15 listopada 2012

27. Przebaczenie jest najtrudniejszą miłością

         Nadszedł luty. Wciąż było zimno, ale jakby bardziej wilgotno. Nelly wciąż milczała, nie dawała praktycznie żadnych znaków życia. Za to Daphne okazała się dla mnie prawdziwą podporą w tych trudnych chwilach. Wciąż pamiętała, że pomogłam jej w kłopotach, mimo że minęło od tego zdarzenia już całkiem dużo czasu. Crouch ją uwielbiał, co bardzo mnie cieszyło, gdyż nie musiałam na siłę ich do siebie przekonywać.
         - Wiesz, powiem ci, że jak na zdrajcę, to całkiem nieźle sobie radzi. Skoro pozwoliłaś mu wrócić do waszego łóżka... - mruknęła pewnego wieczora. Śmierciożerca został wezwany przez Czarnego Pana, więc mogłyśmy spokojnie porozmawiać.
         - Stwierdziłam, że nie możemy ciągle stać w miejscu. Świat biegnie cały czas do przodu, a ja nie mogę wciąż rozgrzebywać przeszłości. Co nie znaczy, że o wszystkim zapomnę. Musimy zacząć od początku. Mam nadzieję, że już żadne nowe rewelacje nas nie zaskoczą. Przynajmniej do czasu, aż urodzę - odpowiedziałam. Z Daphne naprawdę dobrze mi się rozmawiało. Mogłam jej o wszystkim powiedzieć bez obaw, że komuś wyjawi mój sekret. Po prostu miałam do niej pełne zaufanie. Teraz mogłam to porównać do moich relacji z Nelly. Były one jakby wymuszone i sztywne, za to przy Daphne czułam się zupełnie spokojna, obie byłyśmy naturalne i niczego nie udawałyśmy.
         - Nelly chyba cię nie będzie więcej niepokoić. Miałaby tupet, gdyby się nagle zjawiła. A powiedz mi... kiedy Barty tak znika, niby wezwany przez Czarnego Pana... ufasz mu? Nie podejrzewasz niczego? Ja na twoim miejscu nie mogłabym usiedzieć w domu, musiałabym go sprawdzić, czy czasami nie kontynuuje tego romansu.
         - Też o tym myślałam, ale widzę, jak bardzo się stara. To był błąd, który popełnił, odurzony alkoholem. Poza tym widzę, w jakim stanie wraca. Muszę mu znów zaufać, bo wtedy tylko będziemy mogli uczynić kolejny krok. Jeśli tylko Nelly się nie napatoczy, wszystko wróci do normy. Chcę jedynie spokoju.

