Nadszedł luty. Wciąż było zimno, ale
jakby bardziej wilgotno. Nelly wciąż milczała, nie dawała praktycznie żadnych
znaków życia. Za to Daphne okazała się dla mnie prawdziwą podporą w tych
trudnych chwilach. Wciąż pamiętała, że pomogłam jej w kłopotach, mimo że minęło
od tego zdarzenia już całkiem dużo czasu. Crouch ją uwielbiał, co bardzo mnie
cieszyło, gdyż nie musiałam na siłę ich do siebie przekonywać.
- Wiesz, powiem ci, że jak na zdrajcę,
to całkiem nieźle sobie radzi. Skoro pozwoliłaś mu wrócić do waszego łóżka... -
mruknęła pewnego wieczora. Śmierciożerca został wezwany przez Czarnego Pana,
więc mogłyśmy spokojnie porozmawiać.
- Stwierdziłam, że nie możemy ciągle
stać w miejscu. Świat biegnie cały czas do przodu, a ja nie mogę wciąż
rozgrzebywać przeszłości. Co nie znaczy, że o wszystkim zapomnę. Musimy zacząć
od początku. Mam nadzieję, że już żadne nowe rewelacje nas nie zaskoczą.
Przynajmniej do czasu, aż urodzę - odpowiedziałam. Z Daphne naprawdę dobrze mi
się rozmawiało. Mogłam jej o wszystkim powiedzieć bez obaw, że komuś wyjawi mój
sekret. Po prostu miałam do niej pełne zaufanie. Teraz mogłam to porównać do
moich relacji z Nelly. Były one jakby wymuszone i sztywne, za to przy Daphne
czułam się zupełnie spokojna, obie byłyśmy naturalne i niczego nie udawałyśmy.
- Nelly chyba cię nie będzie więcej
niepokoić. Miałaby tupet, gdyby się nagle zjawiła. A powiedz mi... kiedy Barty
tak znika, niby wezwany przez Czarnego Pana... ufasz mu? Nie podejrzewasz
niczego? Ja na twoim miejscu nie mogłabym usiedzieć w domu, musiałabym go
sprawdzić, czy czasami nie kontynuuje tego romansu.
- Też o tym myślałam, ale widzę, jak
bardzo się stara. To był błąd, który popełnił, odurzony alkoholem. Poza tym
widzę, w jakim stanie wraca. Muszę mu znów zaufać, bo wtedy tylko będziemy
mogli uczynić kolejny krok. Jeśli tylko Nelly się nie napatoczy, wszystko wróci
do normy. Chcę jedynie spokoju.
Ale chyba los miał wobec mnie inne
plany. Pod koniec litego, kiedy śnieg topniał, powietrze było wilgotne i
ciężkie, a zima przesiąknięta wodą z roztopów, ktoś niespodziewanie zapukał do
naszych drzwi. Było około godziny dziewiętnastej, niebo miało kolor aksamitnej
czerni, choć słońce jeszcze jaśniało lekką, fioletową poświatą tuż nad
horyzontem. Byliśmy właśnie po kolacji, Barty układał talerze w kuchni, ja zaś
siedziałam przed kominkiem i rozwiązywałam magiczną krzyżówkę, załączoną zawsze
na ostatniej stronie do "Proroka Codziennego". Ostatnimi czasy
czułam, jak dziecko wierci się i kipie mnie od środka w brzuch. Było to dziwne
uczucie, ale lubiłam je, bo byłam spokojniejsza, kiedy dawało jakieś znaki
życia.
Jak wcześniej
wspomniałam, ktoś załomotał do drzwi. Byłam prawie pewna, że to Daphne przyszła
nas odwiedzić, ale kiedy Crouch wpuścił ową osobę do środka, zapadło milczenie.
Zdziwiło mnie to, więc odwróciłam się. Poczułam, jakby moja noga nastąpiła na
jeden z fałszywych stopni w Hogwarcie, a serce podskoczyło mi do gardła z
zaskoczenia.
