Ten dzień już od rana był upalny, ale
wiatr, który powiewał co jakiś czas był zimny. To był piękny widok. Po lewej
stronie cudowne słońce, czyste niebo, po prawej zaś, co prawda w oddali,
ciemne, groźne chmury tylko czyhały, aby wypuścić krople deszczu. Noc zapowiadała
się burzowa i niespokojna. Tęskniłam za odrobiną chłodu, ale wolałam upał, niż
znowu deszcze i błoto.
Kiedy podałam
kolację, Barty wrócił z ogrodu cały rozczochrany i pachnący wiatrem. Mimo to
uśmiechał się szeroko.
- Będzie padać, nie muszę podlewać
kwiatów. Niestety, strasznie wieje – powiedział.
- Tak, to widać – stwierdziłam, patrząc
na jego potargane szaty i włosy, w których tkwiły pojedyncze, maleńkie listki.
– Śmierdzisz psem.
Crouch
parsknął śmiechem, słysząc to określenie. Nie odgryzł się jednak, tylko bez
słowa poszedł do łazienki, by wziąć prysznic. Usiadłam przy stole, trochę się
niecierpliwiąc; wolałam nie jeść zimnej pomidorówki. Do okna coś zapukało.
Wystraszyłam się, ale w mdłym świetle świec zauważyłam, że to tylko sowa. Bez wahania
wpuściłam ją do środka i odwiązałam od jej łuskowatej nóżki rulonik. Poznałam
ją, była okropnie potargana przez wiatr i również miała na sobie aromat wiatru,
ale poznałam w niej ptaka Nelly. Z niecierpliwością rozwinęłam pergamin i
zaczęłam czytać:
Macy –
Piszę do Ciebie, bo uznałam, że powinnaś o tym
wiedzieć. Zgodnie z moimi planami, wyjeżdżam. Muszę uporządkować swoje życie,
przemyśleć kilka spraw, zastanowić się nad swoimi uczuciami… Jadę do Afryki,
jak to już Ci kiedyś mówiłam. Nie wiem, kiedy wrócę, ale na pewno Cię
poinformuję, kiedy będę w Londynie.
Nelly
Nic więcej nie
było. Żadnego dokładniejszego wyjaśnienia, podanego terminu, nic. Wyczułam w
tym liście jakiś smutek, który udzielił się i mnie. Gdybym opuściła i zachowała
to wszystko dla siebie, może byłaby teraz szczęśliwa z Bartym. To ja jestem
powodem jej przygnębienia i wyjazdu z kraju.
Crouch wyszedł
z łazienki kilkanaście minut później.
- Co się stało? – zapytał i zaczął
jeść. – Nelly napisała?
Tak. Wyjeżdża do Afryki, bo musi „uporządkować
swoje życie” – odpowiedziałam, zerkając do listu przyjaciółki. Prawie nie
tknęłam zupy. Czułam się naprawdę zdołowana. Muszę być naprawdę okropna, skoro
nieświadomie zmusiłam ją swoim zachowaniem do odjazdu. Poszłam pod prysznic,
wysuszyłam sobie włosy różdżką i wbiegłam na górę. Krople deszczu bębniły o
szyby, ciemne chmury całkowicie przysłoniły gwiazdy. Nie słyszałam tego, ale
wiatr hulał na zewnątrz, w oddali od czasu do czasu trzaskały pioruny.
Zapaliłam kilka małych świeczek i wśliznęłam się do łóżka pod kołdrę, by
poczytać. Wyciągnęłam list od Nelly i przeczytałam go kilkakrotnie. Pomyślałam
sobie, że zachowała się niedojrzale, mówiąc mi o wyjeździe w liście, a nie
twarzą w twarz. To było tchórzliwe, jak określił to Barty.
Do drzwi ktoś
zapukał. Hmm, ktoś? Przecież wiadomo, że był to Crouch. Wszedł do środka i
usiadł w nogach łóżka. Wciąż był ubrany w granatowe dżinsy i koszulę.
- Zostaw to, Nelly wyjeżdża, bo nie
może tego znieść, że nie ma u mnie szans. Powiedziała mi to. Trochę to
przeżyła, popłakała się… nie chciałem, żeby tak się stało. Bo… bo myślę, że coś
do ciebie czuję – powiedział cicho. Długo czekałam na te słowa. Tak w ogóle, to
długo czekałam na jakikolwiek gest z jego strony. Uśmiechnęłam się nieśmiało i
pocałowałam go w policzek.