         Ale chyba los miał wobec mnie inne plany. Pod koniec litego, kiedy śnieg topniał, powietrze było wilgotne i ciężkie, a zima przesiąknięta wodą z roztopów, ktoś niespodziewanie zapukał do naszych drzwi. Było około godziny dziewiętnastej, niebo miało kolor aksamitnej czerni, choć słońce jeszcze jaśniało lekką, fioletową poświatą tuż nad horyzontem. Byliśmy właśnie po kolacji, Barty układał talerze w kuchni, ja zaś siedziałam przed kominkiem i rozwiązywałam magiczną krzyżówkę, załączoną zawsze na ostatniej stronie do "Proroka Codziennego". Ostatnimi czasy czułam, jak dziecko wierci się i kipie mnie od środka w brzuch. Było to dziwne uczucie, ale lubiłam je, bo byłam spokojniejsza, kiedy dawało jakieś znaki życia.
Jak wcześniej wspomniałam, ktoś załomotał do drzwi. Byłam prawie pewna, że to Daphne przyszła nas odwiedzić, ale kiedy Crouch wpuścił ową osobę do środka, zapadło milczenie. Zdziwiło mnie to, więc odwróciłam się. Poczułam, jakby moja noga nastąpiła na jeden z fałszywych stopni w Hogwarcie, a serce podskoczyło mi do gardła z zaskoczenia.
         - Ty - wyszeptałam, wstając z fotela nie bez trudu. W korytarzu stała Nelly w długim, kremowym płaszczu z dużymi guzikami, z kapelusikiem na głowie i wyrazem skruchy na twarzy. Zanim zdążyła jakoś zareagować, dopadłam do niej z zaskakującą w moim obecnym stanie szybkością, zamachnęłam się i wymierzyłam jej siarczysty policzek. Dziewczyna złapała się za czerwone, pulsujące miejsce, zszokowana i przerażona. - Przyszłaś tu, żeby odebrać mi i tę odrobinę szczęścia, które mi pozostało?
         - Nie, przestań. Gdybym nie musiała, to bym tu wcale nie przychodziła - odparła. W jej głosie nie wyczułam ani odrobiny kpiny, ironii czy sarkazmu. Zainteresowana tą nagłą zmianą zachowania, odetchnęłam głęboko, żeby się uspokoić.
         - W takim razie po co tutaj przyszłaś? - spytałam cichym, ale ostrzegawczym tonem głosu.
Najwyraźniej ociągała się z wyznaniem prawdy. Rozpięła powoli dwa pierwsze guziki płaszcza i zerknęła na wykrzywioną złością twarz Croucha.
         - Przyszłam wam tylko powiedzieć, że jestem w ciąży. Byłeś jedynym mężczyzną w moim życiu, Barty, to musi być twoje dziecko - oświadczyła w końcu.
Poczułam, że robi mi się słabo. Nie miałam pojęcia, czy było to spowodowane wysoką temperaturą w pokoju, czy też ową tragiczną informacją. Zdążyłam w porę chwycić się framugi, ale uścisk miałam lekki, przez co osunęłabym się pewnie na ziemię u stóp Nelly, gdyby mnie Crouch nie podtrzymał. Jego dłonie były zimne jak lód. Ta informacja musiała nim wstrząsnąć tak samo jak mną.
         - Co ty mówisz...? - udało mi się wykrztusić. Barty trzymał mnie mocno, ale ja już odzyskałam siły. Zupełnie nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Była to wiadomość straszniejsza nawet od tej, którą Crouch przekazał mi tuż po powrocie od ciotki i wuja. Myślałam, że uwolniłam się od Nelly raz na zawsze, ale teraz ona i jej dziecko będą mi już zawsze przypominać o ich jednorazowej przygodzie, która przysporzyła mi tyle bólu i upokorzeń.
         - Uznałam, że powinniście o tym wiedzieć. Moja ciąża jest zagrożona. Bardzo. Nie chcę się wam narzucać, ale uzdrowiciel polecił mi, żebym na ten czas przeniosła się do rodziny. Nikt nie chce mnie przyjąć, a ja boję się być sama. Nie chcę leżeć w Świętym Mungu - dodała. W jej oczach jeszcze nigdy nie widziałam tak szczerej prośby i pokory.