- Ty - wyszeptałam, wstając z fotela
nie bez trudu. W korytarzu stała Nelly w długim, kremowym płaszczu z dużymi
guzikami, z kapelusikiem na głowie i wyrazem skruchy na twarzy. Zanim zdążyła
jakoś zareagować, dopadłam do niej z zaskakującą w moim obecnym stanie
szybkością, zamachnęłam się i wymierzyłam jej siarczysty policzek. Dziewczyna złapała
się za czerwone, pulsujące miejsce, zszokowana i przerażona. - Przyszłaś tu,
żeby odebrać mi i tę odrobinę szczęścia, które mi pozostało?
- Nie, przestań. Gdybym nie musiała, to
bym tu wcale nie przychodziła - odparła. W jej głosie nie wyczułam ani odrobiny
kpiny, ironii czy sarkazmu. Zainteresowana tą nagłą zmianą zachowania,
odetchnęłam głęboko, żeby się uspokoić.
- W takim razie po co tutaj przyszłaś?
- spytałam cichym, ale ostrzegawczym tonem głosu.
Najwyraźniej
ociągała się z wyznaniem prawdy. Rozpięła powoli dwa pierwsze guziki płaszcza i
zerknęła na wykrzywioną złością twarz Croucha.
- Przyszłam wam tylko powiedzieć, że
jestem w ciąży. Byłeś jedynym mężczyzną w moim życiu, Barty, to musi być twoje
dziecko - oświadczyła w końcu.
Poczułam, że
robi mi się słabo. Nie miałam pojęcia, czy było to spowodowane wysoką
temperaturą w pokoju, czy też ową tragiczną informacją. Zdążyłam w porę chwycić
się framugi, ale uścisk miałam lekki, przez co osunęłabym się pewnie na ziemię
u stóp Nelly, gdyby mnie Crouch nie podtrzymał. Jego dłonie były zimne jak lód.
Ta informacja musiała nim wstrząsnąć tak samo jak mną.
- Co ty mówisz...? - udało mi się
wykrztusić. Barty trzymał mnie mocno, ale ja już odzyskałam siły. Zupełnie nie
wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Była to wiadomość straszniejsza nawet od
tej, którą Crouch przekazał mi tuż po powrocie od ciotki i wuja. Myślałam, że
uwolniłam się od Nelly raz na zawsze, ale teraz ona i jej dziecko będą mi już
zawsze przypominać o ich jednorazowej przygodzie, która przysporzyła mi tyle
bólu i upokorzeń.
- Uznałam, że powinniście o tym
wiedzieć. Moja ciąża jest zagrożona. Bardzo. Nie chcę się wam narzucać, ale
uzdrowiciel polecił mi, żebym na ten czas przeniosła się do rodziny. Nikt nie
chce mnie przyjąć, a ja boję się być sama. Nie chcę leżeć w Świętym Mungu -
dodała. W jej oczach jeszcze nigdy nie widziałam tak szczerej prośby i pokory.
- Nie wiem, czy dobrze rozumiem... ty
chcesz się do nas wprowadzić? - zapytał Bartemiusz, a oczy rozszerzyły mu się
automatycznie. - Nie ma takiej opcji, Macy potrzebuje spokoju. Ja zresztą też.
Skąd mamy mieć pewność, że mówisz prawdę?
Blondynka
pogrzebała w wewnętrznej kieszeni płaszcza, po czym wyciągnęła z niej złożony
kilkakrotnie pergamin. Rozłożyła go, wygładziła ręką i podała mi. Nie czytałam,
zerknęłam tylko na pieczęć i podpis uzdrowiciela. Autentyczny. Na Boga, autentyczny... Oddałam jej zaświadczenie
z wyrazem obrzydzenia na twarzy, którego nie mogłam opanować. Nelly drażniła
mnie, ale skoro jej ciąża była poważnie zagrożona... Czemu było winne to
dziecko? Przecież nie mogło umrzeć tylko dlatego, że miało nieodpowiedzialną
matkę. A, nie oszukujmy się, u nas będzie miała najlepiej. Musiałam się
przełamać, spróbować przebaczyć... To będzie trudne, ale kiedyś wszystko się
ułoży. Musiało.
