8 lutego 2012

19. Pierwszy zgrzyt

         Zamrugałam szybko. Nelly patrzyła na mnie, wyraźnie oczekując odpowiedzi. Poczułam, że chciała wyjaśnienia, ale nastawiona już była na kłótnię. Ja z pewnością nie zamierzałam się z nią sprzeczać. Blondynka zwykle chciała stawiać na swoim, ale w niezwykle dziecinny sposób.
         - Zaraz, zaraz, a on jest twój? – zapytałam spokojnie. – Znacie się dwa dni i możesz już się z nim związać? To nie bardzo w jego stylu.
         - Najwyraźniej go nie znasz – w jej głosie zabrzmiała niechęć, której nawet nie próbowała ukryć. Poczułam się, jak podczas rozmów z Alice. – Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, kocham cię, ale nie zamierzam ustępować. Szukam szczęścia i chcę się trochę zabawić, ale potem będzie mi potrzebna stabilizacja. Dlatego ostrzegam cię, nie wpychaj się pomiędzy nas, to, że świecisz cyckami i tyłkiem w niczym ci nie pomoże.
Uniosłam brwi jeszcze wyżej i spojrzałam na jej dekolt.
         - Kto tu świeci cyckami, to nie chcę pokazywać palcem – odparłam, siląc się na spokój, choć jej słowa bardzo mnie dotknęły. – Nie chcę się z tobą kłócić. Ja nie staram się o jego względy. Bardzo go lubię, ale jeśli będziesz szczęśliwa u jego boku, droga wolna. Możesz z nim flirtować, ile tylko chcesz. Nawet jeśli czułabym do niego coś więcej, to teraz rezygnuję z tego dla ciebie.
Mój spokojny ton wstrząsnął nią. Przez chwilę patrzyła na mnie z lekko rozchylonymi ustami, dopiero po kilkunastu sekundach powróciła do swojej wyniosłej miny.
         - Tak? I bardzo się cieszę, że to rozumiesz. Cóż, kiedy się wprowadzę, a to jest tylko kwestia czasu, chyba będziesz musiała się wynieść – odpowiedziała tonem tak pewnym, że zapomniałam o moim z trudem utrzymywanym spokoju.    
         - Słuchaj, na twoim miejscu nie byłabym taka pewna…
         - A co, może to ty mi zagrażasz? – przerwała mi z drwiną. – Z tego, co wiem, to Barty nie widuje się z żadną inną dziewczyną. Jeśli miałby wybierać między mną a tobą… cóż, chyba wybór jest prosty – wskazała na siebie – sam mi przecież to powiedział. To mnie wybrał, nie ciebie. Ignorował cię cały wczorajszy wieczór i dzisiejszy dzień, ale w końcu musiał poświęcić ci trochę uwagi, bo zaczęłaś grać taką smutną i pokrzywdzoną…
         - Nie wierzę, że to powiedziałaś… - wyrzuciłam z siebie, a oczy wypełniły mi się łzami.
         - Uwierz. Nie chcę cię specjalnie wyganiać, ale wraca Barty, psujesz widok.
Przez moment myślałam, że to zły sen, jakiś koszmar…! Nelly mówiła tak, jakby była pijana. A przecież nic cały dzień nie wypiła. Wyraziła się jasno. Psuję im nastrój. Nie pozostało mi nic innego, jak odwrócić się i odejść w stronę domu, co też szybko uczyniłam. Łzy płynęły mi po twarzy nie tyle przez wybór, którego dokonał Crouch, ale z powodu ostrych słów przyjaciółki. Wiedziałam, że nie było to definitywne zakończenie naszej przyjaźni, nawet nie podniosłyśmy głosów, a przecież obiecałyśmy sobie, że nigdy nie zerwiemy ze sobą z powodu mężczyzny. Ja swoją część przysięgi uszanuję, choć te słowa trudno będzie wybaczyć. Ale czyż nie mówiły prawdy? Nie pasowałam do ich scenerii idealnego życia. Chciałam ich szczęścia, więc powinnam usunąć się w cień…
Wbiegłam po schodach na górę i zamknęłam się w sypialni rodziców Croucha. To, że Nelly mówiła tak otwarcie o swoich uczuciach i planach było dla mnie zupełną nowością, do której nie mogłam się przyzwyczaić. Usiadłam przy zamkniętych drzwiach balkonowych i utkwiłam wzrok daleko, gdzieś w horyzoncie, gdzie słońce szybko zachodziło. Musiałam wszystko przemyśleć.
         Jakieś trzy godziny później na dole rozległy się odgłosy kroków i rozmów. Siedziałam wciąż w bezruchu, po ciemku, nawet nie zareagowałam, kiedy ktoś zapukał do drzwi.
         - Macy, jesteś tam? Co się stało, dlaczego zostawiłaś Nelly, przecież mogła się zgubić – usłyszałam zatroskany głos Croucha.
         - Kiepsko się czuję, to chyba ta pikantna ryba Nelly. Do jutra mi przejdzie – mruknęłam.
         - Przynieść ci coś? Otwórz na chwilę.