         - Nie wiem, czy dobrze rozumiem... ty chcesz się do nas wprowadzić? - zapytał Bartemiusz, a oczy rozszerzyły mu się automatycznie. - Nie ma takiej opcji, Macy potrzebuje spokoju. Ja zresztą też. Skąd mamy mieć pewność, że mówisz prawdę?
Blondynka pogrzebała w wewnętrznej kieszeni płaszcza, po czym wyciągnęła z niej złożony kilkakrotnie pergamin. Rozłożyła go, wygładziła ręką i podała mi. Nie czytałam, zerknęłam tylko na pieczęć i podpis uzdrowiciela. Autentyczny. Na Boga, autentyczny... Oddałam jej zaświadczenie z wyrazem obrzydzenia na twarzy, którego nie mogłam opanować. Nelly drażniła mnie, ale skoro jej ciąża była poważnie zagrożona... Czemu było winne to dziecko? Przecież nie mogło umrzeć tylko dlatego, że miało nieodpowiedzialną matkę. A, nie oszukujmy się, u nas będzie miała najlepiej. Musiałam się przełamać, spróbować przebaczyć... To będzie trudne, ale kiedyś wszystko się ułoży. Musiało.
Westchnęłam ciężko.
         - Barty, pójdziesz po jej rzeczy. Zamieszka w pokoju gościnnym - oświadczyłam i udałam się na górę, aby przygotować jej pokój. Musiałam to zrobić szybko, żeby mniej bolało. Otworzyłam okno, aby przewietrzyć, zwinęłam starą pościel i wyciągnęłam z szafy świeżą. Łzy płynęły mi po policzkach, kiedy rozkładałam prześcieradło i poduszki. Kiedy już myślałam, że nic gorszego mnie nie spotka, stało się zupełnie odwrotnie. Może i mogłam mieć nadzieję, że moja przyjaciółka kłamie, ale ten płomyczek został brutalnie zgaszony przez zaświadczenie, które przyniosła od uzdrowiciela.
Zanim jeszcze ktokolwiek wszedł na górę, zamknęłam się w sypialni. Bardzo chciałam to przyjąć ze spokojem, ale nie wiem, jak bym się nie starała, nie mogłam powstrzymać płaczu. Zwinęłam się w kłębek i położyłam się na łóżku. Czekała mnie kolejna bezsenna noc.
Crouch wrócił pół godziny później. Zaniósł wypchany kufer do pokoju gościnnego, po czym wszedł do naszej sypialni. Nawet na niego nie spojrzałam. Już powoli wszystko wracało do normy, ból w sercu malał z dnia na dzień... A tu na nowo wszystko zostało rozgrzebane. Tyle, że tym razem to już będzie trwało. Barty położył się na łóżku tuż obok mnie i odgarnął mokre od łez kosmyki z moich wilgotnych, rozpalonych policzków.
         - Powinniśmy ją natychmiast stąd wyrzucić. Nie ma pewności, że to moje dziecko. Bóg jeden wie, z iloma mężczyznami spała - odezwał się.
         - Jest w ciąży, a ty powinieneś wziąć za to odpowiedzialność. Dziecko musi mieć ojca - oświadczyłam stanowczo.
         - Ale będziesz przez to cierpieć. Twoje szczęście się najbardziej dla mnie liczy, nie możesz rezygnować ze spokoju tylko dlatego, że Nelly jest zbyt leniwa, żeby za sobą sprzątać.
Pocałował lekko mój policzek i objął mnie. Od dawna tego nie robił, ale tym razem byłam tak zrozpaczona, że nie mogłam się już dłużej bronić. Odwróciłam się do niego i ukryłam twarz w fałdach jego szaty na piersiach. Chciałam, żeby w końcu nadszedł sen i przyniósł mi ulgę, ale tak się nie działo, mimo że powieki piekły mnie niemiłosiernie.
         - Przepraszam. Miało być tak pięknie, a spieprzyłem wszystko, jak zwykle - usłyszałam, a jego ciało przeszedł ledwo wyczuwalny dreszcz. Chwilę potem mój kark zrosiły ciepłe, maleńkie kropelki.