Crouch
przysunął się bardzo blisko mnie. Z pewnym wahaniem objęłam go za szyję i
złożyłam delikatny pocałunek na jego odsłoniętym karku. Jego ramiona objęły
mnie i nieśmiało przycisnęły do jego klatki piersiowej. Poczułam jego ciepło,
lekkie zdenerwowanie i znów ten skurcz w żołądku. Już dobrze wiedziałam, co
oznaczał, nie miałam najmniejszych wątpliwości. Czułam z nim też więź, o wiele
mocniejszą, niż wcześniej. Chyba mogłam zrobić już następny krok. Wiedziałam,
że on dojrzał do tego trochę wcześniej, ale spokojnie czekał. Z przyjemnością
odbierałam całkiem nowe doznania, jego ostrożny dotyk, ciepłe dłonie na moich
plecach, osuwające się coraz niżej. Przez chwilę całowałam jego miękką skórę na
szyi, w końcu udało mi się wyszeptać do jego ucha:
- Tak sądzę, że jestem już na to
gotowa.
Spojrzał mi w
oczy, żeby się upewnić, ale nie ujrzał w nich żadnego wahania. Uśmiechnęłam się
zachęcająco, więc wychylił się lekko, żeby mnie pocałować. Pomógł mi się
usadowić na swoich kolanach, po czym objęłam go w pasie kolanami. Brakowało mi
ludzkiej bliskości, miałam kochające wujostwo i przyjaciółkę, dla której
mogłabym zrezygnować ze wszystkiego, ale każdy z nich zachowywał się raczej
chłodno w stosunku do mnie. Barty pogłębił pocałunek, przesuwając językiem po
moich policzkach i podniebieniu. Jego namiętność podniosła mi temperaturę i
wywołała elektryzujące dreszcze w okolicach karku. Czułam niewielką tremę przed
czekającym mnie wyzwaniem. Lekko drżącą dłoń skierowałam w stronę jego guzików.
Rozpięłam pierwszy, potem drugi… Jego serce waliło tuż przy moim, na sekundę
odsunęłam do niego twarz z pewnym niepokojem.
- Powinieneś wiedzieć, że nigdy tego z
nikim nie robiłam – wyszeptałam i uśmiechnęłam się niepewnie.
- Ja też, nie przejmuj się –
odpowiedział i przeczesał palcami moje włosy. Widząc moje pytające spojrzenie,
dodał: - Nie pytaj, dlaczego.
Nie miałam
takiego zamiaru. Poczułam się trochę lepiej, kiedy się dowiedziałam, że oboje
jesteśmy tak samo kompletnie niedoświadczeni. Ciekawa byłam, jakie to uczucie
kochać się. Alice chwaliła się, że uprawiała seks od dawna, w co akurat mogłam
jej uwierzyć. Kiedyś się ze mnie naśmiewała. Mówiła, że za pierwszym razem jest
to trudny do opisania ból. Była doświadczona, dlaczego miałabym jej nie zaufać?
Ale skoro jest to takie cierpienie, to po co ludzie to robią? Odchyliłam głowę
na bok, by Crouch mógł spokojnie całować moją szyję, ja w tym czasie skupiłam
się maksymalnie na jego koszuli. Nigdy nie widziałam go rozebranego, oboje
mieliśmy do siebie szacunek i nie szwendaliśmy się po domu w przesadnym
negliżu. W końcu zsunęłam z niego koszulę i odrzuciłam ją gdzieś na podłogę. W
czerwonym świetle skórę miał ciemną, ale wiedziałam, że nie lubił się opalać.
Oparłam policzek na jego ramieniu w oczekiwaniu, aż rozplącze wszystkie sznurki
na moich plecach przy szarej, satynowej bluzce. Pod spodem nie miałam zupełnie
nic, więc moje policzki pokrył szkarłatny rumieniec, gdy odsłonił moje piersi.
