13 grudnia 2011

17. Urodzinowe życzenie cz. 1

         Postanowiłam zaprosić Nelly następnego dnia. Chciałam, żeby wpadła na kolację i zapoznała się z Bartym, który jednak nie okazywał większego entuzjazmu na myśl o tym spotkaniu. W przygotowaniu pomógł mi jedynie przez grzeczność. Znów wyciągnął stół do ogrodu i nakrył kremowym obrusem w stokrotki, podczas gdy ja męczyłam się i stresowałam okropnie, przygotowując pierwsze w swoim życiu ciasto z truskawkami. Drżącymi rękami ustawiłam je na stole w kuchni, by przyjrzeć mu się z bliska. Modląc się, by nic się z nim nie stało, szturchnęłam je lekko palcem. Ciasto trzymało się dzielnie. Z ulgą odsunęłam je, by zająć się doprawianiem pieczeni. Kiedy kilkanaście minut później udałam się do ogrodu, żeby obejrzeć efekt, aż uśmiechnęłam się na widok przystrojonego stołu. Po środku stał mały, biały wazonik ze świeżo ściętymi szafirkami*. Rozłożył też białą, porcelanową zastawę.
         - Pięknie to wygląda – powiedziałam.
         - Robię to tylko dla ciebie. Daj mi ten fartuch i idź po Nelly, a ja skończę.
Podałam mu różowy fartuszek z koronką i opuściłam posesję. Za bramką teleportowałam się do Dziurawego Kotła, gdzie umówiłam się z przyjaciółką. Zauważyłam ją siedzącą przy tym stoliku, gdzie ostatnio rozmawiałyśmy. Natychmiast wstała i podeszła do mnie. Również ubrana była w elegancki strój, jak ja. Miała na sobie obcisłe, ładnie skrojone dżinsy, japonki i różową bluzkę bez ramiączek. Ja zaś ubrałam białą, koronkową sukienkę sięgającą ziemi i koturny na nogach.
         - Pierwszy raz widzę cię w takim stroju – przemówiła i objęła mnie na powitanie.
         - Ty też ładnie wyglądasz. Chodźmy już, upiekłam ciasto specjalnie na tą decyzję – powiedziałam i chwyciłam ją za rękę, po czym teleportowałam się. Dom chroniły takie zaklęcia, że gdyby Nelly chciała, to i tak nigdy nie mogła nas wydać. Pojawiłyśmy się na drodze. Z uśmiechem patrzyłam, jak podchodzi powoli do furtki, z zachwytem przyglądając się temu zjawisku.
         - Piękny, prawda? – zapytałam i wprowadziłam ją do ogrodu. Barty siedział przy stole, z podbródkiem opartym o zaciśnięte pięści. Kiedy nas zobaczył, wstał.
         - To Barty Crouch – zwróciłam się do przyjaciółki. Oboje uścisnęli sobie ręce. Blondynka była najwyraźniej pod wrażeniem, Bartemiusz zaś chyba na trochę zażenowanego. Usiedliśmy do stołu, a ja nalałam do trzech idealnie czystych miseczek zupy ogórkowej. Przez moment milczeliśmy, dopiero po chwili Nelly odezwała się:
         - To twój ogród? Jest piękny, te kwiaty i wszystkie rośliny… Zdumiewające.
         - Dziękuję. Poświęcam mu dużo czasu – przyznał z krzywym uśmiechem. Zauważyłam, że bardzo się starał, aby ta kolacja nie okazała się porażką.
         - Mówiłaś kiedyś, że chciałabyś wyjechać – zwróciłam się do niej, by jakoś podtrzymać rozmowę.
         - No tak, myślałam nad Afryką albo Turcją… ale nie podjęłam jeszcze decyzji. Teraz jeszcze trudniej będzie mi zadecydować – odparła i rzuciła Crouchowi płomienne spojrzenie. Przynajmniej z jej strony nie musiałam się obawiać, że nie polubi go z jakiegoś powodu. Po tych słowach atmosfera trochę się rozluźniła, choć Barty nieco sarkastycznym tonem odpowiadał na jej pytania lub zaczepki. Nelly zaś, nie zrażona tym, wciąż go zagadywała, aż dziwne, że nie zauważyła tej bariery między nimi.