         Zasnęłam około trzeciej w nocy. Nie wiem, czy Barty również, ale rano wyglądał tak, jakby nie zmrużył oka choćby na kwadrans. Wyglądał strasznie, pod oczami miał podkowy i przyglądał mi się mętnym wzrokiem, jakby myślami był zupełnie gdzie indziej.
         - Byłoby głupotą pytać, jak się spało - odezwał się, kiedy spostrzegł, że się obudziłam.
         - Tak. Co chcesz na śniadanie?
         - Ja zrobię, nie fatyguj się...
         - Nie, Bóg wie, czego Nelly może sobie zażyczyć.
Wstałam z łóżka i zdałam sobie sprawę, że mam na sobie wczorajszą szatę. Ale nie miałam teraz głowy do strojenia się. Wciąż czułam zmęczenie, niebo było szare, pochmurne, a pozbawiona śniegu ziemia - wilgotna i błotnista. Drzwi do pokoju gościnnego, w którym spała Nelly, były zamknięte. Oparłam się pokusie, aby tam wejść. Zeszłam na dół. Za oknem było przeraźliwie szaro i ponuro. Typowa, angielska pogoda. Różdżką zagotowałam wodę w czerwonym garczku, zupełnie nie myśląc o tym, co robię. Bardzo mnie zabolało to, co powiedział Crouch. A może chciała mnie jeszcze bardziej upokorzyć? Nie zależało jej jedynie na opiece?
Bartemiusz usiadł przy stole, ubrany w czarną szatę. Wyglądał trochę lepiej, ale wyraz zafrasowania wciąż nie opuszczał jego twarzy. Postawiłam przed nim miskę z owsianką, po czym sama zaczęłam jeść. Nie czułam ani jej zapachu, ani smaku.
Blondynka zeszła na dół kilkanaście minut później, okropnie blada i rozczochrana, z zapuchniętymi oczami, ale ubrana w różową, skąpą bieliznę. Albo chciała zrobić mi tym na złość, albo po prostu innej nie miała.
         - Siadaj, zrobiłam owsiankę - odezwałam się lodowatym głosem. Nelly opadła na krzesło obok Croucha i skrzywiła się lekko, starając się zachować jednocześnie pokorny wyraz twarzy.
         - Owsianka? Wolałabym jajka i bekon...
         - To sobie zrób, nikt ci tu nie będzie usługiwał - warknął Barty i wstał, żeby włożyć talerz do zlewu.
         - Nie, nie chcę, żeby ktoś obcy kręcił się po mojej kuchni - powiedziałam i wyciągnęłam z szafki pudełko z jajkami.
Czułam, że życie z Nelly pod jednym dachem będzie trudne. Kiedy ten dzień dobiegł końca, już wiedziałam, że się pomyliłam. To będzie prawdziwa udręka. Gdzie tylko się pojawiła, siała nieludzki wręcz bałagan. Wydawało mi się, że położenie się na kanapie, by poczytać, to łatwa i niewymagająca brudzenia czynność. Kiedy jednak blondynce nudziły się książki, udawała się do swojego pokoju, a ja zazwyczaj zastawałam salon w strasznym stanie. Ciężka narzuta z frędzlami leżała na sobie całkiem poskręcana, stos byle jak porozrzucanych książek walał się po podłodze, barek był otwarty, a pewnego dnia na stoliku stał kieliszek, na którego dnie znajdowała się resztka bursztynowego płynu, obok niego zaś - butelka. Na ten widok aż zawrzałam ze złości. Zawołałam Croucha, który zrobił wielkie oczy na widok salonu.