Westchnęłam
ciężko.
- Barty, pójdziesz po jej rzeczy.
Zamieszka w pokoju gościnnym - oświadczyłam i udałam się na górę, aby
przygotować jej pokój. Musiałam to zrobić szybko, żeby mniej bolało. Otworzyłam
okno, aby przewietrzyć, zwinęłam starą pościel i wyciągnęłam z szafy świeżą.
Łzy płynęły mi po policzkach, kiedy rozkładałam prześcieradło i poduszki. Kiedy
już myślałam, że nic gorszego mnie nie spotka, stało się zupełnie odwrotnie.
Może i mogłam mieć nadzieję, że moja przyjaciółka kłamie, ale ten płomyczek
został brutalnie zgaszony przez zaświadczenie, które przyniosła od
uzdrowiciela.
Zanim jeszcze
ktokolwiek wszedł na górę, zamknęłam się w sypialni. Bardzo chciałam to przyjąć
ze spokojem, ale nie wiem, jak bym się nie starała, nie mogłam powstrzymać
płaczu. Zwinęłam się w kłębek i położyłam się na łóżku. Czekała mnie kolejna
bezsenna noc.
Crouch wrócił
pół godziny później. Zaniósł wypchany kufer do pokoju gościnnego, po czym
wszedł do naszej sypialni. Nawet na niego nie spojrzałam. Już powoli wszystko
wracało do normy, ból w sercu malał z dnia na dzień... A tu na nowo wszystko
zostało rozgrzebane. Tyle, że tym razem to już będzie trwało. Barty położył się
na łóżku tuż obok mnie i odgarnął mokre od łez kosmyki z moich wilgotnych, rozpalonych
policzków.
- Powinniśmy ją natychmiast stąd
wyrzucić. Nie ma pewności, że to moje dziecko. Bóg jeden wie, z iloma
mężczyznami spała - odezwał się.
- Jest w ciąży, a ty powinieneś wziąć
za to odpowiedzialność. Dziecko musi mieć ojca - oświadczyłam stanowczo.
- Ale będziesz przez to cierpieć. Twoje
szczęście się najbardziej dla mnie liczy, nie możesz rezygnować ze spokoju
tylko dlatego, że Nelly jest zbyt leniwa, żeby za sobą sprzątać.
Pocałował
lekko mój policzek i objął mnie. Od dawna tego nie robił, ale tym razem byłam
tak zrozpaczona, że nie mogłam się już dłużej bronić. Odwróciłam się do niego i
ukryłam twarz w fałdach jego szaty na piersiach. Chciałam, żeby w końcu
nadszedł sen i przyniósł mi ulgę, ale tak się nie działo, mimo że powieki
piekły mnie niemiłosiernie.
- Przepraszam. Miało być tak pięknie, a
spieprzyłem wszystko, jak zwykle - usłyszałam, a jego ciało przeszedł ledwo
wyczuwalny dreszcz. Chwilę potem mój kark zrosiły ciepłe, maleńkie kropelki.
Zasnęłam około trzeciej w nocy. Nie
wiem, czy Barty również, ale rano wyglądał tak, jakby nie zmrużył oka choćby na
kwadrans. Wyglądał strasznie, pod oczami miał podkowy i przyglądał mi się
mętnym wzrokiem, jakby myślami był zupełnie gdzie indziej.
- Byłoby głupotą pytać, jak się spało -
odezwał się, kiedy spostrzegł, że się obudziłam.
- Tak. Co chcesz na śniadanie?
- Ja zrobię, nie fatyguj się...
- Nie, Bóg wie, czego Nelly może sobie
zażyczyć.