         - Nie, dam sobie radę – odparłam.
         - Będę tam stał, dopóki mnie nie wpuścisz.
Usłyszałam stanowczość w jego głosie i pomyślałam, że może faktycznie byłby w stanie siedzieć pod drzwiami, aż go nie wpuszczę. Z ciężkim westchnieniem machnęłam różdżką, a zamek kliknął cicho. Bartemiusz natychmiast wszedł do pokoju, jakby się bał, że się jeszcze rozmyślę. Usiadł obok i objął mnie ramieniem.
         - Nie musiałeś się do mnie fatygować. Jak odpocznę, to do was zejdę – powiedziałam.
         - Przynieść ci coś? Zrobię ci herbatę, hmm?
         - Nie. Położę się wcześniej – przerwałam mu, chyba trochę zbyt ostrym i stanowczym tonem. Żeby to załagodzić, zapytałam: - I co, gdzie byliście? Późno wróciliście.
         - Pokazałem Nelly miasto, trafiliśmy też na jakąś dyskotekę dla mugoli, w sumie było całkiem fajnie, szkoda, że nie poszłaś z nami.
Poczułam się okropnie upokorzona przez przyjaciółkę. Wiedziałam, co się zwykle działo na dyskotekach, jak na dwoje młodych ludzi działała muzyka, tłok i taniec. A Nelly potrafiła się doskonale ruszać. Starając się nie myśleć, co mogło między nimi zajść, odpowiedziałam z lekkim uśmiechem:
         - Może i dobrze, że mnie z wami nie było. Ja tam tańczyć nie potrafię, nie chcę stawać między wami. Nelly dała mi jasno do zrozumienia, że wam przeszkadzam.
Delikatnie odepchnęłam go od siebie, jego ramię mnie parzyło. Na jego twarzy pojawił się niepokój.
         - Nelly tak powiedziała? Zaraz, ona myśli, że ja chcę się z nią spotykać?
         - Nie denerwuj się. Powiedziała mi kilka przykrych słów, ale to tylko przez zazdrość. Jest zakochana, a ty dajesz jej dwuznaczne sygnały… to, co ty uważasz za przyjaźń, ona odbiera jako zaloty – przerwałam mu, starając się mówić jak najspokojniej, choć w gardle dławiły mnie łzy. – Mówiła tylko, że kiedy tu się wprowadzi na stałe, nie wie, czy pozwoli mi tu mieszkać, takie tam… To naprawdę nieważne, nie powinno to między nami nic zmieniać. Ani między wami.
Musiałam zamrugać, bo łzy zapiekły mnie w oczy. Było ciemno, więc Crouch i tak nic by nie zauważył, ale chciałam zachować zimną krew do końca. Większą część okropnych słów przed nim zataiłam. Nie chciałam, żeby na nowo poczuł do niej niechęć.
         - Mówiłem? Miałem rację, jest fałszywa! Jak w ogóle mogła rządzić moim domem?
         - Najwyraźniej mogła, skoro ją wybrałeś na swoją dziewczynę, jak to ona określiła – odrzekłam. – Ja naprawdę nie zamierzam z nią o nic walczyć. Zrezygnowałam z przyjaźni z tobą, żeby była szczęśliwa. Nie mogłam jej tego zniszczyć, mówiła, jak iskrzy między wami… Ustąpiłam jej. Powiedziałam ci tylko dlatego, że mi na tobie zależy, ale nie będę z nikim o twoje względy rywalizować, bo to według mnie żałosne. Idź już. Jeśli chcesz, to się wyniosę, jestem pewna, że szybko znajdę jakąś kwaterę.
         - Nie chcę. Powiedziałem jej, że wielu facetów mogłoby o nią walczyć, ale nie miałem pojęcia, że ona tak to odbierze. To ona ma ten dom opuścić, nie ty – chciał wstać, ale chwyciłam go za rękę.
         - Daj jej spokój, porozmawiamy jutro. Nie ma sensu teraz roztrząsać tego tematu, kiedy wszyscy ochłoniemy, to pogadamy. Idź spać i nie prowokuj jej, nie chcę tak zakończyć tej przyjaźni. Gdybym ja się zakochała, też bym nie myślała trzeźwo.
Uśmiechnęłam się, by potwierdzić moje słowa. Dłoń mu się rozluźniła, więc mogłam już go puścić. Pochylił się, żeby pocałować mnie w policzek, po czym wyszedł z sypialni. Na schodach minął Nelly, ale nawet się nie zatrzymał, kiedy go zawołała. Z zagniewaną miną zajrzała do mojego pokoju.
         - Co mu powiedziałaś? – zapytała, mrużąc oczy.
         - Nic. A co, nie można mi już z nim rozmawiać? Radzę ci iść do pokoju i wszystko przemyśleć, żebyś potem nie żałowała – odpowiedziałam jej iż zamknęłam drzwi. Nie chciałam z nią rozmawiać na ten temat. Położyłam się do łóżka, odczuwając z jednej strony satysfakcję, z drugiej - gorycz i żal. Długo nie mogłam zasnąć, a kiedy już mi się to udało, dręczyły mnie dziwne sny.

