Zamrugałam szybko. Nelly patrzyła na
mnie, wyraźnie oczekując odpowiedzi. Poczułam, że chciała wyjaśnienia, ale
nastawiona już była na kłótnię. Ja z pewnością nie zamierzałam się z nią
sprzeczać. Blondynka zwykle chciała stawiać na swoim, ale w niezwykle dziecinny
sposób.
- Zaraz, zaraz, a on jest twój? – zapytałam spokojnie. – Znacie
się dwa dni i możesz już się z nim związać? To nie bardzo w jego stylu.
- Najwyraźniej go nie znasz – w jej
głosie zabrzmiała niechęć, której nawet nie próbowała ukryć. Poczułam się, jak
podczas rozmów z Alice. – Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, kocham cię, ale
nie zamierzam ustępować. Szukam szczęścia i chcę się trochę zabawić, ale potem
będzie mi potrzebna stabilizacja. Dlatego ostrzegam cię, nie wpychaj się
pomiędzy nas, to, że świecisz cyckami i tyłkiem w niczym ci nie pomoże.
Uniosłam brwi
jeszcze wyżej i spojrzałam na jej dekolt.
- Kto tu świeci cyckami, to nie chcę
pokazywać palcem – odparłam, siląc się na spokój, choć jej słowa bardzo mnie
dotknęły. – Nie chcę się z tobą kłócić. Ja nie staram się o jego względy.
Bardzo go lubię, ale jeśli będziesz szczęśliwa u jego boku, droga wolna. Możesz
z nim flirtować, ile tylko chcesz. Nawet jeśli czułabym do niego coś więcej, to
teraz rezygnuję z tego dla ciebie.
Mój spokojny
ton wstrząsnął nią. Przez chwilę patrzyła na mnie z lekko rozchylonymi ustami,
dopiero po kilkunastu sekundach powróciła do swojej wyniosłej miny.
- Tak? I bardzo się cieszę, że to
rozumiesz. Cóż, kiedy się wprowadzę, a to jest tylko kwestia czasu, chyba
będziesz musiała się wynieść – odpowiedziała tonem tak pewnym, że zapomniałam o
moim z trudem utrzymywanym spokoju.
- Słuchaj, na twoim miejscu nie byłabym
taka pewna…
- A co, może to ty mi zagrażasz? –
przerwała mi z drwiną. – Z tego, co wiem, to Barty nie widuje się z żadną inną
dziewczyną. Jeśli miałby wybierać między mną a tobą… cóż, chyba wybór jest
prosty – wskazała na siebie – sam mi przecież to powiedział. To mnie wybrał,
nie ciebie. Ignorował cię cały wczorajszy wieczór i dzisiejszy dzień, ale w
końcu musiał poświęcić ci trochę
uwagi, bo zaczęłaś grać taką smutną i pokrzywdzoną…
- Nie wierzę, że to powiedziałaś… -
wyrzuciłam z siebie, a oczy wypełniły mi się łzami.
- Uwierz. Nie chcę cię specjalnie
wyganiać, ale wraca Barty, psujesz widok.
Przez moment
myślałam, że to zły sen, jakiś koszmar…! Nelly mówiła tak, jakby była pijana. A
przecież nic cały dzień nie wypiła. Wyraziła się jasno. Psuję im nastrój. Nie
pozostało mi nic innego, jak odwrócić się i odejść w stronę domu, co też szybko
uczyniłam. Łzy płynęły mi po twarzy nie tyle przez wybór, którego dokonał
Crouch, ale z powodu ostrych słów przyjaciółki. Wiedziałam, że nie było to
definitywne zakończenie naszej przyjaźni, nawet nie podniosłyśmy głosów, a
przecież obiecałyśmy sobie, że nigdy nie zerwiemy ze sobą z powodu mężczyzny. Ja
swoją część przysięgi uszanuję, choć te słowa trudno będzie wybaczyć. Ale czyż
nie mówiły prawdy? Nie pasowałam do ich scenerii idealnego życia. Chciałam ich
szczęścia, więc powinnam usunąć się w cień…
Wbiegłam po
schodach na górę i zamknęłam się w sypialni rodziców Croucha. To, że Nelly
mówiła tak otwarcie o swoich uczuciach i planach było dla mnie zupełną
nowością, do której nie mogłam się przyzwyczaić. Usiadłam przy zamkniętych
drzwiach balkonowych i utkwiłam wzrok daleko, gdzieś w horyzoncie, gdzie słońce
szybko zachodziło. Musiałam wszystko przemyśleć.
Jakieś trzy godziny później na dole
rozległy się odgłosy kroków i rozmów. Siedziałam wciąż w bezruchu, po ciemku,
nawet nie zareagowałam, kiedy ktoś zapukał do drzwi.