Nie były duże, ale nie odczuwałam potrzeby powiększania ich. Poczułam się trochę
zażenowana, kiedy pokrył je pocałunkami, ale tak najwyraźniej miało być. Chwilę
później uniósł głowę, by na nowo zająć się moimi ustami. Wrócił znajomy
dreszcz, gdy przesunął ręką po moich nagich plecach. Wtedy poczułam coś
dziwnego pod sobą, jakby jakieś drgnięcie albo ruch. Z nieco wystraszoną miną
zerknęłam na jego spodnie, ale on tylko się uśmiechnął i pogładził mnie
uspokajająco po włosach. Nic dziwnego, że był ode mnie spokojniejszy Był
starszy i gotowy na to dłużej, niż ja. Odetchnęłam raz, by uspokoić nerwy, po
czym drżącymi palcami rozpięłam metalowy guzik i rozsunęłam rozporek. Pomogłam
mu zdjąć spodnie. Kiedy już odrzucił je gdzieś na bok, ułożył mnie na plecach i
pochylił się bardzo nisko. Ufałam mu całkowicie, ale poczułam niewielki strach,
kiedy rozwiązał cienki sznureczek i zsunął ze mnie satynowe majtki. Uśmiechnął
się i położył się na mnie, oczekując na jakiś zezwalający gest. Poczułam lekki
napór jego zesztywniałej intymnej części ciała. Objęłam go kolanami w pasie.
Byłam już gotowa. Albo raczej tak mi się zdawało. Kiedy wszedł we mnie po raz
pierwszy, jedyną rzeczą, która do mnie dotarła, był przeszywający ból.
Zacisnęłam zęby i instynktownie wbiłam paznokcie w jego ramię i kark, ale nie
mogłam powstrzymać stłumionego jęku. Pierwsze sekundy były straszne, łzy
cisnęły mi się do oczu. Już nie słyszałam bębnienia kropli deszczu o szyby.
Teraz liczył się dla mnie tylko jego nierówny, przyspieszony oddech, silna dłoń
zaciskająca się na moim ramieniu. Mimo bólu odniosłam pełną satysfakcję emocjonalną,
bo wiedziałam, że jego westchnienia oznaczały rozkosz. Ból był dla mnie czymś
nowym, ale doskonale wyczułam jego napięte mięśnie i rytmiczne ruchy, które
stawały się coraz szybsze. Mocniej zacisnęłam kolana na jego pośladkach, by
pomóc mu utrzymać rytm. To wszystko nie trwało długo, zaledwie kilkanaście
minut, nie wiem… może z piętnaście? W szczytowym momencie jęknął przeciągle,
zaciskając jedną dłoń na moim ramieniu, drugą wplątał mi we włosy. Poczułam w
tym bólu coś, co przyniosło mi fizyczną ulgę i psychiczne zadowolenie. Odrobinę
gorącej cieczy wystrzelonej z dużą siłą. Barty opadł na mnie, całkowicie
pozbawiony tchu. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak bardzo się starał, by
zapanować nad sobą i sprawić mi jak najmniej bólu. Poczułam, jak silne żywię do
niego uczucia. Przez chwilę leżał tak, z twarzą ukrytą tuż przy mojej szyi,
dysząc ciężko. Jego ciało przeszywał lekki dreszcz, podobnie jak i moje.
Pragnęłam, by już odsunął się ode mnie na krótką chwilę, jego członek wciąż
sprawiał mi ból, ale zignorowałam go. Gładziłam troskliwie jego wilgotne włosi
i bardzo kościste plecy pokryte kropelkami potu. Byłam bardzo senna, ale
chciałam zaczekać na jego chociażby jedno słowo. W końcu podniósł głowę.
Uśmiechnął się, oczy lśniły mu od nadmiaru emocji. Między nami nic się nie
zmieniło, jego zmęczone usta spoczęły na moich, on sam zaś zsunął się ze mnie.
Przytulił mnie, jakby dokładnie wiedział, czego potrzebuję.