Gdy po drugim daniu udałam się do kuchni po ciasto, specjalnie nie pozwoliłam Crouchowi pójść ze mną, bo chciałam zobaczyć, jak się zachowają, kiedy pozostaną sami. Krojąc w kuchni ciasto zerkałam co jakiś czas w okno. Blondynka mówiła bez przerwy, Barty zaś bawił się widelczykiem z wyraźnie ponurą miną. Westchnęłam ciężko i machnęłam różdżką, a trzy talerzyki uniosły się w powietrze. No cóż, nie mogę zmusić Bartemiusza, by kogoś lubił. Podczas deseru prawie wcale się nie odzywał, a kiedy poprosiłam go, żeby zaniósł stół z powrotem do piwnicy, tylko skinął głową. Obie z Nelly poszłyśmy do kuchni, żeby pozmywać. Zajęło nam to przy pomocy różdżek zaledwie kilka sekund. Poleciłam jej iść do salonu, a sama zabrałam się za przygotowywanie kawy. Nie byłam zwolenniczką nałogowego picia tego napoju, ale od czasu do czasu, w dobrym towarzystwie… czemu nie. Kiedy weszłam do salonu, niosąc na srebrnej tacy trzy porcelanowe filiżanki, czajnik w niebieskie kwiatuszki i puszkę z ciasteczkami, Nelly znów mówiła, Barty tylko się przysłuchiwał z nieco zniechęconą miną. Gdy tylko pojawiłam się na horyzoncie, wstał, wziął ode mnie tacę, a kiedy odłożył ją na niskim stole, pocałował mnie w policzek i powiedział ze szczerym uśmiechem:
         - To była świetna kolacja, jak zwykle. Zwłaszcza ciasto.
Zarumieniłam się lekko, ale w pokoju panował półmrok, więc nikt tego nie zauważył. Machnęłam różdżką, żeby pozapalać wszystkie świece. Nigdy nie słodziłam kawy, Barty zaś wrzucił do swojej dwie kostki cukru, na co Nelly parsknęła śmiechem.
         - Ja też słodzę dwie kostki, jesteśmy idealnie nierodni – oświadczyła, na co oboje z Crouchem unieśliśmy brwi. Ja z tego powodu, że Countless również nie słodziła kawy, Barty zaś, słysząc w jej ustach przekręcone słowo.
         - Chyba nieodrodni – poprawił ją z lekkim uśmiechem, na co ta znów się zaśmiała i potwierdziła to. Poczułam się trochę zażenowana, ale mimo wszystko zaproponowałam jej:
         - Niedługo mam urodziny, nie robię żadnego przyjęcia z wiadomych powodów, ale… może byś przyszła? Byłoby cudownie, gdybyś została na noc. Jest tu przyjemny pokój gościnny.
         - Jeśli tak, to dlaczego nie? Bardzo chętnie – uśmiechnęłam się szeroko. Crouch rzucił mi szybkie spojrzenie i odwrócił wzrok.
Pijąc kawę, robiłam wszystko, co się dało, by wciągnąć go w rozmowę. Wiedziałam, że oboje uwielbiają mecze quidditcha, ale po pierwszym minutach okazało się, że lubią zupełnie inne drużyny. Musiałam się chyba pogodzić z tym, że kolacja okazała się nietrafionym pomysłem. Około godziny dwudziestej pierwszej padły dla Bartemiusza zbawienne słowa z ust Nelly:
         - Jest już dość późno, nie chcę wam przeszkadzać, pójdę już.
         - Szkoda, to był udany wieczór. Odprowadzę cię – skłamałam, ale uśmiechnęłam się i wstałam, po czym zwróciłam się do blondyna: - Wrócę za kilka minut, dobrze? Nie musisz na mnie czekać.
Skinął tylko głową, pożegnał się z Nelly i udał się do kuchni, by odnieść brudne filiżanki. Opuściłyśmy dom i teleportowałyśmy się na ulicę przed Dziurawym Kotłem. Ciekawa byłam, co Myślo o Bartym, więc postanowiłam się z nią przejść.
         - I jak ci się podoba? – zapytałam.
         - Barty? Nie wierzę, że przez cały rok ukrywał się pod tą maską Moody’ego – wyznała szczerze podekscytowana. – Przyznam się, nie miałam racji co do niego. Jest niezwykle przystojny, spotykacie się?
         - Nie, skąd ci to przyszło do głowy – zaprzeczyłam, choć głos trochę zadrżał mi przez niepewność. – Mieszkamy razem, bo się przyjaźnimy. Jest dla mnie jak brat.
         - Ale nie zapominaj, że ja cię kocham bardziej. Chyba nie ma dziewczyny, skoro z nim mieszkasz, co? Gdyby miał, pewnie zabiłaby cię z zazdrości. W końcu jest o co.
Zaśmiałam się, słysząc te słowa.
         - Nie, nie ma. Więc chyba go polubiłaś, prawda? – spytałam, patrząc w jej błyszczące oczy.
         - Jest bardzo miły, oczywiście, że go lubię. Zawsze jest taki nieśmiały? To chyba się jakoś da zmienić.