- Macy, jesteś tam? Co się stało,
dlaczego zostawiłaś Nelly, przecież mogła się zgubić – usłyszałam zatroskany
głos Croucha.
- Kiepsko się czuję, to chyba ta
pikantna ryba Nelly. Do jutra mi przejdzie – mruknęłam.
- Przynieść ci coś? Otwórz na chwilę.
- Nie, dam sobie radę – odparłam.
- Będę tam stał, dopóki mnie nie
wpuścisz.
Usłyszałam
stanowczość w jego głosie i pomyślałam, że może faktycznie byłby w stanie
siedzieć pod drzwiami, aż go nie wpuszczę. Z ciężkim westchnieniem machnęłam
różdżką, a zamek kliknął cicho. Bartemiusz natychmiast wszedł do pokoju, jakby
się bał, że się jeszcze rozmyślę. Usiadł obok i objął mnie ramieniem.
- Nie musiałeś się do mnie fatygować.
Jak odpocznę, to do was zejdę – powiedziałam.
- Przynieść ci coś? Zrobię ci herbatę,
hmm?
- Nie. Położę się wcześniej –
przerwałam mu, chyba trochę zbyt ostrym i stanowczym tonem. Żeby to załagodzić,
zapytałam: - I co, gdzie byliście? Późno wróciliście.
- Pokazałem Nelly miasto, trafiliśmy
też na jakąś dyskotekę dla mugoli, w sumie było całkiem fajnie, szkoda, że nie
poszłaś z nami.
Poczułam się
okropnie upokorzona przez przyjaciółkę. Wiedziałam, co się zwykle działo na
dyskotekach, jak na dwoje młodych ludzi działała muzyka, tłok i taniec. A Nelly
potrafiła się doskonale ruszać. Starając się nie myśleć, co mogło między nimi
zajść, odpowiedziałam z lekkim uśmiechem:
- Może i dobrze, że mnie z wami nie
było. Ja tam tańczyć nie potrafię, nie chcę stawać między wami. Nelly dała mi
jasno do zrozumienia, że wam przeszkadzam.
Delikatnie
odepchnęłam go od siebie, jego ramię mnie parzyło. Na jego twarzy pojawił się
niepokój.
- Nelly tak powiedziała? Zaraz, ona
myśli, że ja chcę się z nią spotykać?
- Nie denerwuj się. Powiedziała mi
kilka przykrych słów, ale to tylko przez zazdrość. Jest zakochana, a ty dajesz
jej dwuznaczne sygnały… to, co ty uważasz za przyjaźń, ona odbiera jako zaloty
– przerwałam mu, starając się mówić jak najspokojniej, choć w gardle dławiły
mnie łzy. – Mówiła tylko, że kiedy tu się wprowadzi na stałe, nie wie, czy
pozwoli mi tu mieszkać, takie tam… To naprawdę nieważne, nie powinno to między
nami nic zmieniać. Ani między wami.
Musiałam
zamrugać, bo łzy zapiekły mnie w oczy. Było ciemno, więc Crouch i tak nic by
nie zauważył, ale chciałam zachować zimną krew do końca. Większą część
okropnych słów przed nim zataiłam. Nie chciałam, żeby na nowo poczuł do niej
niechęć.
- Mówiłem? Miałem rację, jest fałszywa!
Jak w ogóle mogła rządzić moim domem?
- Najwyraźniej mogła, skoro ją wybrałeś
na swoją dziewczynę, jak to ona określiła – odrzekłam. – Ja naprawdę nie
zamierzam z nią o nic walczyć. Zrezygnowałam z przyjaźni z tobą, żeby była
szczęśliwa. Nie mogłam jej tego zniszczyć, mówiła, jak iskrzy między wami…
Ustąpiłam jej. Powiedziałam ci tylko dlatego, że mi na tobie zależy, ale nie
będę z nikim o twoje względy rywalizować, bo to według mnie żałosne. Idź już.
Jeśli chcesz, to się wyniosę, jestem pewna, że szybko znajdę jakąś kwaterę.
- Nie chcę. Powiedziałem jej, że wielu
facetów mogłoby o nią walczyć, ale nie miałem pojęcia, że ona tak to odbierze.
To ona ma ten dom opuścić, nie ty – chciał wstać, ale chwyciłam go za rękę.
- Daj jej spokój, porozmawiamy jutro.
Nie ma sensu teraz roztrząsać tego tematu, kiedy wszyscy ochłoniemy, to
pogadamy. Idź spać i nie prowokuj jej, nie chcę tak zakończyć tej przyjaźni.
Gdybym ja się zakochała, też bym nie myślała trzeźwo.
