10 października 2012

26. Koniec bajki

         Siedział w pustym, ciemnym domu z kieliszkiem czerwonego wina w ręku. Ogień buzujący w kominku był jedynym źródłem światła. Kiedy Macy nie było, powróciły nieprzyjemne wspomnienia związane z tym miejscem. Działo się tak dlatego, że był lekko podchmielony. Nie zamierzał już pić tego wieczora. Była dopiero dziewiętnasta, a on już odczuwał przyjemną senność. Nie zamierzał jednak kłaść się jeszcze spać, bardzo lubił to uczucie. Ogień głośno trzaskał w kominku, pochłaniając żarłocznie duże kawałki drewna. Macy nie było już dwa dni, bardzo za nią tęsknił i chciał, aby już wróciła. Lubił się z nią kochać, ale skoro ona wolała teraz zaczekać z tym do ślubu, z chęcią to szanował. Największą radość sprawiało mu poczucie, że jest z nim szczęśliwa.
Ktoś załomotał do drzwi. Huk spowodował, że Barty wyrwał się z rozkosznego odrętwienia. Pukanie było zbyt gwałtowne jak na Daphne. Ona zawsze stukała lekko koniuszkami palców i czekała cierpliwie. Podszedł i otworzył drzwi, wpuszczając do środka powiew mroźnego powietrza. Na początku widział jedynie w słabym blasku sylwetkę niższą i smuklejszą niż on sam. Jej właściciela rozpoznał dopiero po głosie. A właściwie, to właścicielkę.
         - Wpuścisz mnie do środka?
         - Nelly? Co ty tu robisz? - zapytał, odsuwając się, aby mogła przejść, po czym zamknął drzwi i zapalił w salonie jedną oliwną lampkę. Blondynka wyglądała naprawdę pięknie, nawet on musiał to przyznać. Zdjęła długi, czarny płaszcz, powiesiła go na drewnianym kołku i usiadła na kanapie, rozglądając się dookoła. Na jej jasnych, jedwabistych włosach lśniły płatki śniegu, błyskawicznie zamieniające się w migoczące kropelki wody. Ubrana była w uroczą, czarną, prostą sukienkę z długimi rękawami, sięgającą aż do kostek, na nogach miała czarne, skórzane trzewiki ze srebrnymi klamrami. Umalowana była w pasujący do kreacji, delikatny sposób, dookoła niej zaś unosił się słodki zapach kwiatowych perfum. Czerwone usta kusiły barwą i kształtem wydatnej, dolnej wargi.
         - Gdzie jest Macy? - zapytała niewinnie.
         - Jest u ciotki, nie będzie jej kilka dni - odparł i usiadł na krześle naprzeciwko niej.
         - Kurde. No trudno. Nie masz nic przeciwko, żebym na chwilę została? Jest bardzo zimno.
         - Jasne, zostań, ile chcesz. Napijesz się czegoś? Może wina?
Blondynka skinęła głową, a Crouch machnął różdżką. Na niskim stoliku pojawiły się dwa kieliszki i butelka z czerwonym trunkiem. Napełnił je po brzegi, podał jeden Nelly, z drugiego sam upił duży łyk.
         - I co, jak się wam wiedzie? Czarny Pan nie wysłał cię na żadną misję? - spytała, obserwując go uważnie.
         - Na razie działa ostrożnie, by nie wywołać niepotrzebnego rozgłosu. Poza tym wie, że Macy jest w ciąży i mnie potrzebuje - odparł. Zauważył, że ostatnie zdanie wywołało na twarzy dziewczyny lekki, prawie niezauważalny skurcz. Zignorował to. - A u ciebie? Dobrze ci się żyje? Wyglądasz znakomicie.
Nelly uśmiechnęła się kokieteryjnie.
         - Dziękuję. Złota mi nie brakuje, ale czuję się samotna. Dolejesz mi?
Barty zrobił to natychmiast. Rubinowy płyn wypełnił kielich aż po brzegi. Nelly wypiła go jednym haustem i poprosiła o następną kolejkę. Crouch w międzyczasie osuszył swój puchar. Zaabsorbowani swoim towarzystwem nawet nie zauważyli, że pół wysokiej butelki było już opróżnione. Dla blondynki nie stanowiło to jednak problemu. Wstała, podeszła do stojącego w kącie barku i wyciągnęła z niego pękatą butlę z grubego szkła, wypełnioną bursztynowym, migotliwym płynem. Wiedziała, co dobre i przede wszystkim - skuteczne. Odrzuciła korek i napełniła kieliszki, uwodząc uśmiechem.
         - Nie powinienem, ale w sumie w takim towarzystwie nie wypada odmówić... - mruknął i chwycił szklankę, po czym wypił jednym haustem jej zawartość. Skrzywił się, wzbudzając tym samym śmiech dziewczyny. Był praktycznie o samym śniadaniu, więc alkohol zaczął działać szybko.
         - Dziękuję bardzo, muszę powiedzieć, że jesteś milszym człowiekiem, kiedy nie ma Macy - zauważyła, dolewając mu whisky. - Hmm, może nie milszy, ale... Raczej otwarty. Lepiej się z tobą rozmawia.
Z uśmiechem patrzyła, jak Crouch wlewa w siebie kolejną szklankę trunku. Był już wystarczająco pijany, ale nie na tyle, by zgodzić się na wszystko. Dlatego dolała mu jeszcze.
         - Tak sobie myślę, czy nie przyłączyć się do Czarnego Pana. Dobrze czaruję, jestem kompetentna... gorąco tu - odezwała się i rozpięła trzy srebrne guziki. Biel delikatnie zarysowanych piersi tworzyła idealny kontrast z głęboką czernią sukienki. Pomyślała sobie, że jeżeli dzisiaj tego nie zrobi, to już nigdy się jej nie uda. Dlatego wypiła ostatni kieliszek whisky i dolała Barty'emu. On pił już mechanicznie, nie mogąc na niczym skupić rozbieganego wzroku. Wszystko przed oczami mu migało, nie wiedział, gdzie się znajduje. Nie miał pojęcia, kto pomaga mu się podnieść i gdzie prowadzi. Poddał się tej osobie bez słowa sprzeciwu.