         - Co się tu stało? - zapytał.
         - Nie chodzi o bałagan, tylko o to! - wskazałam na otwartą butelkę trunku. - Idź do niej i przyprowadź mi ją tu.
Barty najwyraźniej nie miał na to ochoty, ale, widząc moje spojrzenie, posłusznie udał się na górę. Kiedy oboje zeszli do salonu, natychmiast zwróciłam się do blondynki:
         - Skoro jesteś w ciąży i jest ona zagrożona, dlaczego pijesz? - zapytałam cichym, ale groźnym głosem. Nelly wzruszyła ramionami.
         - Dziecko jeszcze się nawet dobrze nie rozwinęło. Jestem dorosła, nie musisz się o mnie martwić.
         - Ale mieszkach pod moim dachem, więc ci się radzę dostosować. Nie ma picia, a jeśli zamierzasz się opierać, to zabieraj się stąd - oświadczyłam, powyciągałam z barku wszystkie butelki i udałam się do kuchni. Do zlewu wylałam cały alkohol, a puste butle wrzuciłam do kosza. Rzuciłam Nelly wyzywające spojrzenie, ale nic nie powiedziała, więc przeszłam do salonu, aby posprzątać cały bałagan, który zrobiła.
         - Kochanie, musisz się oszczędzać, ja to zrobię - powiedział Barty, pomagając mi zaścielić kanapę ciężką narzutą.
Machnęłam różdżką, a wszystkie książki wróciły na swoje miejsce. Sprzątanie pomagało mi uwolnić się od nieprzyjemnych myśli. Nawet jeśli chciałabym odetchnąć, tonie byłabym w stanie, bo Nelly bardzo bałaganiła. Czasami odnosiłam wrażenie, że koloryzowała tę swoją niezaradność.
Robiło się coraz cieplej, marzec w tym roku był wyjątkowy. Coraz trudniej było mi się poruszać, a co dopiero pracować. Magia bardzo pomagała mi we wszystkim. Bartemiusz zaś spędzał mnóstwo czasu u Czarnego Pana lub w ogrodzie. Po surowej zimie było tam dużo pracy. Blondynka nie robiła w domu zupełnie nic, zasłaniając się zagrożoną ciążą. Albo czytała gazety, słuchała radia, albo wychodziła na krótkie spacery. Kiedy zrobiło się ciepło, a słońce świeciło coraz mocniej, przesiadywała w ogrodzie i obserwowała pracującego Croucha. Często powtarzał mi, że nie powinnam jej usługiwać, ale moja decyzja była niezmienna:
         - Skoro wasze dziecko może umrzeć, nie powinnam patrzeć na swoje wygody. Poświęcę się. Nigdy sobie nie wybaczę, jeśli urodzi się chore.
I tak też było. Musiałam być na każde wezwanie Nelly, bo chciałam, żeby jej dziecko zdrowo się rozwijało. Najbardziej narzekała na jedzenie i wizyty Daphne, która śmiertelnie obraziła się na Croucha. Gdyby nie ona, to nie wiem, jak poradziłabym sobie z tą całą sytuacją. Była dla mnie prawdziwym wsparciem. Do śmierci się jej za to nie odwdzięczę.