Uśmiechnęłam
się, by potwierdzić moje słowa. Dłoń mu się rozluźniła, więc mogłam już go
puścić. Pochylił się, żeby pocałować mnie w policzek, po czym wyszedł z
sypialni. Na schodach minął Nelly, ale nawet się nie zatrzymał, kiedy go
zawołała. Z zagniewaną miną zajrzała do mojego pokoju.
- Co mu powiedziałaś? – zapytała,
mrużąc oczy.
- Nic. A co, nie można mi już z nim
rozmawiać? Radzę ci iść do pokoju i wszystko przemyśleć, żebyś potem nie
żałowała – odpowiedziałam jej iż zamknęłam drzwi. Nie chciałam z nią rozmawiać
na ten temat. Położyłam się do łóżka, odczuwając z jednej strony satysfakcję, z
drugiej - gorycz i żal. Długo nie mogłam zasnąć, a kiedy już mi się to udało,
dręczyły mnie dziwne sny.
Następnego ranka obudziłam się w
zaskakująco dobrym humorze, zwarzywszy na to, co wczoraj się stało. Zeszłam na
dół, ziewając szeroko. Pogoda była ładna, trochę zbyt duszna i gorąca, ale
jakimś cudem nie czułam się zmęczona. Zrobiłam sobie płatki z mlekiem, usiadłam
przy stole i rozłożyłam „Proroka Codziennego”. Właśnie czytałam artykuł o
Dumbledorze, kiedy do kuchni wszedł Barty. Usiadł na krześle obok i ujął moją
dłoń, żeby ucałować jej wierzch.
- Przemyślałam to wszystko i
stwierdziłam, że puszczę to w niepamięć – odezwałam się, przewracając stronę. –
Oczywiście, o ile Nelly nie będzie mnie już obrażać. Nie będę wam niczego
zakazywać. Jeśli chcecie się spotykać, droga wolna.
- Nie chcę się z nią spotykać, jeśli ty
jej zamierzasz wybaczyć, to ja też postaram się o tym zapomnieć. Ale chyba
będziemy musieli sprostować kilka rzeczy – odparł. – Zrobisz mi tosty? Nikt ich
nie piecze tak, jak ty.
Bez słowa
wstałam od stołu i zajęłam się przygotowywaniem śniadania. Postanowiłam już
nigdy nie dopuścić Nelly do gotowania Może się obrażać, ale nic na to nie
poradzi, że fatalnie gotuje.
A jeśli już o
niej mowa, to przyszła jakieś pół godziny później. Uśmiechnęła się do
Bartemiusza, mnie zignorowała. W sumie nie miałam zamiaru rozmawiać z nią
teraz, więc udałam się do łazienki. Na wszelki wypadek zerknęłam w lustro, ale
nie dojrzałam w nim nic strasznego, więc
zajęłam się poranną toaletą. Byłam ciekawa, od czego zależało pojawianie się
tej dziewczyny. Na pewno nie chodziło o mnie, raczej o naturalne bodźce, czy ja
wiem… pełnia księżyca, odpowiednie wiatry czy zachmurzenie…
Z łazienki
wyszłam kwadrans później, ubrana w zwykłą szatę czarownicy. Zamierzałam dzisiaj
zrobić pranie, więc nie potrzebowałam jakichś specjalnych kreacji. Kiedy zaś
Nelly, która weszła zaraz za mną, opuściła łazienkę dwadzieścia minut później,
miała na sobie bawełnianą sukienkę w niebieskie i czerwone paski, sięgającą
kolan i buty na obcasie. Mimo swojego wyzywającego wyglądu, na twarzy miała
wyraz pokory. Nie miałam pojęcia, co Barty jej powiedział, kiedy mnie nie było,
ale chyba musiało to na nią wpłynąć, bo usiadła przede mną w salonie i
przemówiła:
- Przepraszam za to, co wczoraj
powiedziałam. Nie byłam sobą, już więcej tego nie zrobię. Wybaczysz mi?
Zerknęłam na
Croucha, który siedział na kanapie obok mnie. Uśmiechnął się tylko Tak, musiał
coś jej powiedzieć. Ślizgonka nigdy sama od siebie nie przyznałaby się do
błędu.
- Wiesz, bardzo cię kocham i nie
pozwolę naszej przyjaźni rozpaść się przez takie głupoty – odparłam. – Ale nie
ze mną musisz uzgodnić kilka rzeczy.
- My już rozmawialiśmy wszystko jest w
porządku – stwierdził Barty i objął mnie ramieniem. Gdyby nie obecność
przyjaciółki, odwzajemniłabym ten uścisk, ale się powstrzymałam.
- Nie będę już dłużej zajmować wam
czasu – odezwała się po chwili, wstając. – Jestem już spakowana.