         - Trochę go onieśmieliłaś, ale kiedy się bliżej poznacie, z pewnością wszystko pójdzie lepiej – odpowiedziałam, objęłam ją na pożegnanie i teleportowałam się. Było już całkiem ciemno, kiedy wróciłam do domu. Zdjęłam buty na koturnach w korytarzu i chciałam wejść po schodach na piętro, ale zauważyłam, że w salonie wszystkie świece są pogaszone, zasłony zaciągnięte, a w fotelu przed płonącym kominkiem siedzi Crouch. W ręku miał do połowy opróżniony kieliszek ognistej whisky, mętny wzrok utkwiony miał w płomieniach liżących kawałki drewna przyniesionego ze spiżarki, twarz bez wyrazu. Zaniepokojona podeszłam do fotela i ostrożnie położyłam mu rękę na ramieniu. Zauważyłam, w jak elegancki, ale i niedbały zarazem sposób trzymał kieliszek.
         - Coś się stało? Wiem, ta kolacja była porażką, przepraszam – mruknęłam. Ten wrzucił szklankę w ogień, gdzie rozpadł się z trzaskiem.
         - Nie powinnaś jej tu przyprowadzać, ale nie ze względu na mnie czy na ciebie – powiedział cicho. – Zauważyłem, że ta twoja Nelly zaczęła mnie podrywać. Może nie zwróciłaś na to uwagi…
         - Tak, też się zorientowałam. Ale nie przejmuj się, to jej minie. Nie chcę, żebyś przeze mnie pił.
         - To nie twoja wina, że Nelly jest nachalna – odrzekł natychmiast. – Chodź tu.
Spełniłam jego prośbę. Chwycił mnie za nadgarstek i nieśmiało skierował na swoje kolana. Usiadłam na nich, a on objął mnie ramieniem. Przez krótką chwilę gładził mnie wolną ręką po włosach, w końcu ujął delikatnie mój podbródek i pocałował mnie. Kiedy wsunął pomiędzy moje wargi język, poczułam lekki smak alkoholu. Nie wypił go dużo, acz bez wątpienia musiał być to mocny trunek. Kiedy zanurzył dłoń w moich włosach, zrobiło mi się gorąco, a po plecach przebiegł dreszcz. Panicznie wprost bałam się, że kiedyś może dojść do czegoś więcej. A przecież nieubłagalnie wszystko do tego zmierzało. Czułam, że to on teraz wszystkim kieruje. Po raz pierwszy zebrał w sobie tyle odwagi. Oboje mieliśmy bardzo słabą głowę. Gdyby nie to, że wypił wcześniej przynajmniej wielki kieliszek ognistej whisky, nie doszłoby do tego. Pogłębił pocałunek, jego ręce zsunęły się nieco niżej. Odsunął usta od moich i musnął nimi najpierw moją odsłoniętą szyję, później ramię, na końcu obojczyk. Zaniepokoiłam się trochę, kiedy musnął dłonią moją talię, zahaczając przypadkowo o pierś. Dotykał mnie bardzo delikatnie i wiedziałam, że nie chciał zrobić mi krzywdy, nawet jeśli był trochę podchmielony, acz nie byłam jeszcze gotowa na coś takiego. Powiedzenie Nelly, że traktuję Barty’ego jak brata zdało mi się nagle absurdem. Ujęłam jego twarz w dłonie i przyłożyłam swoje usta do jego warg. Nie obchodziło mnie, że znów poczułam smak i zapach znienawidzonego przez siebie trunku. Pragnęłam, by trwało to wiecznie, mimo nieco rozpraszającego mnie dziwnego uścisku w  żołądku. Jego palce wpijały się przez cienką sukienkę w moje plecy, drugą dłonią uchwycił mi lekko włosy z tyłu głowy. Poczułam jego szybko bijące serce tuż przy mojej piersi, kiedy mocniej przycisnął mnie do siebie. Uznałam po chwili, że już wystarczy. Poczułam nienaturalne ciepło bijące od niego. Przytuliłam twarz do jego lekko odsłoniętej szyi i wdychałam przez moment zapach jego perfum, podczas gdy on gładził powoli moje włosy. Nasze serca wróciły do normalnego rytmu. Mało brakowało, naprawdę. Oboje mogliśmy z łatwością przeoczyć moment, w którym należało się zatrzymać, on pijany alkoholem, ja – uczuciami.
         - Chyba pójdę już spać – odezwał się cicho Crouch. Podniosłam głowę i uśmiechnęłam się lekko.
         - To dobry pomysł – odparłam i założyłam mu długi kosmyk jasnych włosów za ucho. Wstałam z jego kolan i pomogłam mu się podnieść. Bez problemu dotarł do swojej sypialni. Machnęłam różdżką, a ogień w kominku zgasł momentalnie.