*
Po wczorajszej burzy zostało jedynie
białe niebo. Spieczona ziemia po tygodniach upałów pochłonęła praktycznie całą
wodę, gdzieniegdzie tylko znajdowały się niewielkie kałuże. Wszystkie rośliny
były mokre od deszczu, powietrze przesycone były ozonem. Obudziłam się
wypoczęta, jak zwykle. Pierwsze, o czym pomyślałam, to o zdarzeniu z wczorajszej
nocy. Dopiero teraz do mnie dotarło, że nie jestem już dziewicą, ale w ogóle to
mnie nie zasmuciło. Nawet cieszyłam się, że nie odbyło się to z jakimś obleśnym
kolesiem. Barty obejmował mnie ramieniem, drugą ręką gładził moje włosy.
- Przepraszam, że ci sprawiłem ból –
odezwał się.
- Nie przejmuj się, mnie się podobało.
Myślę, że… że cię kocham – powiedziałam cicho.
- Ja ciebie też. Kochałem cię od dawna,
ale byłem chyba trochę zagubiony – przyznał. Te słowa wywołały uśmiech na moich
ustach. Objęłam go za szyję i przytuliłam policzek do jego piersi.
- Jak ci wczoraj było? – zapytałam.
- Wiesz, nigdy czegoś takiego nie
czułem, ale było cudownie. Za pierwszym razem zawsze są problemy, nie przejmuj
się. Kiedyś spróbujemy jeszcze raz – odpowiedział, przytulając mnie mocniej.
Chwyciłam owalny medalion wiszący na mojej szyi na długim łańcuszku i
otworzyłam go.
- Masz jakieś swoje zdjęcie? Ciotka mi
powiedziała, że jeśli kiedyś kogoś pokocham, to powinnam go tu umieścić –
mruknęłam.
- To twoi rodzice? – zapytał,
przyglądając się dwójce młodych ludzi na czarno-białej, ruchomej fotografii.
- Tak. Prawie ich nie pamiętam, kiedy
rok temu odwiedziłam nasz stary dom, okazało się, że jest całkiem zdemolowany.
To Moody ich zabił, później aurorzy odwieźli mnie do mojej ciotki… Nie było mi
tam źle, ale oni byli z innego świata, chcieli ze mnie zrobić poplecznika
Dumbledore’a. Za stara byłam, żeby mi mogli narzucać swoją ideologię, od
początku chciałam pomścić matkę i ojca.
Westchnęłam
ciężko i zatrzasnęłam wieczko medalionu. Nie chciałam, żeby oglądali mnie w
takiej sytuacji, chociaż byli tylko postaciami z fotografii. Usiadłam na łóżku
i ubrałam szlafrok. Nie odważyłabym się stanąć przed nim nago, pomimo tego, co
się stało w nocy. Zeszłam na dół, żeby zrobić śniadanie. Obiecałam sobie, że
pomszczę moich rodziców. Było tak blisko, mogłabym zabić Moody’ego w ostatni
dzień naszego pobytu w Hogwarcie. Mogłam, ale tego nie zrobiłam. Czy byłabym w
stanie zamordować człowieka? Szalonooki nie był człowiekiem. Był potworem,
który nie zawahał się przed zabiciem rodziców małego dziecka. Rozdzielić
rodzinę. Z pewnością wiedział o mnie. Nie zabił mnie, bo może odezwało się w
nim sumienie? Popełnił fatalny błąd, bo teraz to małe dziecko jest dorosłe i
dybie na jego życie.
Upiekłam na patelni bekon i podałam go
z tostami i masłem. Wiedziałam, że Bartemiusz zawsze było wszystko jedno.
Zszedł do kuchni owinięty w aksamitny, ciemny szlafrok, z rozczochranymi
włosami i usiadł przy stole, czekając na herbatę.
- Zastanawiałem się, dlaczego nie mamy
żadnych wiadomości od Czarnego Pana. Skoro teraz potrzebuje śmierciożerców do
pomocy, może przecież zwrócić się do mnie – odezwał się.
- Do mnie też, im bardziej pomogę
Czarnemu Panu, tym bardziej przyczynię się do upadku Dumbledore’a.
- Nie pozwolę ci teraz ryzykować.
Dopóki Czarny Pan nie osiągnie przewagi, jesteśmy wszyscy bezbronni i
ograniczeni. Na razie nie jesteś ścigana przez ministerstwo, trzeba to utrzymać
tak długo, jak się tylko da – odparł i zaczął jeść.