- No cóż. Cieszę się, że się
polubiliście z Bartym – mruknęłam i pozwoliłam się jej objąć. Później
pochyliłam się nad Crouchem i pocałowałam go w oba policzki. Bez słowa
odprowadziłam ją do bramki, a kiedy teleportowała się, wróciłam do domu.
Usiadłam obok Bartemiusza i przytuliłam się do niego.
- Ulżyło mi, kiedy wyszła – wyznał,
gładząc palcami mój kark. – To były ciężkie dni. Przepraszam, że tak się
zachowywałem.
- Nie przejmuj się. Wszyscy jesteśmy
temu winni, a ja niepotrzebnie zapraszałam ją na noc – oświadczyłam. – Co jej
powiedziałeś?
- Wyjaśniłem jej, że mnie nie
interesuje, jest dla mnie zbyt otwarta i w ogóle nie w moim typie, takie tam…
Trochę sobie popłakała, ale nie pocieszałem jej, żeby znów nie dać jej nadziei
– odparł, po czym zawahał się, ale w końcu dodał: - Chyba powinnaś o czymś
wiedzieć, ale nie chcę, żeby to was poróżniło. Wczoraj na tej dyskotece trochę
wypiła i dobierała się do mnie. Próbowała mnie pocałować, ale jakoś ją
spławiłem. Zaraz po tym zdarzeniu wziąłem ją do domu, żeby nie spróbowała
czegoś więcej.
- Jak to, dobierała się do ciebie? Co przez to rozumiesz? Nie musisz się
przede mną tłumaczyć, ale skończ, jak już zacząłeś – mruknęłam wystarczająco poważnym
tonem, by go onieśmielić.
- Noo… dobierała mi się do rozporka, to
było krępujące.
Pocałowałam go
w szyję i uśmiechnęłam się uspokajająco.
- Przyzwyczaj się do tego. Jesteś
przystojnym mężczyzną i miłym człowiekiem, a to bardzo przyciąga dziewczyny –
zaśmiałam się. – Długo nad tym myślałam, ale bałam się ci powiedzieć… Pamiętasz
ten dom w lesie? Dlaczego zabroniłeś mi tam chodzić?
- Jest tam niebezpiecznie, bardzo złe
moce tam drzemią. Lepiej się tam nie plątać – odrzekł. – Wolałbym nie budzić tego,
co tam siedzi. Powiem ci jedną rzecz, Elenai tam kiedyś poszła. Później miała
duże kłopoty. O mało nie doznała trwałych oparzeń. Nie chcę, żeby coś takiego
cię spotkało.
- Bo wiesz… ja już tam byłam. Dwa razy.
Tuż przed Trzecim Zadaniem. Wzięłam stamtąd jeden kościsty palec z
pierścieniem, żeby go bliżej zbadać. Na strychu jest skrzynia pełna tego, nie
wiem, czemu to ma służyć – powiedziałam, gładząc mechanicznie jego ramię. – Ale
odniosłam go z powrotem, jak tylko tu zamieszkałam. Od tego momentu widuję od
czasu do czasu w lustrach odbicie zmasakrowanej dziewczyny. Nie bądź na mnie
zły, wiedziałam, że nie można mi tam wchodzić, ale nie mogłam się powstrzymać.
Barty przez
chwilę milczał, ze wzrokiem utkwionym w wygasłym kominku. Najbardziej właśnie obawiałam
się tej ciszy. Chyba faktycznie wolałabym, by podniósł głos albo powiedział mi
coś bolesnego.
- Przykro mi, że uznałaś moje rady za
mało ważne – mruknął.
- To nie tak, Barty, dla mnie twoje
zdanie jest bardzo ważne! Tak strasznie żałuję… - ukryłam twarz w dłoniach i
rozpłakałam się. To były najgorsze słowa, jakie mógł mi powiedzieć. Crouch
chyba nie spodziewał się z mojej strony takiego reakcji. Przytulił mnie, ale
wyczułam w tym ruchu zdenerwowanie i stres.
- Nic się nie stało, naprawdę. Poradzimy
sobie z tym razem – powiedział uspokajającym tonem. Powoli opanowałam łzy i
odetchnęłam kilkakrotnie. Policzek miałam przyciśnięty do jego piersi,
słyszałam ciche, miarowe bicie serca i szmer oddechu tuż nad swoją głową.
Czułam też delikatną woń jego perfum. Ich zapach hipnotyzował mnie.
- Ale jak? Nie wiem nawet skąd to się
bierze – zauważyłam zrozpaczona.
- Po pierwsze, nie możemy już tam
wracać. Po prostu zapomnijmy o tamtym zdarzeniu – odparł.
- A może muszę zrobić odwrotnie? Może
widzę tą dziewczynę, bo ona chce mi coś przekazać? Dopomina się o chwilę uwagi
– odrzekłam i otarłam resztki łez z policzków, patrząc na niego szeroko
otwartymi oczami.