         Następnego ranka niebo było cudownie niebieskie, puchate, białe chmurki co jakiś czas przysłaniały słońce. Lato zapowiadało się parne i gorące. Otworzyłam okna w całym domu w nadziei, że wpadnie do środka choć słaby podmuch wiatru. Zeszłam na dół ubrana w białe, krótkie szorty i zieloną bluzkę bez ramiączek. Miałam tego dnia pójść po zakupy, a na samą myśl, że musiałam wyjść w ten upał z domu robiło mi się słabo.
Barty wstał późno, około godziny jedenastej. Twarz miał poszarzałą, wzrok mętny. Coś mi się wydaje, że kac mocno dawał mu się we znaki.
         - Kiepsko wyglądasz, zaraz zrobię ci kawę – odezwałam się z pobłażliwym uśmiechem. – Przyznaj się, ile wczoraj wypiłeś?
         - Nie przypominaj mi. Jakieś… pół butelki?
Usiadł przy stoliku w salonie i odetchnął głęboko. Kiedy podałam mu kawę, dodałam;
         - Pogoda chyba nie jest odpowiednia na picie alkoholu.
Zajęłam miejsce obok niego i oparłam lekko głowę o jego ramię.
         - Pamiętasz coś z wczoraj?
         - Hmm… pamiętam. Przepraszam za to… sama wiesz… - odparł z bardzo zmieszaną miną.
         - Nie gniewam się. Naprawdę. Chociaż wolałabym, żebyś był całkowicie trzeźwy, kiedy mnie całujesz.
Uśmiechnęłam się i poszłam do kuchni, gdzie w szafce ukryte były mugolskie pieniądze. Cóż, w każdej sytuacji można znaleźć jakiś plus, nie miałam kasa i czułam się całkiem znośnie. No i inteligentnie postępując, nie musiałam zasuwać na nogach w nieznośny upał taki kawał drogi. Mogłam po prostu teleportować się do Londynu, zrobić zakupy i w ten sam sposób wrócić do domu. Nie wiem, z czego to wynikało, ale w miastach na ogół było chłodniej i więcej cienia. A może mi się tylko wydawało? Na wsi byłam zaledwie pięć razy w życiu, wciąż nie mogłam przywyknąć do tak dużej przestrzeni, pustki i natury otaczającej mnie zewsząd. Wychowałam się wśród ludzi, a tutaj jedyną osobą, z którą mogłam porozmawiać był Barty.
Znalazłam się w jakiejś ciemnej uliczce w Londynie. Panował tu przyjemny chłód i cień, ale i drażniący zapach nieświeżych ryb. Czym prędzej wmieszałam się w tłum mugoli i odnalazłam jakiś sklep samoobsługowy. Panował tam chłód tworzony przez maszynę zwaną „klimatyzacją”. W Londynie znajdowało się mnóstwo sklepów, dlatego ludzi było tam niewiele. Do metalowego wózka zapakowałam tyle, ile byłam później w stanie unieść bez pomagania sobie czarami, zapłaciłam i opuściłam sklep, praktycznie ugięta pod ciężarem zakupów. Znikająca nagle dziewczyna po środku ruchliwej ulicy byłaby podejrzanym zjawiskiem, więc powlokłam się do pierwszej klatki w bloku, skąd teleportowałam się. Było mi o wiele lżej, w końcu nie musiałam targać ze sobą kilkunastu kilo we wżynających mi się w ręce torbach, ale mimo wszystko poczułam nieopisaną wręcz ulgę, kiedy odstawiłam to wszystko do chłodnej spiżarki. Słyszałam, że mugole nie muszą używać zaklęć, aby ich pożywienie pozostało świeże. Mają wąskie, wysokie pudła zwane „lodówkami”. Jakimś cudem zamknięto w nich zimne powietrze, a nawet i mróz. Mugole nie są jednak tak głupi, jak wszyscy myślą.
         - Macy, jesteś już? Możesz tu na chwilę przyjść? – usłyszałam głos dochodzący z salonu. Barty był już ubrany i wyglądał trochę lepiej. – Przemyślałem sobie to wszystko… Mówię o Nelly. Zaprosiłaś ją tu na noc, nie wiem, czy to dobry pomysł. To znaczy… twoi goście, twoja sprawa, ale nie czuję się zbyt bezpiecznie w jej towarzystwie.
         - Nie wypada się teraz wycofać. Już więcej jej nie zaproszę, jeśli ci to przeszkadza. Po prostu miałam nadzieję, że jeśli bliżej się poznacie, to zmienisz do niej nastawienie i chociaż trochę ją polubisz. No trudno. Idę zrobić obiad.
Te bezpośrednie słowa sprawiły, że posmutniałam. Jedząc sałatkę z pomidorami, co Croucha nie odezwałam się ani słowem. On również milczał, najwyraźniej czymś zafrasowany. Kiedy zebrałam talerze i włożyłam je do zlewu, odezwał się:
         - Przepraszam, nie chciałem sprawić ci przykrości. Z mojej strony możesz być pewna, że zrobię wszystko, żeby ją polubić, ale to będzie trudne. Nie chcę, żeby sobie pomyślała, że jestem nią zainteresowany. Powiesz jej o tym?
         - Wykluczone, jeszcze pomyśli, że chcę jej odbić każdego mężczyznę, który się jej podoba – żachnęłam się, oburzona. - Wczoraj pytała mnie, czy jesteśmy razem, powiedziałam, że jesteś dla mnie jak brat. Myślisz, że powinnam? Chyba niepotrzebnie zrobiłam jej nadzieję.
Usłyszałam ciche skrzypnięcie, po chwili Barty położył mi rękę na ramieniu i musnął mój odsłonięty kark ustami.
         - Jeśli jestem dla ciebie jak brat, to nie powinnaś mieć wyrzutów sumienia – powiedział szeptem.