Z bardzo
niezadowoloną miną usiadłam do stołu. Gdyby Voldemort nie potrzebował mojej
pomocy, nie zrobiłby ze mnie śmierciożercy i nie dałby mi Mrocznego Znaku.
Byłam już dorosła i mogłam sama decydować o sobie.
Po śniadaniu,
na prośbę Croucha, obcięłam mu włosy. Usiadł na krześle w łazience i czekał.
Włosy urosły mu już bardzo długie, przez co wyglądał trochę jak hipis. Ścięłam
je tak, ze teraz sięgały mu do ramion, a obcięte końcówki spaliłam za pomocą
zaklęcia.
- Jeśli chcesz, możesz się wprowadzić
do sypialni na górze – odezwałam się.
- Nie będzie ci to przeszkadzać? –
zapytał. – Myślałam, że to, co się między nami zdarzyło coś zmienić…
- Zmieniło, ale chyba na lepsze. Jesteś
mi teraz bliższy – odpowiedziałam i przeczesałam kilkakrotnie grzebieniem jego
włosy. – Może być taka długość?
- Tak, podoba mi się. Chodź tu.
Nieśmiało
usiadłam mu na kolanach i oplotłam ramionami jego szyję. On objął mnie w talii,
w o wiele pewniejszy sposób niż zwykle i ukrył twarz w moich włosach. Poczułam
jego ciepłe usta przesuwające się po mojej szyi, ręce błądzące po moim ciele.
Nie chciałam w tym momencie nic robić, po prostu poddałam się jego pieszczotom
i zamknęłam oczy.
- I co, nic już cię nie nawiedza w
lustrze? – zapytał, kiedy odsunął ode mnie swoje wargi i teraz gładził powoli
moje włosy. Ja oparłam policzek o jego pierś.
- Nie, chyba faktycznie miałeś rację –
odparłam. – Nigdy nie wejdę do lasu i wszystko będzie dobrze.
- Nie musisz tego robić. Ten las jest
wielki. Kiedyś pokażę ci piękne miejsca, w których nic ci nie będzie groziło –
rzekł. Wyszukały je dawno temu moja matka z Elenai.
Zaśmiałam się,
słysząc te słowa.
- To dziwne, mieszkam tutaj tyle czasu,
a ani razu nie byłam w pokoju twojej siostry. Śmieszne, ale uważam go za jakby…
małą świątynię – przyznałam. Barty też parsknął śmiechem.
- To tylko pokój. Jeśli chcesz, możemy
tam zaraz pójść.
Wstał i jednym
machnięciem różdżki usunął ślady po strzyżeniu, które się tu odbyło. Oboje
weszliśmy po schodach na górę, a Crouch otworzył różdżką drzwi. Zamek kliknął mechanicznie;
zauważyłam, że zamknięte były zaklęciem. Kiedy wśliznęliśmy się do środka, w
nozdrza uderzył mnie zapach kurzu. Był to ładny, dość mały pokoik z żelaznym,
czarnym łóżkiem w kącie, zaścielony pożółkłą pościelą w kwiaty, okrągłym
stolikiem zawalonym mnóstwem do połowy wypalonych świec, starodawnym krzesłem i
szafą. Wszystko to utrzymane było w ciemnych kolorach, ściany pokryte były
oliwkową tapetą, a na podłodze rozciągnięty dywan w geometryczne, greckie
wzory, ale był w tym ukryty jakiś dobry gust. Na nakrytej pożółkłą serwetą
szafce nocnej stał żelazny budzik i zdjęcie w zwykłem, drewnianej ramce.
Myślałam, że będzie przedstawiało jakieś bliskie jej osoby, przyjaciółkę albo
chłopaka, ale na czarno-białej fotografii był tylko jakiś krajobraz, brzeg
jeziora lub rzeki, a tyłu las. Do ścian przybito cztery obrazy,
najprawdopodobniej namalowane przez nią, a każdy ukazywał inny kawałek natury.
Wydawało mi się, że chyba nie lubiła malować ludzi.
- I co, stało się coś magicznego? –
zapytał Bartemiusz rozbawionym tonem.
- Nie. Dobry gust miała twoja siostra.
Ale po co robić zdjęcie rzece?