- Może. Zobaczymy. Dopóki się tam nie
zbliżasz, jesteś bezpieczna. Na razie zignorujemy to, może wtedy te
przywidzenia ustąpią – podsumował całą naszą rozmowę, wstając. – Miałaś robić
pranie, pomogę ci.
Przyjęłam
propozycję. Gdyby nie on, męczyłabym się z tymi ubraniami do wieczora, a tak,
udało nam się skończyć około czternastej trzydzieści. Crouch rozwiesił za
pomocą magii dwa długie sznury w ogrodzie, na których powiesiliśmy mokre szaty.
Na obiad musieliśmy zjeść dwie zupki chińskie, bo nie było sensu gotować czegoś
poważniejszego. Pod wieczór Barty wszedł do pokoju, w którym sypiałam i usiadł na
łóżku, obserwując, jak piszę list do ciotki. Kiedy po kilku minutach włożyłam
go do koperty, zapieczętowałam ją dałam swojej sowie, by go zaniosła Rosalie,
przemówił:
- Wiesz, czuję się trochę głupio, że
wczoraj poszedłem z Nelly na tą dyskotekę. Pomyślałem sobie, że moglibyśmy tam
razem pójść. Byłaś kiedyś na takiej imprezie?
- Nie, nigdy w czymś takim nie
uczestniczyłam. Ciotka uważała to za miejsce niebezpieczne i nieodpowiednie dla
młodej, porządnej dziewczyny – odparłam i zamknęłam za sową klatkę. Stała na
niskim, małym, kwadratowym stoliku, na którym dawniej znajdował się kapelusz i
okulary jego ojca, do czasu, aż ich nie spalił.
- No, to masz okazję. Nie musimy tam
długo być, jeśli nie będzie ci się podobało. Chciałbym gdzieś z tobą wyjść – odpowiedział.
Zawahałam się, ale w końcu się zgodziłam.
Barty kazał mi
się przygotować, po czym wyszedł, bym mogła się przebrać. Nigdy nie bywałam na
imprezach organizowanych przez mugoli, więc nie bardzo wiedziałam, jak się
ubrać. Przejrzałam wszystkie ciuchy i wybrałam długą, białą, marszczoną
spódnicę, białe koturny i tego samego koloru bluzkę do pępka bez ramiączek.
Często widziałam mugolki ubrane w ten sposób, dlatego kupiłam podobny komplet.
Nałożyłam delikatny makijaż i zeszłam na dół.
- Pięknie wyglądasz. Faceci będą się za
tobą oglądać. Musisz wiedzieć, że jestem zazdrosny – zażartował. On sam też się
przebrał, nie mógł iść przecież między mugoli w szacie czarodzieja. Ubrany był
w ciemne dżinsy i koszulę.
- Mogłabym ci zapleść warkocz –
stwierdziłam. Włosy miał trochę za długie, ale dodawało mu to czaru.
- No tak, są trochę zbyt długie. Kiedy
byłem przebrany za Moody’ego, jakoś nie zwracałem na to uwagi.
- Jutro mogę ci je podciąć –
zaproponowałam, ale on tylko objął mnie ramieniem i razem opuściliśmy dom. Było
jeszcze całkiem jasno, ale słońce do połowy skryte już było za horyzontem.
Kiedy byliśmy w połowie drogi do wioski, kazał mi zaczekać, po czym zniknął w
lesie, jak wczoraj. Wrócił jakieś dziesięć minut później. Kiedy do mnie
podszedł, założył mi na głowę wielki wianek z kwiatów, mówiąc:
- Wczoraj musiałem twój oddać Nelly, bo
sobie poszłaś.
Nic nie
odpowiedziałam, tylko nieśmiało chwyciłam go za rękę. W tym wieńcu z leśnych
kwiatów na głowie i białej kreacji musiałam wyglądać jak jakaś wróżka, ale nie
przejęłam się tym, nawet gdyby mugolki miały plotkować na mój temat, a mugole
szydzić.
Dotarliśmy do
wioski. Z łatwością można było rozpoznać, w którym miejscu odbywała się owa
dyskoteka, gdyż muzyka grała tak głośno, że usłyszeliśmy już ją, zanim
znaleźliśmy się między budynkami.
- Bardzo niespokojną mają muzykę ci
mugole – zauważyłam, kiedy Barty zapłacił strażnikom za wejście.
W środku było
bardzo tłoczno, do sufitu przytwierdzone były różnokolorowe migające światła.
Zapach alkoholu i różnorodnych perfum mieszał się w dusznym pomieszczeniu,
ludzie co chwilę nas potrącali, kiedy szliśmy w stronę baru. Był tam tylko
jeden młody mężczyzna, który musiał obsłużyć całe tłumy. Zamówiliśmy jakieś
drinki i usiedliśmy na wysokich krzesłach przy barze.