*

         Rano obudził się z okropnym bólem głowy. Miał porządnego kaca, niczego z poprzedniego wieczora nie pamiętał, jedynie delikatne, kobiece dłonie prowadzące go po schodach na górę. Czuł się jeszcze bardzo senny, mimo całego dyskomfortu po nadużyciu alkoholu, słońce za oknem przyjemnie go grzało, a pościel była tak miękka... Mógł tak leżeć przez wieki. Dopiero po kilku minutach, kiedy już doszedł do siebie, uświadomił sobie, że jest całkiem nagi. Przesunął ręką w prawą stronę i natknął się na równie nagie, kobiece ciało. Delikatność skóry była mu znajoma.
         - Macy - mruknął, nie otwierając oczy. Przytulił się do dziewczyny i uśmiechnął.
         - To nie Macy. A Nelly może być?
Crouch zerwał się tak gwałtownie, że o mało nie spadł z łóżka. Podciągnął kołdrę aż pod brodę, patrząc z przerażeniem na leżącą obok, całkowicie odprężoną blondynkę. Była trochę zaspana, gładkie włosy miała w nieładzie, a na ustach uśmiech.
         - Co ty tu robisz? - zapytał z pretensją w głosie.
         - A co, nie pamiętasz? Byłeś naprawdę cudowny, nigdy nie miałam takiego seksu - odpowiedziała.
         - Co? Nic nie pamiętam, jaki seks?
         - To fakt, ze mną można stracić rozum. Mogę ci przypomnieć wczorajszy wieczór, jeśli chcesz - przysunęła się do niego i zaczęła całować jego szyję, ale on zaparł się rękami. Słowa Nelly wciąż do niego nie docierały. Odetchnął kilkakrotnie. Chciał trzeźwo pomyśleć, ale czuł się jeszcze trochę pijany. Nie pamiętał zupełnie nic, a gdyby cokolwiek zaszło, to by o tym wiedział. Znał uczucie po dobrym seksie, a teraz, pomijając kaca, czuł się zupełnie tak, jak wczoraj. Nic się nie zmieniło. Chociaż Nelly od dawna marzyła o spędzeniu z nim nocy. Nie potrafiłaby aż tak łgać. Musiał do siebie dopuścić tę smutną prawdę. Zdradził Macy z jej najlepszą przyjaciółką. Na początku był w takim szoku, że nie rozumiał tej myśli.
         - Proszę cię, wyjdź, muszę pomyśleć - powiedział. Blondynka zrobiła urażoną minę, ale zaproponowała tylko:
         - Zrobię ci śniadanie, zejdź za chwilę.
Ubrała wiszący na krześle szlafrok Macy i opuściła sypialnię. Crouch zaczął szukać szaty, myśląc gorączkowo. Był takim dupkiem, że aż zabrakło mu wyzwisk, by siebie nimi określić. Ręce trzęsły mu się okropnie, kiedy zapinał guziki koszuli. Czuł do siebie obrzydzenie. Pewien był, że Macy mu tego nie wybaczy. Nie miał pojęcia, jak jej o tym powiedzieć, ale najbardziej bał się tego, jak zareaguje. Nie chciał, żeby się denerwowała, choć on sam zasługiwał na karę. Nie mógł się pogodzić z myślą, że mógł ją stracić przez głupią sytuację, której nawet nie pamiętał.
Zszedł na dół w jeszcze gorszym nastroju, niż wcześniej. Nie miał ochoty na jedzenie i w ogóle go nie obchodziło, że sprawił przykrość Nelly. Czuł go niej ogromną niechęć.
         - Czym się przejmujesz? Było cudownie, dobrze mi z tobą... Powinieneś się cieszyć - odezwała się i oparła biodrem o zlew.
         - Dobrze się czujesz? Zdradziłem Macy z jej pożal się Boże przyjaciółką, a ty mi mówisz, że jest cudownie! - krzyknął, całkowicie wyprowadzony z równowagi. Blondynka tylko wzruszyła ramionami.
         - Więc jej tego nie mów. Zdarzyło się, trudno, Macy nie musi wiedzieć - mruknęła i podeszła do niego, żeby go pocałować, ale on odsunął ją jedną ręką. Nie chciał jej już nigdy więcej dotykać. Mimo swojej urody, obrzydzała go. Jej propozycja oburzyła go, ale natychmiast się opanował. Postanowił szybko znaleźć wyjście z tej trudnej sytuacji. Wstał i zaczął krążyć po kuchni, w żołądku czując nieprzyjemną pustkę.
         - Nie ma takiej opcji, Macy musi się dowiedzieć, nasz związek nie będzie budowany na kłamstwie. Nie wierzę, że ty jako jej najlepsza przyjaciółka możesz sugerować coś takiego! Od początku wiedziałem, że jesteś fałszywa. Po prostu słów mi brakuje - warknął.
Najbardziej się bał, że Macy od niego odejdzie. Był winny i zasługiwał na karę, ale nie mogli się rozstać. Jeszcze nigdy nie czuł czegoś takiego do żadnej dziewczyny. Zawsze najważniejszy był dla niego Czarny Pan, ale odkąd między nim i Macy zaiskrzyło, już nie mógł sobie wyobrazić dalszego życia bez niej. Wiedział, że z żadną inną kobietą nie będzie mu tak dobrze, jak z nią. Przeklinał siebie za to, że tak straszliwie namieszał w ich szczęściu. Liczył tylko na to, że Macy zostanie z nim chociaż ze względu na dziecko. Był rozdarty między dwoma decyzjami. Albo pozwolić jej odejść i oboje będą nieszczęśliwi, a ich dziecko nie będzie miało ojca, albo będzie nadal walczył, by dała mu drugą szansę i męczyła się z nim. Była wrażliwa i naprawdę bał się jej reakcji.
         - Robisz z igły widły. Wracam do domu, muszę się przebrać. Ale wrócę, jeśli chcesz - głos Nelly zabrzmiał jak zza mgły.
         - Nie. Wyjdź, muszę sobie to wszystko przemyśleć. Sam. Dobrze by było, gdybyś już Macy nigdy nie zawracała głowy. Zostaw ją w spokoju - odparł martwym, pozbawionym emocji głosem.
Dziewczyna uniosła wysoko brwi, ale nic nie powiedziała, tylko udała się na górę, gdzie zostawiła ubrania. Barty opadł na krzesło i ukrył twarz w dłoniach. Czuł się strasznie, nie miał pojęcia, jak mogło do tego dojść. Uroda Nelly nigdy nie robiła na nim wrażenia, wczorajszego wieczora również. Nie próbował się usprawiedliwiać, nie. Nie wiedział, co robić. Pić, nie pić, powiedzieć Macy zaraz po jej powrocie, czy odczekać trochę? Może lepiej zrobić to wieczorem? Wtedy zostałaby w domu i przez noc mogłaby ochłonąć, przemyśleć wszystko... Postanowił walczyć o ich związek, nie mógł tak łatwo odpuścić.