- To było jej zdjęcie, ale kiedy
wyprowadziła się z domu, wyszła ze wszystkich fotografii. Zerwała z rodziną,
mówiłem ci już – odparł i oparł się biodrem o framugę drzwi. Podeszłam do okna
i wyjrzałam przez nie. Miała widok na stronę, gdzie znajdowała się wioska, ale
była zbyt daleko, by można ją było zobaczyć. To był ładny pokój, ale nie czułam
się tu dobrze. Dałam znać Crouchowi, że już chcę stąd wyjść, więc opuściliśmy
sypialnię, a on zamknął drzwi różdżką. Nie chciałam tam przebywać. Nie wiem,
dlaczego mi ciągle wmawiał, że Elenai nie żyje. Nigdy o niej nie wspominał, nie
chciał pokazać mi jej grobu, mimo że był pusty. Ta cała sprawa mi się nie
podobała, i to bardzo, już od samego początku. Nie zostawię tej sprawy. Coś tak
czułam, że miało to związek z chatą w lesie. Chodzi mi o jej zaginięcie, tak.
Wieczorem, po kolacji, kiedy już się
ściemniło, zrobiłam dwie herbaty (stanowczo sprzeciwiając się Crouchowi, który
proponował wino skrzatów), po czym oboje usiedliśmy przed płonącym kominkiem.
Po raz pierwszy bez żadnego skrępowania przytuliłam się do niego i oparłam
policzek o jego ramię. Kiedy ujął mój podbródek, żeby mnie pocałować, poczułam,
że to nadeszła już ta chwila, by spróbować drugi raz. On też to wyczuł, bo
przysunął się bliżej i wziął mnie na kolana. Nie miałam do tego głowy, by teraz
myśleć o podróży na górę. Było mi tu całkiem wygodnie, pozwoliłam, by Barty
położył mnie na kocu rozłożonym przed kominkiem. Zamknęłam oczy, kiedy całował
moją szyję i rozpinał guziki szaty. Gdzieś w środku, podświadomie obawiałam
się, że drugi raz niczym nie będzie się różnił od pierwszego, będę czuć tylko
okropny ból, ale ciągle trzymałam się nadziei, że będzie lepiej. Pomogłam
Crouchowi zdjąć spodnie; wciąż nie mogłam pozbyć się lekkiego skurczu gdzieś w
okolicy brzucha, skurcza wyrażającego zdenerwowanie. Trudno mi jednak było o
nim myśleć, podczas gdy Bartemiusz zajmował się moim ciałem w wyjątkowo
troskliwy sposób. Lekko drżącymi rękami rozpiął mi dżinsy i odrzucił gdzieś na
bok. Mimowolnie zacisnęłam palce na jego ramionach, kiedy poczułam jego
nabrzmiały członek w sobie. Powrócił znajomy ból, ale wydawało mi się, że był
nieco słabszy i mniej intensywny. Trwał tylko chwilę, wraz z jego rytmicznymi
ruchami mijał. Gdy już przestał mi przeszkadzać, poczułam coś nowego. Jakby…
przyjemność z sytuacji, w której się znalazłam. Ukryłam twarz między jego szyją
i ramieniem, by stłumić głośne westchnienie. Barty w mocny sposób trzymał moje
zesztywniałe ciało, a ja objęłam go kolanami w pasie. Trwało to mniej więcej
tyle samo czasu, co wczoraj, w szczytowym momencie nie mogłam powstrzymać jęku,
który opuścił moje gardło. Sekundę później doszedł Crouch, osłabiony i senny
znieruchomiał, dusząc ciężko. Drżąc lekko na całym ciele, przytuliłam się do
niego, kiedy zsunął się ze mnie i nakrył nas drugim kocem.
- Tym razem się udało – powiedziałam
mu, kiedy mój oddech już się uspokoił. Pocałowałam go w szyję, później w usta,
by w ten sposób wyrazić swoje uczucia.
- Mówiłem, za pierwszym razem zwykle
nic nie wychodzi. Wiesz… chciałbym, żeby to trwało wiecznie.
- Ja też.
Teraz już nie
było dla mnie ważne, czy Nelly wyjechała do tej Afryki, czy nie, co siedzi
ukryte w chacie albo dlaczego Elenai zniknęła… Liczyła się tylko ta chwila, ta
cudowna senność, odprężenia i uczucie, które żywiłam do Croucha. Seks był
kolejnym nowym i przyjemnym doświadczeniem w moim życiu, ale tylko dlatego, że
uprawiałam go z ukochaną osobą.