- I jak ci się podoba? – zapytał,
próbując przekrzyczeć hałas i dudniącą muzykę. Rozejrzałam się dookoła. Taniec
tłumu wcale mi się nie podobał. Większość kroków przypominało jakiś obrzydliwy
stosunek. Myślałam, że o jugolach wiem dość dużo, ale najwyraźniej się myliłam.
Dziewczyny miały bluzki przypominające staniki, bardzo krótkie spódniczki lub
szorty i bardzo wysokie, lśniące buty na obcasach. Wielu mężczyzn zachowywało
się bardzo wulgarnie i nawet agresywnie, ale dziewczynom to nie przeszkadzało.
Wolałam nie myśleć, co się działo w łazience. Upiłam trochę swojego drinka i
prawie natychmiast się zakrztusiłam. Pierwszy łyk zapiekł mnie gardle.
- Większość z tych ludzi jest chyba
niepełnoletnia – zauważyłam i instynktownie przysunęłam się do Croucha. – To
wszystko jest takie… obleśne i zboczone.
Odstawiłam
swoją szklankę na blat kontuaru i podparłam głowę na zaciśniętych pięściach, z
zainteresowaniem obserwując mugoli. Ich zachowanie intrygowało mnie, choć byli
całkiem podobni do czarownic i czarodziejów. Większość dziewczyn była typu
Alice, mocno zmalowane i wulgarne, faceci zaś przypominali mi Jerry’ego
Shellbota, byli napaleni i tak pijani, że współczuję im następnego ranka. Kac
murowany. Zauważyłam też około trzydziestoletniego mężczyznę, który siedział w
kącie, otoczony jakimiś dziwnymi przyrządami i maszynami i klikał w kolorowe
przyciski. Kiedy zagrała wolniejsza muzyka, mugole zachowali się zupełnie
inaczej. Niektórzy dobrali się w pary, inni wyszli. Barty zsunął się z
wysokiego krzesła i zapytał:
- Zatańczysz ze mną?
Bez słowa
poszłam za nim na parkiet i pozwoliłam mu się objąć Bardzo jestem ciekawa, jak
wczoraj tańczył z Nelly. Ona z pewnością nie była zainteresowana tańcem,
zwłaszcza po kilku drinkach. Oparłam policzek o jego pierś i oplotłam go rękami
w pasie. Niektóre pary całowały się, a robiły to w tak obrzydliwy sposób, że
nie mogłam wręcz na to patrzeć. Większość facetów nie omieszkała także
obmacywać swoich partnerek, co również wydało mi się czymś kompletnie
pozbawionym szacunku. Wiedziałam, że takie zachowanie nie zależy od tego, że ci
ludzie byli mugolami. Widziałam coś podobnego u niektórych czarodziejów i
niekoniecznie byli to tylko Ślizgoni. Gryfoni i Krukoni, ba, nawet Puchoni nie
byli gorsi od nich.
Kiedy powolna
piosenka się skończyła, dałam Crouchowi do zrozumienia, że chcę usiąść z
powrotem przy barze. Nie podobała mi się ta muzyka, nie zamierzałam tańczyć do
jej wulgarnego, recytowanego tekstu i ostrej melodii. Słyszałam, że mugole
mówią na to rap.
- Chodź, idziemy stąd, nie ma sensu się
narażać na niebezpieczeństwo i ujawnienie. Czuję się nieswojo – mruknęłam.
Wstałam z
Bartym i ruszyłam w stronę wyjścia. W głowie kręciło mi się lekko od panującej
tu duchoty i mocnych zapachów. Nie dotarliśmy nawet do połowy Sali, kiedy nagle
ktoś chwycił mnie za ramię i pośladek. Przerażona, odwróciłam się i zobaczyłam
brzydkiego, pijanego mugola, śmiejącego się z niewiadomego powodu i szarpiącego
mnie w swoją stronę. Cuchnął alkoholem i najwyraźniej nie był świadom tego, co
robi. Crouch również odwrócił się. Uniósł zaciśniętą pięść i uderzył go prosto
w szczękę. Długo potem nie mogłam zapomnieć zaciętości malującej się na jego
twarzy. Mężczyzna upadł, ale chwilę potem podniósł się na nogi i zaczął
zaczepiać w ten sposób inne dziewczyny. Bartemiusz pociągnął mnie szybko w
stronę drzwi. Kiedy znaleźliśmy się na zewnątrz, poczułam ulgę i to nie tylko
dzięki świeżemu powietrzu. To miejsce przerażało mnie nocą, nigdy bym się tu
nie śmiała pojawić bez Barty’ego o tej porze. Było już całkiem ciemno, gwiazdy
świeciły, a w powietrzu unosił się zapach natury – ziemi, dojrzewającego zboża,
łąk i lasu. Szybkim krokiem oddaliliśmy się od klubu.