         Następnego ranka obudziłam się w zaskakująco dobrym humorze, zwarzywszy na to, co wczoraj się stało. Zeszłam na dół, ziewając szeroko. Pogoda była ładna, trochę zbyt duszna i gorąca, ale jakimś cudem nie czułam się zmęczona. Zrobiłam sobie płatki z mlekiem, usiadłam przy stole i rozłożyłam „Proroka Codziennego”. Właśnie czytałam artykuł o Dumbledorze, kiedy do kuchni wszedł Barty. Usiadł na krześle obok i ujął moją dłoń, żeby ucałować jej wierzch.
         - Przemyślałam to wszystko i stwierdziłam, że puszczę to w niepamięć – odezwałam się, przewracając stronę. – Oczywiście, o ile Nelly nie będzie mnie już obrażać. Nie będę wam niczego zakazywać. Jeśli chcecie się spotykać, droga wolna.
         - Nie chcę się z nią spotykać, jeśli ty jej zamierzasz wybaczyć, to ja też postaram się o tym zapomnieć. Ale chyba będziemy musieli sprostować kilka rzeczy – odparł. – Zrobisz mi tosty? Nikt ich nie piecze tak, jak ty.
Bez słowa wstałam od stołu i zajęłam się przygotowywaniem śniadania. Postanowiłam już nigdy nie dopuścić Nelly do gotowania Może się obrażać, ale nic na to nie poradzi, że fatalnie gotuje.
A jeśli już o niej mowa, to przyszła jakieś pół godziny później. Uśmiechnęła się do Bartemiusza, mnie zignorowała. W sumie nie miałam zamiaru rozmawiać z nią teraz, więc udałam się do łazienki. Na wszelki wypadek zerknęłam w lustro, ale nie dojrzałam  w nim nic strasznego, więc zajęłam się poranną toaletą. Byłam ciekawa, od czego zależało pojawianie się tej dziewczyny. Na pewno nie chodziło o mnie, raczej o naturalne bodźce, czy ja wiem… pełnia księżyca, odpowiednie wiatry czy zachmurzenie…
Z łazienki wyszłam kwadrans później, ubrana w zwykłą szatę czarownicy. Zamierzałam dzisiaj zrobić pranie, więc nie potrzebowałam jakichś specjalnych kreacji. Kiedy zaś Nelly, która weszła zaraz za mną, opuściła łazienkę dwadzieścia minut później, miała na sobie bawełnianą sukienkę w niebieskie i czerwone paski, sięgającą kolan i buty na obcasie. Mimo swojego wyzywającego wyglądu, na twarzy miała wyraz pokory. Nie miałam pojęcia, co Barty jej powiedział, kiedy mnie nie było, ale chyba musiało to na nią wpłynąć, bo usiadła przede mną w salonie i przemówiła:
         - Przepraszam za to, co wczoraj powiedziałam. Nie byłam sobą, już więcej tego nie zrobię. Wybaczysz mi?
Zerknęłam na Croucha, który siedział na kanapie obok mnie. Uśmiechnął się tylko Tak, musiał coś jej powiedzieć. Ślizgonka nigdy sama od siebie nie przyznałaby się do błędu.
         - Wiesz, bardzo cię kocham i nie pozwolę naszej przyjaźni rozpaść się przez takie głupoty – odparłam. – Ale nie ze mną musisz uzgodnić kilka rzeczy.
         - My już rozmawialiśmy wszystko jest w porządku – stwierdził Barty i objął mnie ramieniem. Gdyby nie obecność przyjaciółki, odwzajemniłabym ten uścisk, ale się powstrzymałam.
         - Nie będę już dłużej zajmować wam czasu – odezwała się po chwili, wstając. – Jestem już spakowana.
         - No cóż. Cieszę się, że się polubiliście z Bartym – mruknęłam i pozwoliłam się jej objąć. Później pochyliłam się nad Crouchem i pocałowałam go w oba policzki. Bez słowa odprowadziłam ją do bramki, a kiedy teleportowała się, wróciłam do domu. Usiadłam obok Bartemiusza i przytuliłam się do niego.
         - Ulżyło mi, kiedy wyszła – wyznał, gładząc palcami mój kark. – To były ciężkie dni. Przepraszam, że tak się zachowywałem.
         - Nie przejmuj się. Wszyscy jesteśmy temu winni, a ja niepotrzebnie zapraszałam ją na noc – oświadczyłam. – Co jej powiedziałeś?
         - Wyjaśniłem jej, że mnie nie interesuje, jest dla mnie zbyt otwarta i w ogóle nie w moim typie, takie tam… Trochę sobie popłakała, ale nie pocieszałem jej, żeby znów nie dać jej nadziei – odparł, po czym zawahał się, ale w końcu dodał: - Chyba powinnaś o czymś wiedzieć, ale nie chcę, żeby to was poróżniło. Wczoraj na tej dyskotece trochę wypiła i dobierała się do mnie. Próbowała mnie pocałować, ale jakoś ją spławiłem. Zaraz po tym zdarzeniu wziąłem ją do domu, żeby nie spróbowała czegoś więcej.