*

         Grudzień dobiegał już końca, kiedy wrócił do domu. Spędziłam z wujostwem cudowne pięć dni, ale postanowiłam zrobić Barty'emu niespodziankę, więc przybyłam dwa dni wcześniej. Otworzyłam różdżką drzwi, wtoczyłam do środka kufer i zdjęłam płaszcz. Crouch pojawił się w holu, kiedy tylko powiesiłam go na haku. Spoważniałam, gdy zobaczyłam wyraz twarzy ukochanego.
         - Coś się stało? - zapytałam z niepokojem.
         - Nic, tęskniłem za tobą - mruknął z wymuszonym uśmiechem i przytulił mnie. Wyczułam w tym geście jakąś dziwną sztywność. Coś musiało się wydarzyć, on nie potrafił przede mną tego ukryć. Postanowiłam jednak dać mu czas, w końcu sam mi powie. Poszłam na górę się rozpakować. Zauważyłam, że wszystko jest idealnie wysprzątane, nie tylko w naszej sypialni, ale i w pozostałych pokojach. Tak sądzę, że bardzo się nudził, skoro wziął się za prace domowe. Albo coś go trapiło. Kiedy zeszłam z powrotem na dół, zastałam go w kuchni.
         - Zjesz coś? - zapytał.
         - Nie, jestem po obiedzie. U ciotki jadłam. Co robiłeś, jak mnie nie było? Dobrze się bawiłeś?
Przez jego twarz przebiegł cień niepewności i zafrasowania. Był wspaniałym śmierciożercą, ale mnie nie potrafił okłamywać. Natychmiast się orientowałam, że nie mówił całej prawdy, ale nigdy na niego nie naciskałam. Zawsze sam odnajdywał moment, kiedy wyznać swoje grzechy.
         - Raczej się nudziłem. Czarny Pan na razie nie potrzebuje mojej pomocy. Wiesz, dawniej, zanim jeszcze stracił moc, pragnął zdobyć przepowiednię z jednej z sal w Departamencie Tajemnic. W tym roku zamierza znów spróbować i ja nie jestem mu potrzebny, nie mam żadnych informacji na ten temat, jestem poszukiwanym zbiegiem...
Uśmiechnął się i machnął leniwie różdżką, a talerze zabłysły czystością i poukładały się równo na półce, jeden na drugim. Za oknami powoli robiła się szarówka, mimo że była dopiero piętnasta. Świąteczny nastrój jakoś zniknął, ulotnił się, ale wszystkie ozdoby wciąż wisiały i stały na widoku, choinka płonęła dziesiątkami świec. Barty obiecał, że następnego dnia wszystkie zaniesie z powrotem na strych. Usiadłam w fotelu w salonie i wyciągnęłam książkę. Chciałam poczytać, odprężyć się...
Crouch oświadczył, że musi się przejść, po czym ubrał się i bez słowa wyszedł. Zdziwiło mnie trochę jego nerwowe zachowanie, ale nie przejęłam się tym.
Zaczęłam się martwić dopiero około godziny ósmej wieczorem, kiedy przygotowałam kolację, a jego nadal nie było. Wrócił dopiero dwadzieścia minut później, cały obsypany śniegiem i przemarznięty. W milczeniu obserwowałam, jak powoli zdejmuje buty i płaszcz. Był spięty i zmartwiony, to było widać na pierwszy rzut oka. Zrobiło mi się go szkoda, ale byłam też ciekawa, czym się tak bardzo frasuje.
         - Długo cię nie było, co się stało? Tęskniłam za tobą - podeszłam do niego, objęłam go rękami w pasie i pocałowałam krótko w policzek. Tak sądzę, że musiało wydarzyć się coś złego, jeszcze nigdy go takiego nie widziałam.
         - Ja za tobą też, nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo - mruknął, gładząc moje włosy. - Chodź, musimy jeszcze porozmawiać.