- Nie powinienem był cię tutaj zabierać
– odezwał się w końcu Crouch, kiedy trochę zwolniliśmy. – W Anglii jest mnóstwo
miejsc.
- Mnie się za to podobało. Oczywiście
pomijając te niemiłe wątki, ale to nieważne – odparłam beztrosko. – Ważne, że
spędziliśmy ten wieczór razem.
Uśmiechnęłam
się i objęłam go ręką w pasie. Kiedy on zrobił to samo, poczułam znajome
łaskotanie w okolicach żołądka. Powoli zaczęłam się orientować, co to oznacza,
ale nie wypowiedziałabym tego nawet w myślach.
Do domu
dotarliśmy jakieś czterdzieści minut później. Niby mogliśmy się teleportować,
ale w sumie przyjemnie było się przejść. Gdy opadłam na kanapę, poczułam, jak
bolą mnie nogi. Nie miałam siły na nic, zmusiłam się, by pójść do łazienki i
wziąć prysznic. Wieniec powiesiłam na haku w kuchni, po czym wróciłam do salonu
opatulona w szlafrok. Barty podał mi kieliszek z odrobiną grzanego wina; sam
wypił swoją porcję jednym haustem.
- Następnym razem zabiorę cię w lepsze
miejsce – powiedział i odstawił pusty kieliszek na stolik. Ja zrobiłam to samo.
- Nie musisz mnie nigdzie zabierać –
odparłam. – Wystarcza mi to, co teraz mam. Podasz mi książkę?
Wyciągnął z
biblioteczki powieść, na którą wskazywałam mu palcem i położył ją na moich
kolanach, po czym wstał.
- Idę pod prysznic, za chwilę wrócę –
dodał i poszedł do łazienki. Zaczęłam kartkować książkę w poszukiwaniu zakładki.
Odnalazłam ją gdzieś na początku, przez co poczułam się nieco zdezorientowana.
Z pewnością ten moment w powieści już dawno przeczytałam, ta zakładka powinna
znajdować się właściwie pod jej koniec. Barty nie czytuje takich opowieści. To
Nelly musiała zacząć czytać, nikt inny tutaj nie bywa. Chyba że Lord Voldemort
nagle stwierdził, że warto zagłębić się w lekturze romansu. Pozwalam sobie
chyba na zbyt zuchwałe żarty o Czarnym Panu. Odnalazłam właściwą stronę i
zaczęłam czytać. Nawet w powieściach napisanych przez czarodziejów występują
elementy fantastyki. Bo przecież nie wynaleziono niczego, co uleczyłoby
wilkołaków. A Thelma odzyskała swoją ludzką postać po spożyciu specjalnego
eliksiru. Bajka. Powieki miałam ciężkie, czułam się senna…
Obudziłam się
gwałtownie. Zdawało mi się, że zasnęłam tylko na chwilę, zaledwie kilka minut.
Ale kiedy otworzyłam oczy okazało się, że jest już ranek. Okna pootwierane były
na oścież, przez które wpływało ciepłe, ale rześkie powietrze. Słońce świeciło
mocno, wiał tez chłodny wiatr. Zauważyłam, że moja książka leży na stoliku a ja
nakryta jestem kocem. Usłyszałam, że drzwi wejściowe się otworzyły, a do domu
wszedł Crouch. Niósł stos suchych już ubrań, na twarzy miał uśmiech.
- Zasnęłaś, nie chciałem cię budzić –
odezwał się i położył te wszystkie szaty na schodach. – Co ci zrobić na
śniadanie?
- Nie obraź się, ale marny z ciebie
kucharz. Zaraz zrobię tosty, możesz poskładać te ubrania?
Czekając, aż
kromki chleba się upieką, wyjrzałam na zewnątrz przez drzwi kuchenne. Pogoda
trochę się zmieniła, ale słońce mocno grzało. Było mnóstwo białych, pierzastych
chmur i, od czasu do czasu, wiało. To musiało przynieść ulgę roślinom z ogrodu.
Barty nie mógł spędzić pół dnia na podlewaniu ich. To lato w ogóle było upalne.
Było to bardzo niepodobne do deszczowego i mglistego klimatu Anglii. Taka
pogoda panowała przez następne trzy dni. Minęły nam one w spokoju, nikt nas nie
nachodził i nic się nie działo. Faktycznie, Crouch miał rację. Ignorowałam
dziwne zdarzenia i nie myślałam o leśnej chacie, a wszystko ustąpiło.
Temperatura wody już nie szalała, a w lustrze widywałam jedynie swoje odbicie.