         - Jak to, dobierała się do ciebie? Co przez to rozumiesz? Nie musisz się przede mną tłumaczyć, ale skończ, jak już zacząłeś – mruknęłam wystarczająco poważnym tonem, by go onieśmielić.
         - Noo… dobierała mi się do rozporka, to było krępujące.
Pocałowałam go w szyję i uśmiechnęłam się uspokajająco.
         - Przyzwyczaj się do tego. Jesteś przystojnym mężczyzną i miłym człowiekiem, a to bardzo przyciąga dziewczyny – zaśmiałam się. – Długo nad tym myślałam, ale bałam się ci powiedzieć… Pamiętasz ten dom w lesie? Dlaczego zabroniłeś mi tam chodzić?
         - Jest tam niebezpiecznie, bardzo złe moce tam drzemią. Lepiej się tam nie plątać – odrzekł. – Wolałbym nie budzić tego, co tam siedzi. Powiem ci jedną rzecz, Elenai tam kiedyś poszła. Później miała duże kłopoty. O mało nie doznała trwałych oparzeń. Nie chcę, żeby coś takiego cię spotkało.
         - Bo wiesz… ja już tam byłam. Dwa razy. Tuż przed Trzecim Zadaniem. Wzięłam stamtąd jeden kościsty palec z pierścieniem, żeby go bliżej zbadać. Na strychu jest skrzynia pełna tego, nie wiem, czemu to ma służyć – powiedziałam, gładząc mechanicznie jego ramię. – Ale odniosłam go z powrotem, jak tylko tu zamieszkałam. Od tego momentu widuję od czasu do czasu w lustrach odbicie zmasakrowanej dziewczyny. Nie bądź na mnie zły, wiedziałam, że nie można mi tam wchodzić, ale nie mogłam się powstrzymać.
Barty przez chwilę milczał, ze wzrokiem utkwionym w wygasłym kominku. Najbardziej właśnie obawiałam się tej ciszy. Chyba faktycznie wolałabym, by podniósł głos albo powiedział mi coś bolesnego.
         - Przykro mi, że uznałaś moje rady za mało ważne – mruknął.
         - To nie tak, Barty, dla mnie twoje zdanie jest bardzo ważne! Tak strasznie żałuję… - ukryłam twarz w dłoniach i rozpłakałam się. To były najgorsze słowa, jakie mógł mi powiedzieć. Crouch chyba nie spodziewał się z mojej strony takiego reakcji. Przytulił mnie, ale wyczułam w tym ruchu zdenerwowanie i stres.
         - Nic się nie stało, naprawdę. Poradzimy sobie z tym razem – powiedział uspokajającym tonem. Powoli opanowałam łzy i odetchnęłam kilkakrotnie. Policzek miałam przyciśnięty do jego piersi, słyszałam ciche, miarowe bicie serca i szmer oddechu tuż nad swoją głową. Czułam też delikatną woń jego perfum. Ich zapach hipnotyzował mnie.
         - Ale jak? Nie wiem nawet skąd to się bierze – zauważyłam zrozpaczona.
         - Po pierwsze, nie możemy już tam wracać. Po prostu zapomnijmy o tamtym zdarzeniu – odparł.
         - A może muszę zrobić odwrotnie? Może widzę tą dziewczynę, bo ona chce mi coś przekazać? Dopomina się o chwilę uwagi – odrzekłam i otarłam resztki łez z policzków, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami.
         - Może. Zobaczymy. Dopóki się tam nie zbliżasz, jesteś bezpieczna. Na razie zignorujemy to, może wtedy te przywidzenia ustąpią – podsumował całą naszą rozmowę, wstając. – Miałaś robić pranie, pomogę ci.
Przyjęłam propozycję. Gdyby nie on, męczyłabym się z tymi ubraniami do wieczora, a tak, udało nam się skończyć około czternastej trzydzieści. Crouch rozwiesił za pomocą magii dwa długie sznury w ogrodzie, na których powiesiliśmy mokre szaty. Na obiad musieliśmy zjeść dwie zupki chińskie, bo nie było sensu gotować czegoś poważniejszego. Pod wieczór Barty wszedł do pokoju, w którym sypiałam i usiadł na łóżku, obserwując, jak piszę list do ciotki. Kiedy po kilku minutach włożyłam go do koperty, zapieczętowałam ją dałam swojej sowie, by go zaniosła Rosalie, przemówił:
         - Wiesz, czuję się trochę głupio, że wczoraj poszedłem z Nelly na tą dyskotekę. Pomyślałem sobie, że moglibyśmy tam razem pójść. Byłaś kiedyś na takiej imprezie?
         - Nie, nigdy w czymś takim nie uczestniczyłam. Ciotka uważała to za miejsce niebezpieczne i nieodpowiednie dla młodej, porządnej dziewczyny – odparłam i zamknęłam za sową klatkę. Stała na niskim, małym, kwadratowym stoliku, na którym dawniej znajdował się kapelusz i okulary jego ojca, do czasu, aż ich nie spalił.
         - No, to masz okazję. Nie musimy tam długo być, jeśli nie będzie ci się podobało. Chciałbym gdzieś z tobą wyjść – odpowiedział. Zawahałam się, ale w końcu się zgodziłam.