Bardzo mi się nie spodobał ton jego głosu. Był poważny, śmiertelnie poważny, jakby trochę przepraszający i z poczuciem winy. Usiadłam na kanapie, on na krześle, na przeciwko mnie. Przez krótką chwilę milczał, po czym przemówił:
         - Kilka dni po twoim odejściu odwiedziła mnie Nelly. Niby przyszła do ciebie, ale postanowiła zostać. Dużo wypiliśmy i coś między nami zaszło... Ja nic z tego nie pamiętam, ale skoro Nelly tak mówi... obudziłem się obok niej, sam nie wiem, jakim cudem mogło do czegokolwiek dojść. Macy, kocham cię, naprawdę.
Przez moment nie rozumiałam, o czym do mnie mówił. Jego słowa nie docierały do mnie, podobnie jak i inne bodźce. Dopiero po kilkunastu sekundach dotarło do mnie, że po twarzy płyną mi łzy. Kiedy już mój mózg przewertował te informacje, byłam w stanie się odezwać.
         - Ty i Nelly. Ty i moja najlepsza przyjaciółka.... Jak mogłeś mi to zrobić?
Mój głos zabrzmiał obco. Sucho i ostro, bez choćby odrobiny drżenia. Serce w mojej piersi waliło mocno, niespokojnie.
         - Przepraszam, wiem, że to nie wystarczy, ale...
         - Nie - przerwałam mu stanowczo. - Nie chcę tego słuchać. Jest mi przykro, że tak mnie nie szanujecie. Oboje.
Wstałam. Chciałam opuścić ten dom tak, jak stałam, tłumaczenia Bartemiusza nic mnie nie obchodziły. Czułam do niego niechęć i żal, tak sądzę, że nigdy nie będę w stanie mu wybaczyć. Nie chodziło mi już o zdradę, ale o to, że zamieszał w nią Nelly.
         - Proszę cię, nie odchodź. Damy radę, poradzimy sobie z tym...
         - Spałeś z moją najlepszą przyjaciółką, do cholery, nie mieści mi się w głowie, jak w ogóle mogłeś nam to zrobić! - przerwałam mu i odepchnęłam go od siebie. Nie mogłam znieść jego dotyku. Nawet łzy nie wywołały we mnie litości. Szybko otarłam przezroczyste kropelki z policzków, czułam, że bardzo chciał zachować zimną krew, ale jakoś mu to nie wychodziło. Emocje w nim szalały, ale zignorowałam to. Co z tego, że mnie kochał, skoro potrafił to spieprzyć jedną głupotą. Gdybym się nie bała o dziecko, zaczęłabym go okładać pięściami, po czym wybiegłabym w śnieg i zimno, jak najdalej od tego miejsca.
         - Ja nic nie pamiętam... nie mówię, że Nelly kłamie, ale nigdy bym czegoś takiego nie zrobił, sam nie wiedziałem, co się dookoła mnie działo... Proszę cię, nie zostawiaj mnie, bo oszaleję - w jego głosie słychać było najprawdziwszą rozpacz, niemalże szaleństwo. Nie wiem, na ile to ubyło udawane, a na ile prawdziwe, ale odetchnęłam głęboko, odwróciłam się na pięcie i wbiegłam po schodach na piętro, gdzie zamknęłam się w sypialni. Długo płakałam, kiedy przeszła mi pierwsza wściekłość, poczułam tak okropną bezsilność, że nie mogłam spać.
Całą noc nie zmrużyłam oka. Zastanawiałam się, kto bardziej zawinił. Ja, Nelly czy Bartemiusz. Mnie nie było w domu, a Crouch ma słabą głowę. To blondynka go upiła, sama mogła pewnie w siebie wlać jeszcze drugie tylu. Natychmiast skorzystała z okazji, żeby namieszać. Sama już nie wiedziałam, do kogo mieć pretensję. Bardzo chciałam jej znów wybaczyć, ale cała moje skrwawione serce i zraniona dusza krzyczały pod jej adresem obelgi. Już nie chciałam jej znać, ale ostatkiem sił próbowałam miłosiernie przebaczyć. Znowu. Czy miało to jakiś sens? Rana była zbyt świeża. Muszę to na spokojnie przemyśleć. Teraz czułam się tak samotna i opuszczona, jak nigdy dotąd.