Nelly nie
odezwała się ani słowem. Nie odwiedziła nas i nie napisała żadnego listu.
Zaczęłam się o nią martwić. Z Bartym często przesiadywaliśmy wieczorami w
sypialni jego rodziców i rozmawialiśmy.
- Nie daje znaku życia od kiedy odeszła
– mówiłam z zatroskaną miną. – Myślisz, że się obraziła? Napisałabym do niej,
ale na razie nie chcę, by tu przychodziła.
- Też tak sądzę. Lepiej się nam żyje bez
niej. Jak ochłonie, to się odezwie – potwierdził to gorliwie Bartemiusz. Mimo
że obiecał zapomnieć o wszystkich jej błędach, nie lubił o niej mówić. A kiedy
już ją wspominał, w jego głosie brzmiał chłód.
- Wiesz, tak sobie pomyślałam… W tym
pokoju meble są bardzo zniszczone. Mam dużo złota, można by kupić coś nowego –
zaproponowałam.
- W ogóle można wyremontować tą
sypialnię. Jest twoja, od ciebie zależy, co tu zrobisz – odparł. Poczułam ulgę,
myślałam, że się nie zgodzi, bo przywołuje to wspomnienia o jego rodzicach.
Niby nienawidził ojca, ale kochał matkę, więc się równoważyło.
Dlatego na
początku sierpnia zamówiłam w mugolskim sklepie delikatne meble wykonane z
białego, nielakierowanego drewna. Bez problemu udało mi się zamienić galeony na
dolary. Ludzie chyba naprawdę nie wierzyli Dumbledore’owi. Żaden z nich nie
zwrócił na mnie uwagi, nawet podejrzliwe gobliny. Kupiłam duże, ale zgrabne,
dwuosobowe łóżko, komplet delikatnych, białych szafek i okrągły, mały stolik z
dwoma krzesłami obitymi na siedzeniach białym materiałem w błękitne kwiaty.
Kiedy zwinęliśmy starą wykładzinę, ukazała się nam ładna, drewniana, szara
podłoga. Wymieniliśmy też tapety na białą w delikatne niebieskie wzory.
Naprawdę podobał mi się teraz ten pokój. Nie był przytłaczający i ciężki.
Bardzo się różnił od mojej dawnej sypialni w domu mojej ciotki. Był mały i
zagracony, usytuowany na poddaszu. Bałam się tam cokolwiek zmieniać, wujostwo
było takie zasadnicze… Kiedy się od nich uwolniłam, nareszcie poczułam się
wolna.
___________
Powoli
nadrabiam z przepisywaniem. Są ferie i mogę poświęcić blogom trochę czasu.
Kończę też Czwórkę Hogwartu, co oznacza kolejną porcję dodatkowego czasu.
Dedykacja dla Sheirany :*
~olka
OdpowiedzUsuń8 lutego 2012 o 19:14
Macy prawie że się pokłóciła z Nelly o Barty’ego.Pozdrawiam.
8 lutego 2012 o 19:20
UsuńNawet nie prawie, tylko się pokłóciła xD
~Sheirana
OdpowiedzUsuń8 lutego 2012 o 20:59
Oo… Dedykacja *-*. Dziękuję xD.Noo, wreszcie spokój od Nelly! Jak ja jej nie lubię… xD. Ciekawa jestem, o co dokładniej chodzi z tą leśną chatą. A ogólnie super, jak zawsze xD.Pozdrawiam.[sheirana]
9 lutego 2012 o 17:38
UsuńNieno, kurde, jej to już tu chyba nikt nie lubi xD
~Sheirana
Usuń9 lutego 2012 o 21:54
Nie dziwię się xD
~Kira
OdpowiedzUsuń25 lutego 2012 o 15:55
Chyba znowu się będę powtarzać: NIENAWIDZĘ NELLY! – pusta szmata. Współczuję Macy, dobrze, że postawiła na swoim i nie dała się pomiatać swojej koleżance, o ile nazwałabym to coś koleżanką. Pierwsza kłótnia o chłopaka… Nelly już dawno by ode mnie oberwała. Głupia dziewucha -.- Barty, to chyba ma najgorzej :D – którą wybierze? – myślę, że w następnych rozdziałach się dowiemy :* pozdrawiam i czekam na nowy rozdział.
26 lutego 2012 o 16:30
UsuńSzczerze mówiąc, to nawet gdyby Barty wybrał Nelly, to i tak nie mógłby z nią długo wytrzymać xD
~abycy
OdpowiedzUsuń5 marca 2012 o 23:59
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ;). Pozdrawiam
7 marca 2012 o 17:28
UsuńJa też chcę już coś przepisać, ale te rozdziały są takie długie, że na samą myśl aż mi się odechciewa xD