*

         Siedziała na brzegu łóżka i malowała długie paznokcie szkarłatnym lakierem. Czuła, jak przepełnia ją mściwa, gorąca satysfakcja. Właśnie zażyczyła sobie na obiad zupę cebulową, stek i ziemniaki, a na deser śliwkowy pudding. Nie byłoby to dla Macy problemem, gdyby wcześniej nie zrobiła dla niej zapiekanki, którą trzeba było wyrzucić, gdyż Nelly "straciła" na nią ochotę. Kiedy już każdy paznokieć lśnił czerwienią, podeszła do okna i rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu Bartemiusza, ale dojrzała tam tylko siedzącą pod płotem Macy. Zainteresowało ją zachowanie dawnej przyjaciółki, więc utkwiła w niej wzrok, czekając, aż wykona jakiś ruch. Macy nigdy nie marnowała czasu. A teraz po prostu siedziała w cieniu zarośli, które już wkrótce powlecze biel jaśminowych kwiatów. Uśmiechnęła się do siebie, kiedy zobaczyła, jak dziewczyna ukrywa twarz w dłoniach, a jej ramiona drżą. Płakała.
Nelly zakręciła plastikową zatyczkę na wąskiej, szklanej szyjce buteleczki z lakierem i postawiła ją na szafce nocnej, ostrożnie, aby nie zahaczyć świeżo pomalowanymi paznokciami o biały, koronkowy obrusik. W sercu czuła ciepłą satysfakcję. Nareszcie mogła pokazać Macy, że jest od niej lepsza. I nieważna była prawda, tylko to, że ona teraz cierpi. Wiedziała, że jej ciąża też była zagrożona. Niepewna. Przy odrobinie szczęścia może poroni i wtedy Nelly osiągnie swój cel. To tylko kwestia czasu, kiedy Barty się nią znudzi.
Ktoś zapukał do drzwi, po czym wszedł do środka. To był Crouch, a blondynka poznała jego kroki już na korytarzu. Odwróciła się w jego stronę z przyjaznym uśmiechem.
         - Czemu zawdzięczam tę wizytę? - spytała cicho.
         - Chciałem z tobą porozmawiać bez obecności Macy - odrzekł z kamienną twarzą i oparł się o ścianę. - Bądź ze mną szczera i powiedz. Naprawdę jesteś w ciąży? To moje dziecko?
         - Dobrze wiesz, że zawsze cię kochałam. Wiem, że masz do mnie żal, że tak się stało. Ale postaw się też w mojej sytuacji. Dobrze wiedziałam, że dopóki Macy jest z tobą, ty mi nie ulegniesz. Po prostu skorzystałam z okazji, byłam tak zaślepiona, chciałam choć przez moment być dla ciebie najważniejsza. I byłam, a teraz będziemy mieli dziecko... Cieszę się, bo na zawsze pozostanę w twoim życiu - odparła i uśmiechnęła się zachęcająco. - Spójrz na Macy. Ona się tylko z tobą męczy, nie widzisz tego? Puść ją, daj jej odejść i zwiąż się z kobietą, która naprawdę cię kocha.
Podeszła do niego i wspięła się na palce, żeby go pocałować, ale Bartemiusz odwrócił głowę i zamknął oczy. Nie chciał, żeby go dotykała, więc oderwał jej dłonie od swojej szaty na piersiach.
         - Jesteś tu tylko dlatego, że Macy wyraziła na to zgodę. Jesteś głupsza, niż myślałem, skoro sądzisz, że kiedykolwiek będzie z nas jakaś para. Jeśli to moje dziecko, to wezmę za nie odpowiedzialność. Środków na jego utrzymanie nigdy ci nie zabraknie. Kiedy urodzisz, musisz wrócić do domu. Macy życzy sobie, aby znało ojca, więc tak będzie. Ale nie rób sobie nadziei. Gdyby to ode mnie zależało, twoja noga nigdy by tu nie postanęła.
         - Chcesz je poczuć? - spytała, niezrażona jego słowami. Ujęła jego dłoń i położyła ją na swoim brzuchu. Barty natychmiast cofnął rękę, jakby go coś sparzyło i opuścił pokój. Nie poczuł zupełnie nic. Był na siebie zły, że tak się stało, ale nic nie mógł na to poradzić. Nie czuł z tym dzieckiem żadnej więzi, a do jego matki żywił niechęć. Przez okno w kuchni zobaczył siedzącą na zewnątrz Macy. Wzrok miała utkwiony w swoich palcach, którymi rozrywała młode listki. Na jej podołku widniała już spora kupka zielonych szczątków. Natychmiast do niej wyszedł i z przerażeniem stwierdził, że na jej policzkach widnieją nie tak dawne ślady łez.
         - Dlaczego siedzisz na ziemi? Co się stało? - zapytał.
Ślizgonka drgnęła i uniosła oczy. Były zaczerwienione i pełne niepokoju.
         - Nie wytrzymam już ani dnia dłużej, ale przecież jej nie wyrzucimy. Nie teraz 0 wyjąkała, a jej głos zadrżał mocno.
Gdzieś z góry rozległo się stłumione wołanie Nelly. Macy natychmiast wstała: blondynka życzyła sobie zieloną herbatę. Crouch powstrzymał ją przed wejściem do domu.
         - Nie będziesz jej usługiwać, rozumiesz? Ma ręce i nogi, więc niech sobie sama zrobi herbatę, jeśli ma na nią ochotę. Idź się położyć, nie wyglądasz dobrze - rzekł i pocałował ją w policzek. - Od dzisiaj jeśli chce tu zostać, musi sobie na to zasłużyć.
Dziewczyna poczuła do niego ogromną sympatię i wdzięczność. Sama była zbyt miękka, aby wypowiedzieć na głos te słowa, choć bardzo tego chciała. Była naprawdę zmęczona, do samego rana gotowała dla Nelly obiad, ale ta nagle stwierdziła, że zjadłaby coś innego. Już nie miała do niej siły. Czuła ból w brzuchu, lekki, nieprzyjemny skurcz. Działo się to coraz częściej. Z ulgą opadła na łóżko w sypialni na górze. Powieki miała ciężkie, nie musiała nawet nakrywać się kocem. Zasnęła.

