylko trochę
pozmieniać im charaktery. Ale poza tym pasowali do siebie pod względem wyglądu.
Nelly już po kilku godzinach poczuła się tu jak w domu, a ja nawet po ponad
trzech tygodniach wciąż się krępowałam. To ona zachowywała się jak prawdziwa
pani domu. A ja.. ja jak zwykła służąca. To było głupie, wiem, ale zrobiło mi
się trochę smutno. Chciałam wycofać się na górę, ale kiedy światło padło na
moją postać, Barty, który siedział praktycznie twarzą do boku schodów, zauważył
mnie.
- Dobrze, że już jesteś. Nelly mówiła
coś o gorącej wodzie, chodź tu na chwilę – zwrócił się do mnie. Kiedy
posłusznie podeszłam do niego, odsunął delikatnie kołnierz szlafroka, żeby
obejrzeć mój dekolt i ramiona. Uśmiechnął się i usiadł z powrotem na krześle. –
Te zaczerwienienia do jutra znikną, nie musisz się przejmować.
- Nie przejmuję się, po prostu nie chcę
paradować po domu w samej koszuli, nie mam na to figury. Chcecie kawę? –
robiłam wszystko, co się dało, by ukryć smutek w głosie. Moje życzenie chyba
naprawdę się spełniło, więc postanowiłam się tym cieszyć i nie zepsuć. Barty
już wstawał, by mi pomóc w przygotowaniu kawy, ale kazałam mu się nie
fatygować, sama zaś udałam się do kuchni w celu przygotowaniu owego napoju.
Przez te kilka minut nawiedzały mnie straszne sceny, a ja sama czułam do siebie
obrzydzenie, bo przecież Nelly była moją najlepszą przyjaciółką. A co, gdyby
moje życzenie spełniło się aż za bardzo? Gdyby Barty zakochał się w niej? W
sumie między nami nic nie było. To, do czego ja potrzebowałam kilku miesięcy,
jej wystarczyło pół dnia. A przecież ja nie miałam nic, czego Nelly by nie
miała. Była ładna, mądra, błyskotliwa… i o wiele bardziej otwarta. Ja i Crouch
byliśmy bardzo nieśmiali, oboje potrzebowaliśmy dużo czasu. A moja przyjaciółka
z łatwością mogłaby nim pokierować tak, że sam Bartemiusz nie musiałby się
praktycznie wysilać. Jestem pewna, że gdyby nie moja obecność, już spróbowałaby
go pocałować. O ile już tego nie usiłowała zrobić. Nie byłam zazdrosna, o nie.
W końcu nie miałam o kogo. Po prostu poczułam się przytłoczona tym wszystkim, a
kiedy mam za dużo problemów, tak się właśnie zachowuję. Nawiedzają mnie
przygnębiające wizje, a później pół nocy płaczę w poduszkę z obawy, że może się
to spełnić.
Nie zdążyłam nawet
dojść do stolika, kiedy gwałtownie się zatrzymałam. Stała tam odkorkowana
butelka czerwonego wina, a Barty i Nelly byli najwyraźniej w świetnych
nastrojach.
- Przepraszam, że wyciągnąłem wino, to
Nelly zaproponowała – zwrócił się do mnie. – Wiem, że nie lubisz, kiedy…
- Nie
pozwalasz mu pić? – przerwała Crouchowi przerażona Ślizgonka. – Chyba muszę
tu częściej przychodzić. Chcesz?
Zaoferowała mi
wino, ale tylko pokręciłam głową, odstawiłam tacę i wzięłam jedną z filiżanek,
po czym usiadłam na stołku od fortepianu i upiłam łyk gorącej kawy. Poczułam
ukłucie w okolicy żołądka. Byłam im tu do niczego potrzebna, zdawali się
doskonale siebie rozumieć. Uwielbiali mecze quidditcha, znali się na wielu
sprawach, o których ja nie miałam zielonego pojęcia. Wiedziałam, że tylko mi
się to wszystko wydaje, ale nie zmieniło to nic w moim humorze.