         Łzy płynęły mi po twarzy praktycznie do rana, a oczy piekły niemiłosiernie. Około piątej zasnęłam, zmęczona nieustannym cierpieniem. Leżałam z głową opartą o wezgłowie łóżka, kiedy powieki mi opadły, obudziłam się zaś niecałe dwie godziny później, nakryta kocem, pośród miękkich poduszek. Czułam zmęczenie, ale usłyszałam skrzypnięcie podłogi, więc szybko odwróciłam się. Barty nachylał się nade mną. Miał ciemne cienie pod oczami, twarz szarawą i wyglądał na bardzo zmęczonego życiem. Ten widok ani trochę mnie nie zmiękczył. Nie miałam siły na wykłócanie się, więc tylko odwróciłam się na drugi bok. Nie chciałam go widzieć. Łóżko ugięło się pod jego ciężarem, kiedy pochylił się, żeby pogładzić lekko moje ramię i ucałować w policzek. Zignorowałam to, choć poczułam, że skóra pali mnie w miejscu, gdzie mnie dotknął.
         - Macy, ja...
         - Nie chcę z tobą rozmawiać.
         - Przepraszam, nie chciałem cię budzić. Porozmawiamy później, dobrze?
Nie odpowiedziałam mu, tylko nakryłam się szczelniej kołdrą i zamknęłam oczy. Drażniła mnie jego obecność, od wczorajszego wieczora nic się nie zmieniło, byłam na niego wściekła. Słów mi brakowało, żeby określić moją niechęć. Bardzo chciałam to wszystko naprawić, ale czy był jakikolwiek sens? Bartemiusz okazał całkowity brak wierności, nie jest ważne, że tego nie chciał. Liczy się tylko to, co zrobił. Nelly zaś udowodniła, zresztą po raz kolejny, jak bardzo mnie nie szanuje. To ją najbardziej obwiniałam. Chciała mi zniszczyć życie i dopięła swego. A najgorsze jest to, że kochałam ją i ufałam najbardziej na świecie. Chciałam jej wybaczyć, ale bałam się, że nie będę w stanie.
         Zeszłam na dół około godziny dziewiątej. Starałam się zasnąć, ale nie mogłam. Całkowicie zignorowałam stojącego przy zlewie Croucha, robiącego herbatę. Machnął różdżką, a kubek wylądował przede mną.
         - Zaraz będą tosty - poinformował mnie pokornie.
         - Dziękuję - odparłam suchym, bezbarwnym głosem i upiłam łyk. Herbata była gorąca i słodka, taka, jaką czasami lubiłam, ale dziś mi nie smakowała. W ogóle nie czułam głodu, żołądek wypełniał mi palący żal. W milczeniu zjadłam jednak jednego tosta z dżemem, po czym wstałam i udałam się do łazienki, gdzie zamknęłam się na klucz. Nie chciałam rozmawiać z Crouchem. Do czego innego to mogło doprowadzić, jak do moich łez i nerwów? Bardzo chciałam tego uniknąć. Kiedy w końcu wyszłam, ubrała w czarną szatę, Barty czekał na mnie cierpliwie w holu. Zaprowadził mnie do salonu, gdzie usiadłam na krześle i skrzyżowałam ręce na piersiach. On sam opadł na kanapę naprzeciwko mnie i przez moment przyglądał mi się, aż nie przerwałam tego milczenia:
         ­- Chciałeś porozmawiać, w takim razie słucham. Mów. Nie mogę na ciebie patrzeć.
         - To zrozumiałe. Ale mogłabyś dać nam jeszcze jedną szansę. Przyrzekam, że już nigdy nie będziesz przeze mnie cierpieć. Chciałbym, żeby między nami było tak, jak dawniej - rzekł. W jego oczach zobaczyłam szczery żal i prośbę. Gdyby nie to, że okazał mi totalny brak szacunku, byłoby mi go nawet trochę szkoda. Westchnęłam ciężko.
         - Czego ty ode mnie oczekujesz? Że zapomnę o tym i wrócimy do porządku dziennego? Muszę to wszystko przetrawić, poczekać, aż się z tym pogodzę... Bardzo mnie zawiodłeś, Barty - odpowiedziałam spokojnie, panując nad łzami, które cisnęły mi się do oczu, a głos załamywał się okropnie.
         - Ja rozumiem, mnie też jest ciężko, bo wiem, że cię rozczarowałem... Już nigdy się nie spotkamy z Nelly, nie będzie nas niepokoić. Przebaczysz mi to? Przynajmniej spróbuj. Nie możemy pozwolić, żeby ta dziewczyna zniszczyła nasz związek. Oboje jesteśmy silni i poradzimy sobie.
Uśmiechnął się lekko w sposób dodający otuchy. Milczałam. Ponoć czas leczy rany. Nigdy nikt mnie tak nie zranił, więc nie wiedziałam, czy w końcu poczuję ulgę. Może musiałam spaść na samo dno, aby nareszcie się od niego odbić? Ale przecież nie miałam nic do stracenia, mogłam spróbować mu wybaczyć, choć to zapewne będzie trudne. Ale chyba lepiej było spróbować zawalczyć o nasz związek, niż odpuścić bez żadnej próby ratowania go, ku satysfakcji Nelly.
         - Nie wiem. Ja bardzo bym chciała, żeby to po mnie spłynęło, ale nie potrafię. Może czas to wszystko wyleczy, ale póki co... nie chcę na ciebie patrzeć. Na Nelly tym bardziej - westchnęłam.