Barty kazał mi się przygotować, po czym wyszedł, bym mogła się przebrać. Nigdy nie bywałam na imprezach organizowanych przez mugoli, więc nie bardzo wiedziałam, jak się ubrać. Przejrzałam wszystkie ciuchy i wybrałam długą, białą, marszczoną spódnicę, białe koturny i tego samego koloru bluzkę do pępka bez ramiączek. Często widziałam mugolki ubrane w ten sposób, dlatego kupiłam podobny komplet. Nałożyłam delikatny makijaż i zeszłam na dół.
         - Pięknie wyglądasz. Faceci będą się za tobą oglądać. Musisz wiedzieć, że jestem zazdrosny – zażartował. On sam też się przebrał, nie mógł iść przecież między mugoli w szacie czarodzieja. Ubrany był w ciemne dżinsy i koszulę.
         - Mogłabym ci zapleść warkocz – stwierdziłam. Włosy miał trochę za długie, ale dodawało mu to czaru.
         - No tak, są trochę zbyt długie. Kiedy byłem przebrany za Moody’ego, jakoś nie zwracałem na to uwagi.
         - Jutro mogę ci je podciąć – zaproponowałam, ale on tylko objął mnie ramieniem i razem opuściliśmy dom. Było jeszcze całkiem jasno, ale słońce do połowy skryte już było za horyzontem. Kiedy byliśmy w połowie drogi do wioski, kazał mi zaczekać, po czym zniknął w lesie, jak wczoraj. Wrócił jakieś dziesięć minut później. Kiedy do mnie podszedł, założył mi na głowę wielki wianek z kwiatów, mówiąc:
         - Wczoraj musiałem twój oddać Nelly, bo sobie poszłaś.
Nic nie odpowiedziałam, tylko nieśmiało chwyciłam go za rękę. W tym wieńcu z leśnych kwiatów na głowie i białej kreacji musiałam wyglądać jak jakaś wróżka, ale nie przejęłam się tym, nawet gdyby mugolki miały plotkować na mój temat, a mugole szydzić.
Dotarliśmy do wioski. Z łatwością można było rozpoznać, w którym miejscu odbywała się owa dyskoteka, gdyż muzyka grała tak głośno, że usłyszeliśmy już ją, zanim znaleźliśmy się między budynkami.
         - Bardzo niespokojną mają muzykę ci mugole – zauważyłam, kiedy Barty zapłacił strażnikom za wejście.
W środku było bardzo tłoczno, do sufitu przytwierdzone były różnokolorowe migające światła. Zapach alkoholu i różnorodnych perfum mieszał się w dusznym pomieszczeniu, ludzie co chwilę nas potrącali, kiedy szliśmy w stronę baru. Był tam tylko jeden młody mężczyzna, który musiał obsłużyć całe tłumy. Zamówiliśmy jakieś drinki i usiedliśmy na wysokich krzesłach przy barze.
         - I jak ci się podoba? – zapytał, próbując przekrzyczeć hałas i dudniącą muzykę. Rozejrzałam się dookoła. Taniec tłumu wcale mi się nie podobał. Większość kroków przypominało jakiś obrzydliwy stosunek. Myślałam, że o jugolach wiem dość dużo, ale najwyraźniej się myliłam. Dziewczyny miały bluzki przypominające staniki, bardzo krótkie spódniczki lub szorty i bardzo wysokie, lśniące buty na obcasach. Wielu mężczyzn zachowywało się bardzo wulgarnie i nawet agresywnie, ale dziewczynom to nie przeszkadzało. Wolałam nie myśleć, co się działo w łazience. Upiłam trochę swojego drinka i prawie natychmiast się zakrztusiłam. Pierwszy łyk zapiekł mnie  gardle.
         - Większość z tych ludzi jest chyba niepełnoletnia – zauważyłam i instynktownie przysunęłam się do Croucha. – To wszystko jest takie… obleśne i zboczone.
Odstawiłam swoją szklankę na blat kontuaru i podparłam głowę na zaciśniętych pięściach, z zainteresowaniem obserwując mugoli. Ich zachowanie intrygowało mnie, choć byli całkiem podobni do czarownic i czarodziejów. Większość dziewczyn była typu Alice, mocno zmalowane i wulgarne, faceci zaś przypominali mi Jerry’ego Shellbota, byli napaleni i tak pijani, że współczuję im następnego ranka. Kac murowany. Zauważyłam też około trzydziestoletniego mężczyznę, który siedział w kącie, otoczony jakimiś dziwnymi przyrządami i maszynami i klikał w kolorowe przyciski. Kiedy zagrała wolniejsza muzyka, mugole zachowali się zupełnie inaczej. Niektórzy dobrali się w pary, inni wyszli. Barty zsunął się z wysokiego krzesła i zapytał:
         - Zatańczysz ze mną?