*

         Od czasu, kiedy Barty delikatnie wyperswadował Nelly ciągłe dręczenie mnie, moja sytuacja bardzo się poprawiła. Gotowałam to, co chciałam, a ona musiała się dostosować, zanim zdecydowała się zrobić bałagan w miejscu, gdzie akurat przebywała, zostawała uprzedzona, że sama go będzie sprzątać. Gdyby nie zaklęcia ochronne, zaprosiłaby znajomych na przyjęcie. Crouch musiał ją o nich powiadomić, bo mogłaby zniszczyć nam po raz kolejny życie. Rana po informacji, którą przyniosła wraz z końcem zimy wciąż była otwarta i krwawiła. Kiedy nikogo ze mną nie było, a ja nie mogłam pracować, by oddalić od siebie nieprzyjemne myśli, łzy same płynęły mi po twarzy. Bardzo chciałam wybaczyć Bartemiuszowi, tęskniłam za błogimi chwilami, kiedy jeszcze nie zaczęło się między nami psuć. Podzieliłam swoje życie na dwa etapy: bez Nelly i ten z nią. Pierwszy wydał mi się zaledwie pięknym snem, jakbym tylko obserwowała życie mojej siostry bliźniaczki, której nie miałam. Nie pamiętam już tego uczucia lekkości i radości. To brzemię będzie ciążyć na mnie do końca życia.
         Nadszedł kwiecień, przynosząc cieplejszą pogodę, mniej wilgoci i słońce. Barty coraz rzadziej bywał w domu, przez co często musiałam zostawać tam sam na sam z Nelly. Dobrze wiedziałam, że dzień narodzin mojego dziecka zbliża się wielkimi krokami, ale nie przeszkadzało mi to w codziennych spacerach. Lubiłam zwłaszcza te wieczorne. Tego dnia teś się na taki wybrałam, niestety około godziny jedenastej rano. Nelly udała się na zakupy do Londynu, Barty zaś pracował w ogrodzie. Kiedy wróciłam, zaledwie pięć minut minęło od zamknięcia drzwi, kiedy rozległo się pukanie. Ku swojemu przerażeniu zastałam tam stojącą w pełnym słońcu...
         - Daphne! O Boże, co ty tu robisz? Przecież jest dzień! - wydyszałam i wciągnęłam ją do środka, ale wampirzyca tylko się roześmiała.
         - Od czasu do czasu możemy wypić eliksir, który pozwala nam spędzić jeden dzień jak zwykli śmiertelnicy. Ja chciałam go dobrze zapamiętać, dlatego przychodzę z nowiną - wyjaśniła. - Wiesz, byłam tu wczoraj wieczorem, ale zastałam tylko Nelly...
         - Daphne, zwariowałaś? Dlaczego wałęsasz się za dnia? - zawołał Crouch. On również wyglądał na zatrwożonego.
         - Nie przerywaj mi i słuchaj - ofuknęła go ciemnowłosa, po czym kontynuowała opowieść: - Wiecie, że ja potrafię czytać w myślach? Odszyfrowuję jednak tylko to, o czym śmiertelnik pomyśli w danej chwili. Nelly się mnie nie spodziewała, więc nie mogła zatuszować swoich myśli, a ja zawsze lubię wdzierać się w jej umysł. Zgadnijcie, co tam odnalazłam.

___________

         No i w idealnie wrednym momencie przerwała. Możecie zgadywać, i tak nie powiem, aż do następnego odcinka, choć zapewne domyślacie się, co będzie dalej. Jestem geniuszem. Miałam ten rozdział przepisany już od dawna i nic nie publikowałam. Następnym razem nie będę tak "spostrzegawcza" xD 

8 komentarzy:

  1. ~_Wika_
    17 listopada 2012 o 13:27

    Tak się nie robi! Najpierw doprowadzasz życie Macy jako tako do normy, po czym ponownie w nim mieszasz. Przyznam, ze ta wizyta Nelly bardzo mnie zaskoczyła. Kiedy Macy przestałą jej usługiwać miałam cichą nadzieję, że nie zrobisz jakiegoś nagłego zwrotu akcji. A tu proszę: Daphne ma jakąś ciekawą nowinę. Podejrzewam, że teraz ciekawość zniszczy mnie od środka, co to za informacja, bo wystarcz choć odrobinę poznać nieprzewidywalność Twojego umysłu, by wiedzieć, że można się tu wszystkiego spodziewać. Czekam na następna notkę =)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 17 listopada 2012 o 15:39
      Muahaha, moda na sukces xD Wiem, że to wredne z mojej strony, ale czym byłoby życie bez emocji xD

      Usuń
    2. ~_Wika_
      18 listopada 2012 o 11:18

      W sumie to masz rację, bo szkolna codzienność już mnie przytłacza. Nowy szablon bardzo fajny =)

      Usuń
    3. 18 listopada 2012 o 11:50
      Dziękuję :)

      Usuń
  2. ~Patrycja.
    19 listopada 2012 o 20:00

    Uch! Poćwiartuję cię, wbiję na kij, upiekę w ognisku i zjem za skończenie w takim momencie!Notka rewelacyjna choć, z deka chaotyczna.I tak z ciebie wyciągnę co będzie dalej ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 19 listopada 2012 o 20:04
      Muahahaha, jestem wredna, ale niestety, tak trzeba xD

      Usuń
  3. ~olka
    22 listopada 2012 o 15:21

    Dobrze że Macy przestała usługiwać Nelly.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 22 listopada 2012 o 15:29
      Trzeba umieć się postawić xD

      Usuń