*

         Nadszedł dzień moich siedemnastych urodzin. Poczułam się nareszcie wolna i to od pierwszej sekundy, kiedy tylko otworzyłam oczy. Słońce świeciło mocno, a ja obudziłam się w łóżku obsypanym płatkami czerwonych róż tak gęsto, że wydawało mi się, że leżę na stosie kwiatów. Crouch siedział na krześle i przyglądał mi się.
         - Wszystkiego najlepszego, solenizantko – odezwał się.
         - Ty to zrobiłeś? – zapytałam zaskoczona. – Szkoda takich pięknych kwiatów.
         - Zostało ich jeszcze mnóstwo. Zrobiłem też to, ale nie wiem, czy jest zjadliwe – dodał i położył mi na podołku talerz z naleśnikami polanymi czekoladą. Na ich szczycie wbita była płonąca świeczka. Moje urodziny nigdy nie były jakimś specjalnym wydarzeniem, podobnie jak i urodziny mojego kuzynostwa. Ciotka i wujek kochali nas, ale starali się wychować na skromnych ludzi. A to, co dla mnie zrobił Bartemiusz było czymś zupełnie dla mnie nowym i… romantycznym. Po prostu nie mogłam powstrzymać drżenia podbródka, moje oczy wypełniły się łzami. Uśmiech z twarzy Croucha zniknął momentalnie.
         - Zrobiłem coś nie tak? Macy, proszę, tylko nie płacz… - różdżką przywołał z drugiego końca pokoju chusteczkę i zaczął osuszać mi oczy.
         - Nie, ale niepotrzebnie robiłeś sobie kłopot. Nigdy nie miałam takich urodzin. Ciotka z wujkiem nie chcieli nas za bardzo rozpieszczać – odpowiedziałam już spokojnie.
         - To nie było dla mnie problemem, wręcz przeciwnie. Jedz, zanim wystygnie. Ale najpierw pomyśl życzenie.
Zmarszczyłam lekko czoło. Teraz byłam tak idealnie szczęśliwa, że nie chciałam nic dla siebie. Chociaż… zaraz. Była taka rzecz. Bardzo pragnęłam, żeby Nelly i Barty chociaż trochę się polubili. Zdmuchnęłam drżący płomyczek i uśmiechnęłam się. Byłoby cudownie, gdyby moje życzenie się spełniło.

Zeszliśmy na dół jakieś pół godziny później. Pozwoliłam, żeby Barty zaplótł mi włosy w długi, gruby warkocz. Wyszło mu to o wiele lepiej, niż praca w kuchni, ale ja i tak zawsze sama wolę sobie czesać włosy.
         - Chciałbym ci coś dać, ale przepraszam, że nie zapakowałem, przyszło dziś rano. Mówiłaś mi, że Lynn zniszczyła ci skrzypce… - wyciągnął z szafki lśniące całkiem nowe skrzypce. Posłałam mu surowe spojrzenie.
         - Nie przyjmę ich, nie znoszę, kiedy ktoś się dla mnie wykosztowuje – odpowiedziałam.
         - Właśnie, że przyjmiesz. Nie zrobisz mi tego, chciałem ci zrobić przyjemność. Zagraj dla mnie, dobrze?
Uśmiechnęłam się i ujęłam jego podbródek, żeby pocałować delikatnie kącik jego ust w ramach podziękowania. Wstałam, wbiłam ostrożnie brodę w skrzypce i zaczęłam grać. Melodia* płynęła w cudowny, czarujący sposób. Uwielbiałam dźwięk tego instrumentu. Skrzypce zawsze wydawały z siebie jakąś magiczną nutę. Kiedy kilkanaście minut później skończyłam, Barty pokiwał z uznaniem głową.
         - Nie znam tego kawałka, ale pięknie go zagrałaś – rzekł. Uśmiechnęłam się, a moje policzki poróżowiały. Był to przecież znany utwór Chopina, ale nie miałam Crouchowi za złe tego, że nigdy go nie słyszał.