Bez słowa poszłam za nim na parkiet i pozwoliłam mu się objąć Bardzo jestem ciekawa, jak wczoraj tańczył z Nelly. Ona z pewnością nie była zainteresowana tańcem, zwłaszcza po kilku drinkach. Oparłam policzek o jego pierś i oplotłam go rękami w pasie. Niektóre pary całowały się, a robiły to w tak obrzydliwy sposób, że nie mogłam wręcz na to patrzeć. Większość facetów nie omieszkała także obmacywać swoich partnerek, co również wydało mi się czymś kompletnie pozbawionym szacunku. Wiedziałam, że takie zachowanie nie zależy od tego, że ci ludzie byli mugolami. Widziałam coś podobnego u niektórych czarodziejów i niekoniecznie byli to tylko Ślizgoni. Gryfoni i Krukoni, ba, nawet Puchoni nie byli gorsi od nich.
Kiedy powolna piosenka się skończyła, dałam Crouchowi do zrozumienia, że chcę usiąść z powrotem przy barze. Nie podobała mi się ta muzyka, nie zamierzałam tańczyć do jej wulgarnego, recytowanego tekstu i ostrej melodii. Słyszałam, że mugole mówią na to rap.
         - Chodź, idziemy stąd, nie ma sensu się narażać na niebezpieczeństwo i ujawnienie. Czuję się nieswojo – mruknęłam.
Wstałam z Bartym i ruszyłam w stronę wyjścia. W głowie kręciło mi się lekko od panującej tu duchoty i mocnych zapachów. Nie dotarliśmy nawet do połowy Sali, kiedy nagle ktoś chwycił mnie za ramię i pośladek. Przerażona, odwróciłam się i zobaczyłam brzydkiego, pijanego mugola, śmiejącego się z niewiadomego powodu i szarpiącego mnie w swoją stronę. Cuchnął alkoholem i najwyraźniej nie był świadom tego, co robi. Crouch również odwrócił się. Uniósł zaciśniętą pięść i uderzył go prosto w szczękę. Długo potem nie mogłam zapomnieć zaciętości malującej się na jego twarzy. Mężczyzna upadł, ale chwilę potem podniósł się na nogi i zaczął zaczepiać w ten sposób inne dziewczyny. Bartemiusz pociągnął mnie szybko w stronę drzwi. Kiedy znaleźliśmy się na zewnątrz, poczułam ulgę i to nie tylko dzięki świeżemu powietrzu. To miejsce przerażało mnie nocą, nigdy bym się tu nie śmiała pojawić bez Barty’ego o tej porze. Było już całkiem ciemno, gwiazdy świeciły, a w powietrzu unosił się zapach natury – ziemi, dojrzewającego zboża, łąk i lasu. Szybkim krokiem oddaliliśmy się od klubu.
         - Nie powinienem był cię tutaj zabierać – odezwał się w końcu Crouch, kiedy trochę zwolniliśmy. – W Anglii jest mnóstwo miejsc.
         - Mnie się za to podobało. Oczywiście pomijając te niemiłe wątki, ale to nieważne – odparłam beztrosko. – Ważne, że spędziliśmy ten wieczór razem.
Uśmiechnęłam się i objęłam go ręką w pasie. Kiedy on zrobił to samo, poczułam znajome łaskotanie w okolicach żołądka. Powoli zaczęłam się orientować, co to oznacza, ale nie wypowiedziałabym tego nawet w myślach.
Do domu dotarliśmy jakieś czterdzieści minut później. Niby mogliśmy się teleportować, ale w sumie przyjemnie było się przejść. Gdy opadłam na kanapę, poczułam, jak bolą mnie nogi. Nie miałam siły na nic, zmusiłam się, by pójść do łazienki i wziąć prysznic. Wieniec powiesiłam na haku w kuchni, po czym wróciłam do salonu opatulona w szlafrok. Barty podał mi kieliszek z odrobiną grzanego wina; sam wypił swoją porcję jednym haustem.
         - Następnym razem zabiorę cię w lepsze miejsce – powiedział i odstawił pusty kieliszek na stolik. Ja zrobiłam to samo.
         - Nie musisz mnie nigdzie zabierać – odparłam. – Wystarcza mi to, co teraz mam. Podasz mi książkę?
Wyciągnął z biblioteczki powieść, na którą wskazywałam mu palcem i położył ją na moich kolanach, po czym wstał.
         - Idę pod prysznic, za chwilę wrócę – dodał i poszedł do łazienki. Zaczęłam kartkować książkę w poszukiwaniu zakładki. Odnalazłam ją gdzieś na początku, przez co poczułam się nieco zdezorientowana. Z pewnością ten moment w powieści już dawno przeczytałam, ta zakładka powinna znajdować się właściwie pod jej koniec. Barty nie czytuje takich opowieści. To Nelly musiała zacząć czytać, nikt inny tutaj nie bywa. Chyba że Lord Voldemort nagle stwierdził, że warto zagłębić się w lekturze romansu. Pozwalam sobie chyba na zbyt zuchwałe żarty o Czarnym Panu. Odnalazłam właściwą stronę i zaczęłam czytać. Nawet w powieściach napisanych przez czarodziejów występują elementy fantastyki. Bo przecież nie wynaleziono niczego, co uleczyłoby wilkołaków. A Thelma odzyskała swoją ludzką postać po spożyciu specjalnego eliksiru. Bajka. Powieki miałam ciężkie, czułam się senna…