___________
Musiałam
podzielić rozdział na dwie części, bo był nieco za długi. Część druga za kilka
dni xD
means@onet.pl
OdpowiedzUsuń13 grudnia 2011 o 20:15
http://szablonujmy.blog.onet.pl/ to nowa szabloniarnia blogowa. Interesujesz się grafiką i chcesz z nami tworzyć ? A może poszukujesz estetycznego szablonu na bloga ? Nie czekaj, wejdźjuż dziś !
~dingus13
OdpowiedzUsuń13 grudnia 2011 o 20:58
E tam, nie musiałaś dzielić rozdziału :DTak myślalam. Przyjaciółki zawsze są o siebie zazdrosne :P A jeszcze pod wpływem alkoholu… uhuhu ;d
13 grudnia 2011 o 21:20
UsuńMusiałam, bo jak całość opublikowałam, to mi w połowie ucieło. Nie wiedziałam, że Onet ma na blogach ograniczoną liczbę znaków xD
~Semirkowa
OdpowiedzUsuń13 grudnia 2011 o 21:02
Przeczytałam ten rozdział ;)) i z chęcią przeczytam resztę ;))) Nie wiem jak ty to robisz, że piszesz opowiadania po mistrzowsku ;D
~Semirkowa
OdpowiedzUsuń13 grudnia 2011 o 21:03
Przeczytałam ten rozdział ;)) i z chęcią przeczytam resztę ;))) Nie wiem jak ty to robisz, że piszesz opowiadania po mistrzowsku ;D
13 grudnia 2011 o 21:47
UsuńOj tam, chciałabym pisać o wiele lepiej, niż piszę. Rozdział kolejny ukaże się zapewne w niedzielę xD
~Semirkowa
Usuń14 grudnia 2011 o 15:07
;)) Ja bym chciała tak ładnie pisać jak ty piszesz ;))) a do tego mi jeszcze daleko choć się staram xD
14 grudnia 2011 o 17:17
UsuńWszystko z czasem przychodzi xD
~Semirkowa
Usuń14 grudnia 2011 o 18:48
Może i masz rację ;))) ale przede mną z pewnością długa droga do ”idealnego” pisania opowiadań ;)) ale mam świadomość że są tacy co piszą gorzej ode mnie xD
15 grudnia 2011 o 14:39
UsuńNigdy nikt nie będzie pisał idealnie. Idealne pisanie to, tak sądzę, takie, które podoba się każdemu xD
~Semirkowa
Usuń15 grudnia 2011 o 19:11
No tak ;))) też racja, ale ważne ,że są tacy którym podoba się to co piszemy ;)) Ja może nie piszę zbyt extra, ale mam swoich czytelników. To nic ,że mam ich mało, ale ważne że są ;))) Liczy się też chęć pisania, nawet jeśli nikt tego nie czyta ;))
16 grudnia 2011 o 20:17
UsuńFakt xD Ja publikuję to wszystko tylko dla nich.
~Semirkowa
Usuń16 grudnia 2011 o 21:17
haha ;))) tak samo ja. Fajnie pisać opowiadanie dla kogoś kto jest nim zainteresowany. To sprawia ogromną przyjemność ;))) także piszę dla siebie ;)))
~olka
OdpowiedzUsuń13 grudnia 2011 o 23:22
Widać że Macy jest zazdrosna o Bartiego…………Pozdrawiam.
14 grudnia 2011 o 17:27
UsuńOwszem, pierwszy raz dopuściła do siebie takie uczucie xD
~fear
OdpowiedzUsuń14 grudnia 2011 o 17:11
Um… Przeczytałabym na raz cały, bo mnie straasznie wciągnął. Zawsze lubiłam Nelly, ale nie aż tak żeby pomyśleć, iż mogłaby być z Barty’m. Z drugiej strony czuje, że nic z tego nie będzie. Myślę, że Barty i tak woli Macy:) Wszystkiego dowiem się i tak pewnie w cz.2, więc do dodania xD
14 grudnia 2011 o 17:39
UsuńO nie, w 2 części to się dopiero rozwinie xD
~nikly
OdpowiedzUsuń14 grudnia 2011 o 17:49
bardzo fajny rozdział ; dd nie wiem czemu ale to zachowanie Nelly jakoś mnie zirytowało xddczekam na następny, pozdrawiam . ; )
14 grudnia 2011 o 18:40
UsuńOd tego odcinka Nelly będzie tylko bardziej denerwująca xD