Nelly przyszła około siedemnastej, ubrana w szokująco żółtą, krótką sukienkę na cienkich ramiączkach. Wyglądała całkiem ładnie, muszę przyznać, choć cały efekt robił duże wrażenie. Już wcześniej uprzedziłam ją, by pod żadnym pozorem nie dawała mi prezentu. Jedną z jej cech było to, że nie narzucała mi się, jeśli nie chciałam. Kiedy weszła do salonu, objęła mnie, po czym podeszła do Croucha i pocałowała go w każdy policzek, pozostawiając na nich ślady swojej krwistoczerwonej szminki. Gdy już go puściła, cofnął się zmieszany i rzucił mi groźne spojrzenie. Zadeklarował pomoc w kuchni, żeby tylko uwolnić się od jej towarzystwa.
         - Ona wstydu nie ma! – wysyczał, podając mi talerz.
         - Oj, przejmujesz się… Podobasz się jej, to nic złego, że chce zrobić na tobie wrażenie.
         - Robi, i to duże, wierz mi. Ale nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu – odburknął. – To ładna dziewczyna, ale nie mój typ. Nie podoba mi się po prostu. Przepraszam, że to powiedziałem w twoje urodziny, ale chcę być szczery. Nie znoszę, kiedy ktoś mnie próbuje wyswatać, zwłaszcza z taką dziewczyną.
         - Nie jestem zła i na pewno nie chcę cię swatać – odpowiedziałam z uśmiechem.
Długo siedzieliśmy w salonie, pijąc kawę. Nie zamierzaliśmy nawet wychylać głowy za drzwi. O tej porze komary po prostu pożarłyby nas żywcem. Nie można było nawet okna otworzyć.
         - Jeśli chcesz zostać na noc, to czuj się jak u siebie – zaproponowałam. Barty westchnął cicho, ale nic nie powiedział. Najwyraźniej już się pogodził z tym, że będzie musiał ją zdzierżyć tu aż do następnego dnia.
         - Chętnie. Gdzie będę spała?
Zaprowadziłam ją na górę, gdzie zostawiła swoje rzeczy, później pokazałam łazienkę na parterze. Kiedy się w niej zamknęła, wróciłam do salonu. Zastałam Croucha stojącego przy barku. Drzwiczki były zamknięte, ale on sam w ręku trzymał butelkę i próbował ją odkorkować. Wypełniona była bursztynowym płynem. Natychmiast mu ją odebrałam i schowałam z powrotem do szafki.
         - Przestań, jeszcze raz zobaczę że pijesz, wrzucę wszystko w ogień.
         - Pomyślałem sobie, że może upiję się tak, że pójdę spać teraz i będę spał do południa. Wiesz, Nelly chyba spać spokojnie  w swoim łóżku tej nocy nie będzie – odpowiedział z bezradną miną.
         - Mogę się z robą zamienić pokojami, jeśli chcesz. Wszystko, by cię nie nachodziła – podeszłam do niego, wspięłam się na palce i ujęłam jego twarz w dłonie, żeby go pocałować. Na szczęście moje usta zdążyły musnąć tylko policzek, bo szum wody ucichł, a Nelly stanęła w progu. Minę miała niepewną i trochę zawiedzioną. Szybko cofnęłam się, ale nie mogłam się oszukiwać, że nie zauważyła naszego podejrzanego zachowania.
         - Skończyłaś już? To chyba pójdę teraz ja, chcę się wcześniej położyć – powiedziałam takim tonem, jakby zupełnie nic się nie stało. Uśmiechnęłam się do niej i poszłam do łazienki. Mało brakowało. Nelly oczywiście nabierze podejrzeń, ale ona zawsze była nieufna. Zdjęłam granatową sukienkę i weszłam pod prysznic. Przekręciłam kurek z niebieskim kryształkiem. Spodziewałam się, że na głowę spadnie mi zimna woda, ale poleciał wrzątek! Z wrzaskiem wyskoczyłam spod prysznica i chwyciłam przewieszony przez srebrną rurkę przytwierdzoną do ściany pod oknem. W ostatniej chwili narzuciłam go na siebie, bo do łazienki wpadła Nelly. Bartemiusza nie chciała tu wpuścić.
         - Co się stało? – zapytała z niepokojem.
         - Odkręciłam kurek z zimną wodą, a wypłynęła gorąca – odpowiedziałam. – Nie ma powodu do paniki, pewnie coś się zepsuło.