Obudziłam się gwałtownie. Zdawało mi się, że zasnęłam tylko na chwilę, zaledwie kilka minut. Ale kiedy otworzyłam oczy okazało się, że jest już ranek. Okna pootwierane były na oścież, przez które wpływało ciepłe, ale rześkie powietrze. Słońce świeciło mocno, wiał tez chłodny wiatr. Zauważyłam, że moja książka leży na stoliku a ja nakryta jestem kocem. Usłyszałam, że drzwi wejściowe się otworzyły, a do domu wszedł Crouch. Niósł stos suchych już ubrań, na twarzy miał uśmiech.
         - Zasnęłaś, nie chciałem cię budzić – odezwał się i położył te wszystkie szaty na schodach. – Co ci zrobić na śniadanie?
         - Nie obraź się, ale marny z ciebie kucharz. Zaraz zrobię tosty, możesz poskładać te ubrania?
Czekając, aż kromki chleba się upieką, wyjrzałam na zewnątrz przez drzwi kuchenne. Pogoda trochę się zmieniła, ale słońce mocno grzało. Było mnóstwo białych, pierzastych chmur i, od czasu do czasu, wiało. To musiało przynieść ulgę roślinom z ogrodu. Barty nie mógł spędzić pół dnia na podlewaniu ich. To lato w ogóle było upalne. Było to bardzo niepodobne do deszczowego i mglistego klimatu Anglii. Taka pogoda panowała przez następne trzy dni. Minęły nam one w spokoju, nikt nas nie nachodził i nic się nie działo. Faktycznie, Crouch miał rację. Ignorowałam dziwne zdarzenia i nie myślałam o leśnej chacie, a wszystko ustąpiło. Temperatura wody już nie szalała, a w lustrze widywałam jedynie swoje odbicie.
Nelly nie odezwała się ani słowem. Nie odwiedziła nas i nie napisała żadnego listu. Zaczęłam się o nią martwić. Z Bartym często przesiadywaliśmy wieczorami w sypialni jego rodziców i rozmawialiśmy.
         - Nie daje znaku życia od kiedy odeszła – mówiłam z zatroskaną miną. – Myślisz, że się obraziła? Napisałabym do niej, ale na razie nie chcę, by tu przychodziła.
         - Też tak sądzę. Lepiej się nam żyje bez niej. Jak ochłonie, to się odezwie – potwierdził to gorliwie Bartemiusz. Mimo że obiecał zapomnieć o wszystkich jej błędach, nie lubił o niej mówić. A kiedy już ją wspominał, w jego głosie brzmiał chłód.
         - Wiesz, tak sobie pomyślałam… W tym pokoju meble są bardzo zniszczone. Mam dużo złota, można by kupić coś nowego – zaproponowałam.
         - W ogóle można wyremontować tą sypialnię. Jest twoja, od ciebie zależy, co tu zrobisz – odparł. Poczułam ulgę, myślałam, że się nie zgodzi, bo przywołuje to wspomnienia o jego rodzicach. Niby nienawidził ojca, ale kochał matkę, więc się równoważyło.
Dlatego na początku sierpnia zamówiłam w mugolskim sklepie delikatne meble wykonane z białego, nielakierowanego drewna. Bez problemu udało mi się zamienić galeony na dolary. Ludzie chyba naprawdę nie wierzyli Dumbledore’owi. Żaden z nich nie zwrócił na mnie uwagi, nawet podejrzliwe gobliny. Kupiłam duże, ale zgrabne, dwuosobowe łóżko, komplet delikatnych, białych szafek i okrągły, mały stolik z dwoma krzesłami obitymi na siedzeniach białym materiałem w błękitne kwiaty. Kiedy zwinęliśmy starą wykładzinę, ukazała się nam ładna, drewniana, szara podłoga. Wymieniliśmy też tapety na białą w delikatne niebieskie wzory. Naprawdę podobał mi się teraz ten pokój. Nie był przytłaczający i ciężki. Bardzo się różnił od mojej dawnej sypialni w domu mojej ciotki. Był mały i zagracony, usytuowany na poddaszu. Bałam się tam cokolwiek zmieniać, wujostwo było takie zasadnicze… Kiedy się od nich uwolniłam, nareszcie poczułam się wolna.