___________
Muszę powiedzieć,
że jestem zadowolona z tych scen, zwłaszcza z pierwszej. No, ale dość tej
sielanki, czas namieszać. Ale to za chwilę. Dodaję ten rozdział i szybko do
nauki, bo jutro mam mnóstwo sprawdzianów. Jak zwykle xD Dedykacja dla Kiry :*
~olka
OdpowiedzUsuń25 marca 2012 o 23:24
Macy szybko ‚zapomniała’ o wyjeździe Nelly,po tej nocy z Bartym.Pozdrawiam.
26 marca 2012 o 12:58
UsuńMiała powód :D
~Kira
OdpowiedzUsuń26 marca 2012 o 19:29
Po pierwsze dziękuję za dedykację, bardzo mi miło :) Rozdział bardzo mi się podobał. Nelly wyjechała do Afryki, aby uporządkować swoje życie – W końcu! :D [ Okrzyk radości :D ] Macy zapomniała o swojej „przyjaciółce” podczas stosunku seksualnego z Bartym xD [ Ale dobieram słownictwo xD hehe ] Miłość zwyciężyła, jednak coś czuję, że Nelly jeszcze wróci :D Pozdrawiam i z niecierpliwością oczekuję kolejnego rozdziału i śliczny szablon :)
27 marca 2012 o 18:42
UsuńNo widzisz, jaka tu romantyczna scena została opisana, a Ty to tak formalnie nazywasz xD
~Lex
Usuń5 kwietnia 2012 o 10:06
Bardzo podoba mi się twój blog natknęłam się na ciebie na Dark Love Riddle . Pierwszy raz czytam bloga o Bartym. Muszę przyznać że na samym początku nie byłam przekonana co do tego bloga ale postanowiłam dać mu szansę, bo z tego co czytałam na Selene, czy innych twoich blogach wynika że jesteś świetną pisarką. I dzięki Bogu że przeczytałam kolejne rozdziały! Piszesz tu inaczej niż na Dark Love Riddle ale równie świetnie. Czyta się to z taką lekkością, bardzo mnie to wciągnęło. Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę że w końcu przełamali tą „nieśmiałość” i są razem. Gdy „odbył” się ich pierwszy stosunek prawie skakałam z radości z niecierpliwieniem czekam na kolejny rozdział! Mogłabyś mnie informować o nowych notkach na swoich blogach?Serdecznie zapraszam na http://skarb-severusa-snapea.blog.onet.pl/
5 kwietnia 2012 o 17:07
UsuńBardzo się cieszę, że Ci się podoba moja twórczość, już Twojego bloga umiejscowiłam w linkach xD Rozdział dzisiaj pojawi się na Siostrzenicy i być może na Łzach, ale nie obiecuję xD
Areti
OdpowiedzUsuń10 kwietnia 2012 o 14:06
Przed chwilą skończyłam czytać :)Jest to pierwsze opowiadanie o Bartym z jakim się zetknęłam :)Na samym początku nawet nie przypuszczałam, że Macy zwiąże się z Bartym.A tej Nelly to wprost nie cierpię! Bardzo, ale to bardzo mnie denerwuje i Barty ma co do niej rację!A tak już mówiąc dokładniej to co chcę wyrazić od samego początku: bardzo, bardzo, bardzo mi się to opowiadanie podoba :DPozdrawiam,Areti z life-murderess
19 maja 2012 o 21:19
UsuńTeż nie lubię Nelly, choć sama ją stworzyłam. Ale zdarza się, że nawet autorzy nie znoszą postaci, których są rodzicami.
~fear
OdpowiedzUsuń18 maja 2012 o 16:56
Jak to było subtelnie napisane… Cały rozdział był jak wiosenny wiatr. Delikatny i ciepły. W sumie to ciesze się, że Nelly wyjechała do Afryki. Barty i Macy będą mieli czas tylko dla siebie. Ja po prostu uwielbiam jak piszesz!Pozdrawiam:
19 maja 2012 o 21:24
UsuńTo chyba jedna z nielicznych scen erotycznych, która mi się w miarę udała xD