Poprosiłam ją delikatnie, by wyszła, po czym wróciłam pod prysznic. Tym razem ostrożnie odkręciłam kurki, ale woda poleciała taka, jak chciałam. To wszystko mnie przerażało. Być może ten incydent z wrzątkiem był tylko zwykłym przypadkiem, ale wszystko przez te widma z lustra teraz sprawiało, że dookoła widziałam zamachy na swoje życie. Kwadrans później opuściłam łazienkę, ubrana w cienką, wełnianą koszulę nocną i owinięta aż pod szyję niebieskim szlafrokiem. Ku swojemu zdziwieniu ujrzałam siedzącą w salonie Nelly i towarzyszącego jej Bartemiusza. Po pierwsze – rozmawiali, zainteresowanie wyczułam z obu stron, po drugie zaś – blondynka miała na sobie tylko różową, satynową koszulę nocną, która nie sięgała jej nawet do kolan. Cóż, nic dziwnego, że Crouch podjął z nią jakąś konwersację. Całkiem wyraźnie było widać jej piersi, jasnożółte loki opadały na nagie ramiona. Wyglądała bardzo zmysłowo, siedząc niedbale rozparta na kanapie, bawiąc się kosmykiem włosów. Poczułam się nagle gruba i niezdarna w swoim bezkształtnym szlafroku, zupełnie nie pasowałam do panującej w salonie romantycznej scenerii. Przysłonięte okna, za nimi mrok i gwiazdy na niebie, płonące wszędzie świece i dwójka ludzi beztrosko ze sobą rozmawiających. Byliby świetną parą, gdyby tylko trochę pozmieniać im charaktery. Ale poza tym pasowali do siebie pod względem wyglądu. Nelly już po kilku godzinach poczuła się tu jak w domu, a ja nawet po ponad trzech tygodniach wciąż się krępowałam. To ona zachowywała się jak prawdziwa pani domu. A ja.. ja jak zwykła służąca. To było głupie, wiem, ale zrobiło mi się trochę smutno. Chciałam wycofać się na górę, ale kiedy światło padło na moją postać, Barty, który siedział praktycznie twarzą do boku schodów, zauważył mnie.
         - Dobrze, że już jesteś. Nelly mówiła coś o gorącej wodzie, chodź tu na chwilę – zwrócił się do mnie. Kiedy posłusznie podeszłam do niego, odsunął delikatnie kołnierz szlafroka, żeby obejrzeć mój dekolt i ramiona. Uśmiechnął się i usiadł z powrotem na krześle. – Te zaczerwienienia do jutra znikną, nie musisz się przejmować.
         - Nie przejmuję się, po prostu nie chcę paradować po domu w samej koszuli, nie mam na to figury. Chcecie kawę? – robiłam wszystko, co się dało, by ukryć smutek w głosie. Moje życzenie chyba naprawdę się spełniło, więc postanowiłam się tym cieszyć i nie zepsuć. Barty już wstawał, by mi pomóc w przygotowaniu kawy, ale kazałam mu się nie fatygować, sama zaś udałam się do kuchni w celu przygotowaniu owego napoju. Przez te kilka minut nawiedzały mnie straszne sceny, a ja sama czułam do siebie obrzydzenie, bo przecież Nelly była moją najlepszą przyjaciółką. A co, gdyby moje życzenie spełniło się aż za bardzo? Gdyby Barty zakochał się w niej? W sumie między nami nic nie było. To, do czego ja potrzebowałam kilku miesięcy, jej wystarczyło pół dnia. A przecież ja nie miałam nic, czego Nelly by nie miała. Była ładna, mądra, błyskotliwa… i o wiele bardziej otwarta. Ja i Crouch byliśmy bardzo nieśmiali, oboje potrzebowaliśmy dużo czasu. A moja przyjaciółka z łatwością mogłaby nim pokierować tak, że sam Bartemiusz nie musiałby się praktycznie wysilać. Jestem pewna, że gdyby nie moja obecność, już spróbowałaby go pocałować. O ile już tego nie usiłowała zrobić. Nie byłam zazdrosna, o nie. W końcu nie miałam o kogo. Po prostu poczułam się przytłoczona tym wszystkim, a kiedy mam za dużo problemów, tak się właśnie zachowuję. Nawiedzają mnie przygnębiające wizje, a później pół nocy płaczę w poduszkę z obawy, że może się to spełnić.
Nie zdążyłam nawet dojść do stolika, kiedy gwałtownie się zatrzymałam. Stała tam odkorkowana butelka czerwonego wina, a Barty i Nelly byli najwyraźniej w świetnych nastrojach.
         - Przepraszam, że wyciągnąłem wino, to Nelly zaproponowała – zwrócił się do mnie. – Wiem, że nie lubisz, kiedy…
         - Nie pozwalasz mu pić? – przerwała Crouchowi przerażona Ślizgonka. – Chyba muszę tu częściej przychodzić. Chcesz?
Zaoferowała mi wino, ale tylko pokręciłam głową, odstawiłam tacę i wzięłam jedną z filiżanek, po czym usiadłam na stołku od fortepianu i upiłam łyk gorącej kawy. Poczułam ukłucie w okolicy żołądka. Byłam im tu do niczego potrzebna, zdawali się doskonale siebie rozumieć. Uwielbiali mecze quidditcha, znali się na wielu sprawach, o których ja nie miałam zielonego pojęcia. Wiedziałam, że tylko mi się to wszystko wydaje, ale nie zmieniło to nic w moim humorze.