___________

Powoli nadrabiam z przepisywaniem. Są ferie i mogę poświęcić blogom trochę czasu. Kończę też Czwórkę Hogwartu, co oznacza kolejną porcję dodatkowego czasu. Dedykacja dla Sheirany :* 

9 komentarzy:

  1. ~olka
    8 lutego 2012 o 19:14

    Macy prawie że się pokłóciła z Nelly o Barty’ego.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 8 lutego 2012 o 19:20
      Nawet nie prawie, tylko się pokłóciła xD

      Usuń
  2. ~Sheirana
    8 lutego 2012 o 20:59

    Oo… Dedykacja *-*. Dziękuję xD.Noo, wreszcie spokój od Nelly! Jak ja jej nie lubię… xD. Ciekawa jestem, o co dokładniej chodzi z tą leśną chatą. A ogólnie super, jak zawsze xD.Pozdrawiam.[sheirana]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 9 lutego 2012 o 17:38
      Nieno, kurde, jej to już tu chyba nikt nie lubi xD

      Usuń
    2. ~Sheirana
      9 lutego 2012 o 21:54

      Nie dziwię się xD

      Usuń
  3. ~Kira
    25 lutego 2012 o 15:55

    Chyba znowu się będę powtarzać: NIENAWIDZĘ NELLY! – pusta szmata. Współczuję Macy, dobrze, że postawiła na swoim i nie dała się pomiatać swojej koleżance, o ile nazwałabym to coś koleżanką. Pierwsza kłótnia o chłopaka… Nelly już dawno by ode mnie oberwała. Głupia dziewucha -.- Barty, to chyba ma najgorzej :D – którą wybierze? – myślę, że w następnych rozdziałach się dowiemy :* pozdrawiam i czekam na nowy rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 26 lutego 2012 o 16:30
      Szczerze mówiąc, to nawet gdyby Barty wybrał Nelly, to i tak nie mógłby z nią długo wytrzymać xD

      Usuń
  4. ~abycy
    5 marca 2012 o 23:59

    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ;). Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 7 marca 2012 o 17:28
      Ja też chcę już coś przepisać, ale te rozdziały są takie długie, że na samą myśl aż mi się odechciewa xD

      Usuń