         I tak się właśnie działo. Barty sypiał na dole, na kanapie, starał się nie wchodzić mi w drogę, choć usiłował też robić wszystko, aby ułatwić mi życie. Teraz to on sprzątał i wykonywał wszystkie prace domowe, co bardzo mi odpowiadało, ponieważ robiłam się coraz grubsza. Nie dopuszczałam go tylko do gotowania.
Kiedy pierwszy raz odwiedziła nas Daphne, wszystko jej opowiedziałam. Nie płakałam ani nie krzyczałam, tylko mówiłam pozbawionym emocji głosem. Wampirzyca słuchała tego w milczeniu, a jej oczy robiły się coraz większe. Gdy skończyłam, przemówiła bardzo współczująco:
         - Nie mogę w to uwierzyć. I tak po prostu mu wybaczyłaś? Przecież zdradził cię z twoją najlepszą przyjaciółką!
Westchnęłam ciężko.
         - Wiem. Ale postanowiłam dać mu drugą szansę. Dla dobra dziecka. Nelly zaś już nie chcę widzieć. Nigdy. Dobrze widzę, że Barty naprawdę żałuje. A ona... nawet się nie odezwała. Chciała to przede mną zataić, żeby z nim dalej romansować, ale on ją spławił - odparłam. Kiedy tylko myślałam o blondynce, ogarniała mnie wściekłość. Bardzo chciałam się z nią spotkać i wykrzyczeć jej to wszystko w twarz. Wszystkie moje żale, pretensje i złość. A potem dać jej w twarz.
         - Tylko mi nie mów, że chcesz jej znów przebaczyć. To, co zrobiła, było karygodne, nie zasługuje na miano twojej przyjaciółki - oświadczyła oburzona Daphne. Nic na to nie odpowiedziałam. Dobrze wiedziałam, że to prawda, ale gdzieś w głębi serca wciąć miałam nadzieję, że ta cała sytuacja to jakiś głupi żart. Pragnęłam, aby nagle Nelly i Barty krzyknęli prima aprilis. W zimie. Byłam żałosna. Naiwna, pokrzywdzona dziewczyna.