___________

Musiałam podzielić rozdział na dwie części, bo był nieco za długi. Część druga za kilka dni xD 

19 komentarzy:

  1. means@onet.pl
    13 grudnia 2011 o 20:15

    http://szablonujmy.blog.onet.pl/ to nowa szabloniarnia blogowa. Interesujesz się grafiką i chcesz z nami tworzyć ? A może poszukujesz estetycznego szablonu na bloga ? Nie czekaj, wejdźjuż dziś !

    OdpowiedzUsuń
  2. ~dingus13
    13 grudnia 2011 o 20:58

    E tam, nie musiałaś dzielić rozdziału :DTak myślalam. Przyjaciółki zawsze są o siebie zazdrosne :P A jeszcze pod wpływem alkoholu… uhuhu ;d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 13 grudnia 2011 o 21:20
      Musiałam, bo jak całość opublikowałam, to mi w połowie ucieło. Nie wiedziałam, że Onet ma na blogach ograniczoną liczbę znaków xD

      Usuń
  3. ~Semirkowa
    13 grudnia 2011 o 21:02

    Przeczytałam ten rozdział ;)) i z chęcią przeczytam resztę ;))) Nie wiem jak ty to robisz, że piszesz opowiadania po mistrzowsku ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. ~Semirkowa
    13 grudnia 2011 o 21:03

    Przeczytałam ten rozdział ;)) i z chęcią przeczytam resztę ;))) Nie wiem jak ty to robisz, że piszesz opowiadania po mistrzowsku ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 13 grudnia 2011 o 21:47
      Oj tam, chciałabym pisać o wiele lepiej, niż piszę. Rozdział kolejny ukaże się zapewne w niedzielę xD

      Usuń
    2. ~Semirkowa
      14 grudnia 2011 o 15:07

      ;)) Ja bym chciała tak ładnie pisać jak ty piszesz ;))) a do tego mi jeszcze daleko choć się staram xD

      Usuń
    3. 14 grudnia 2011 o 17:17
      Wszystko z czasem przychodzi xD

      Usuń
    4. ~Semirkowa
      14 grudnia 2011 o 18:48

      Może i masz rację ;))) ale przede mną z pewnością długa droga do ”idealnego” pisania opowiadań ;)) ale mam świadomość że są tacy co piszą gorzej ode mnie xD

      Usuń
    5. 15 grudnia 2011 o 14:39
      Nigdy nikt nie będzie pisał idealnie. Idealne pisanie to, tak sądzę, takie, które podoba się każdemu xD

      Usuń
    6. ~Semirkowa
      15 grudnia 2011 o 19:11

      No tak ;))) też racja, ale ważne ,że są tacy którym podoba się to co piszemy ;)) Ja może nie piszę zbyt extra, ale mam swoich czytelników. To nic ,że mam ich mało, ale ważne że są ;))) Liczy się też chęć pisania, nawet jeśli nikt tego nie czyta ;))

      Usuń
    7. 16 grudnia 2011 o 20:17
      Fakt xD Ja publikuję to wszystko tylko dla nich.

      Usuń
    8. ~Semirkowa
      16 grudnia 2011 o 21:17

      haha ;))) tak samo ja. Fajnie pisać opowiadanie dla kogoś kto jest nim zainteresowany. To sprawia ogromną przyjemność ;))) także piszę dla siebie ;)))

      Usuń
  5. ~olka
    13 grudnia 2011 o 23:22

    Widać że Macy jest zazdrosna o Bartiego…………Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 14 grudnia 2011 o 17:27
      Owszem, pierwszy raz dopuściła do siebie takie uczucie xD

      Usuń
  6. ~fear
    14 grudnia 2011 o 17:11

    Um… Przeczytałabym na raz cały, bo mnie straasznie wciągnął. Zawsze lubiłam Nelly, ale nie aż tak żeby pomyśleć, iż mogłaby być z Barty’m. Z drugiej strony czuje, że nic z tego nie będzie. Myślę, że Barty i tak woli Macy:) Wszystkiego dowiem się i tak pewnie w cz.2, więc do dodania xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 14 grudnia 2011 o 17:39
      O nie, w 2 części to się dopiero rozwinie xD

      Usuń
  7. ~nikly
    14 grudnia 2011 o 17:49

    bardzo fajny rozdział ; dd nie wiem czemu ale to zachowanie Nelly jakoś mnie zirytowało xddczekam na następny, pozdrawiam . ; )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 14 grudnia 2011 o 18:40
      Od tego odcinka Nelly będzie tylko bardziej denerwująca xD

      Usuń