         Nadszedł mroźny styczeń. Śniegu było całe mnóstwo. Dokładnie w takich chwilach jak ta cieszyłam się, że jestem czarownicą. Wystarczyło jedno machnięcie różdżką, a śnieg znikał sprzed furtki. Od Nelly nie dostałam ani jednej informacji, ale to może i lepiej. W końcu jarzący, ostry ból stępiał nieco, a ja zaczęłam traktować Bartemiusza o wiele cieplej, ale wciąż była między nami bariera, której nie chciałam łamać. Gdyby nie ta okropna sytuacja, planowalibyśmy teraz ślub. A tak... ja nawet nie chciałam o tym słyszeć, Crouch zaś bał się wspomnieć słowem na ten temat.
         - Jeśli chcesz, możemy gdzieś wyjechać - zaproponował pod koniec stycznia. Siedziałam w fotelu przed kominkiem i czytałam "Proroka Codziennego". Uniosłam głowę znad gazety i zmierzyłam go przeciągłym spojrzeniem.
         - No nie wiem, a jeśli Czarny Pan będzie cię potrzebował? Przecież wezwał cię w tamtym tygodniu. Dajmy na razie temu spokój, dobrze? Jak już urodzę, pomyślimy nad wakacjami - odparłam.
Przez większość dni albo leżałam na górze w sypialni lub w salonie na kanapie, albo siedziałam w fotelu przed kominkiem. Barty nie pozwalał mi pracować, a jego wzrok, kiedy wstawałam, mógł przestraszyć. Nudziło mi się niemiłosiernie, ale wiedziałam, że lepiej zniosę siedzenie w domu, gdzie za oknem sypał śnieg, a oddech zamieniał się w parę, niż w domku na plaży.
Crouch pogładził czule mój brzuch. Nigdy mu tego nie zabraniałam, chciałam, żeby pokochał to dziecko, zanim się jeszcze urodzi. Bałam się tego momentu, nie miałam pojęcia, jak opiekować się dzieckiem. A nie zamierzałam angażować ciotki w jego wychowanie. Chciałam, żeby popierało Czarnego Pana, jak ja i Barty. Rosalie natychmiast zaczęłaby mu wpajać szlachetne zasady Zakonu Feniksa. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby zachowało się jak moja ciotka i zaczęło nagle popierać Dumbledore'a.
         - Słuchaj... Nie chcę znów poruszać tego tematu, ale po tym, co się stało... jakie ono będzie nosić nazwisko? - zapytał Crouch. Znów rzuciłam mu osobliwe spojrzenie.
         - Twoje. Jesteś jego ojcem i wiem, że chciałeś mieć, że się tak wyrażę... potomka - odparłam. Wiedziałam, że kiedyś o to zapyta. Twarz nieco mu się rozluźniła, a on pocałował lekko wierzch mojej dłoni. Nie zaprotestowałam, czułam dużą potrzebę odrobinę czułości. Ale kiedy pozwalałam pocałować się w policzek, jakby ogromny kolec wbijał mi się w żołądek.
Mimo to pozwoliłam Bartemiuszowi wprowadzić się z powrotem do sypialni. Zasypiałam co prawda odwrócona do niego plecami, ale już sama jego obecność mi wystarczała. Namiętność była skutecznie tłumiona przez ciążę, ale obawiałam się, co może się wydarzyć, kiedy dziecko przyjdzie na świat. Nie wiem. Wciąż nie mogłam pozbyć się wizji Bartemiusza i Nelly w lubieżnym uścisku pośród pościeli...

___________

         Przepraszam, ale musiałam to zrobić. Wiecie, że tutaj każde zdarzenie coś znaczy, więc musicie mi po prostu zaufać. Nie mam worda w komputerze, tylko jakiś inny program, więc muszę chodzić do biblioteki, żeby publikować rozdziały, dlatego tak rzadko to robię, nie tylko tutaj, ale i na innych blogach. Dedykacja dla Kiry :* 

12 komentarzy:

  1. ~Patrycja.
    10 października 2012 o 21:27

    Nie wiem co o tym myśleć…Barty z Nelly…Choć to pewnie ta Nelly to wymyśliła, specjalnie zrobiła tak by Crouch myślał że naprawdę coś zaszło.Mam nadzieję że Macy i Barty w końcu się pogodzą i wezmą ślub, a Macy urodzi ślicznego synka. Bo chcę żeby to był chłopczyk xDCzekam na news.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 11 października 2012 o 18:57
      Muahahaha, a skąd wiesz, czy to będzie chłopak? ;>

      Usuń
  2. ~olka
    11 października 2012 o 15:20

    Barty i Macy chyba się pogodzą i wezmą ślub.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 11 października 2012 o 18:58
      Dziewczyny zazwyczaj nie wybaczają zdrad :D

      Usuń
  3. ~_Wika_
    11 października 2012 o 17:08

    sporo tego jest, ale to i lepiej, bo dłużej się czyta =) Fajnie, że dodałaś nowy rozdział. Nelly znowu namieszała, a Macy przez ciążę ma teraz mnóstwo czasu do rozmyślania. Ciekawa jestem jaki będzie dalszy rozwój wypadków…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 11 października 2012 o 18:59
      Ej! Myślałam, że mnie zganicie za to, co zrobiłam, a tu tylko ciekawość wyrażacie :<

      Usuń
  4. ~Enigmatyczna
    12 października 2012 o 21:36

    W momencie, gdy weszła Nelly, mogłaś skończyć ten rozdział. Naprawdę nic by na tym nie stracił. Ten inny program który masz zamiast Worda, to OpenOffice?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 12 października 2012 o 22:41
      Czemu nic by nie stracił? Oczywiście, każdy wiedział, jak się to potoczy, ale chodzi o przyjemność czytania, a nie mechaniczne poznawanie fabuły. Ja tak sądzę i moi czytelnicy zapewne w większości też. Tak, to chyba ten program.

      Usuń
    2. ~Enigmatyczna
      13 października 2012 o 18:50

      Dziwne masz pojęcie przyjemności czytania. Jak treść jest tak skonstruowana, że fabułę poznaję mechanicznie, to co przyjemnego w dalszym czytaniu? Owszem, można przeczytać, z nudów. Ale czy ktokolwiek kiedykolwiek będzie chciał do tego opowiadania wracać? OpenOffice też jest fajnym programem do pisania, nie pisze się wcale gorzej niż w Wordzie…

      Usuń
    3. 14 października 2012 o 12:16
      To, że Ty nie będziesz chcieć, nie znaczy, że wszyscy mają taki sam gust, jak Ty xD Znam osoby, które ostatnio odkryły SCP (a wiesz, ile ma rozdziałów i jak jest zagmatwane), nadrabiają i mówią, że naprawdę im się to podoba. Każdy ma inny gust, a gdybym chciała, żeby opowiadanie podobało się każdemu, to musiałabym być chyba Bogiem. Jest tyle opinii, ile ludzi xD Nie, mnie się ten program nie podoba, jestem sentymentalna, od kiedy zaczęłam pisać na komputerze, tak zawsze toważyszył mi word, a więc nie przywykłam do Offica. Denerwuje mnie to, że nie ma stron, tylko niekończąca się lista, nie podoba mi się, że kiedy wklejam tekst na bloga, wszystkie akapity mi znikają… Z wordem nie miałam tego problemu.

      Usuń
  5. ~Kira
    15 października 2012 o 14:50

    A mi się rozdział bardzo podobał, zgadzam się z opinią Frozenki. Według mnie najlepiej jest dokładnie przedstawianie danej sytuacji niż zatrzymywać się w połowie. Wtedy ciężko jest zrozumieć czytelnikowi o co chodzi w rozdziale. Sama tak robiłam w swoich opowiadaniach. Właśnie w taki sposób ciekawiej ukazujemy sytuacje, odczucia bohaterów, to jest fajne, możemy razem z nimi to przeżywać, ja bynajmniej tak mam :D a Frozenka to jeszcze tak świetnie pisze, że aż się uśmiecham. No cóż. Dzięki za dedykację :) długo mnie nie było, ale myślę, że nadrobię:) aaa…. Nelly jest na mojej czarnej liście :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 15 października 2012 o 16:36
      Wiadomo, każdy ma swoje priorytety i lubi coś innego, ale przekonywanie kogoś na siłę do swoich poglądów nie jest fajne :) Dlatego nie opowiadam się po stronie jednego z Czytelników, bo wszystkich Was wielbię tak samo xD Czy wciąż mnie krytykujecie, czy nie.

      Usuń