Wstałam z
łóżka i zdałam sobie sprawę, że mam na sobie wczorajszą szatę. Ale nie miałam
teraz głowy do strojenia się. Wciąż czułam zmęczenie, niebo było szare,
pochmurne, a pozbawiona śniegu ziemia - wilgotna i błotnista. Drzwi do pokoju
gościnnego, w którym spała Nelly, były zamknięte. Oparłam się pokusie, aby tam
wejść. Zeszłam na dół. Za oknem było przeraźliwie szaro i ponuro. Typowa,
angielska pogoda. Różdżką zagotowałam wodę w czerwonym garczku, zupełnie nie
myśląc o tym, co robię. Bardzo mnie zabolało to, co powiedział Crouch. A może
chciała mnie jeszcze bardziej upokorzyć? Nie zależało jej jedynie na opiece?
Bartemiusz
usiadł przy stole, ubrany w czarną szatę. Wyglądał trochę lepiej, ale wyraz
zafrasowania wciąż nie opuszczał jego twarzy. Postawiłam przed nim miskę z
owsianką, po czym sama zaczęłam jeść. Nie czułam ani jej zapachu, ani smaku.
Blondynka
zeszła na dół kilkanaście minut później, okropnie blada i rozczochrana, z
zapuchniętymi oczami, ale ubrana w różową, skąpą bieliznę. Albo chciała zrobić
mi tym na złość, albo po prostu innej nie miała.
- Siadaj, zrobiłam owsiankę - odezwałam
się lodowatym głosem. Nelly opadła na krzesło obok Croucha i skrzywiła się
lekko, starając się zachować jednocześnie pokorny wyraz twarzy.
- Owsianka? Wolałabym jajka i bekon...
- To sobie zrób, nikt ci tu nie będzie
usługiwał - warknął Barty i wstał, żeby włożyć talerz do zlewu.
- Nie, nie chcę, żeby ktoś obcy kręcił
się po mojej kuchni - powiedziałam i wyciągnęłam z szafki pudełko z jajkami.
Czułam, że
życie z Nelly pod jednym dachem będzie trudne. Kiedy ten dzień dobiegł końca,
już wiedziałam, że się pomyliłam. To będzie prawdziwa udręka. Gdzie tylko się
pojawiła, siała nieludzki wręcz bałagan. Wydawało mi się, że położenie się na
kanapie, by poczytać, to łatwa i niewymagająca brudzenia czynność. Kiedy jednak
blondynce nudziły się książki, udawała się do swojego pokoju, a ja zazwyczaj
zastawałam salon w strasznym stanie. Ciężka narzuta z frędzlami leżała na sobie
całkiem poskręcana, stos byle jak porozrzucanych książek walał się po podłodze,
barek był otwarty, a pewnego dnia na stoliku stał kieliszek, na którego dnie
znajdowała się resztka bursztynowego płynu, obok niego zaś - butelka. Na ten
widok aż zawrzałam ze złości. Zawołałam Croucha, który zrobił wielkie oczy na
widok salonu.
- Co się tu stało? - zapytał.
- Nie chodzi o bałagan, tylko o to! - wskazałam na otwartą butelkę
trunku. - Idź do niej i przyprowadź mi ją tu.
Barty
najwyraźniej nie miał na to ochoty, ale, widząc moje spojrzenie, posłusznie
udał się na górę. Kiedy oboje zeszli do salonu, natychmiast zwróciłam się do
blondynki:
- Skoro jesteś w ciąży i jest ona
zagrożona, dlaczego pijesz? -
zapytałam cichym, ale groźnym głosem. Nelly wzruszyła ramionami.
- Dziecko jeszcze się nawet dobrze nie
rozwinęło. Jestem dorosła, nie musisz się o mnie martwić.
- Ale mieszkach pod moim dachem, więc
ci się radzę dostosować. Nie ma picia, a jeśli zamierzasz się opierać, to
zabieraj się stąd - oświadczyłam, powyciągałam z barku wszystkie butelki i
udałam się do kuchni. Do zlewu wylałam cały alkohol, a puste butle wrzuciłam do
kosza. Rzuciłam Nelly wyzywające spojrzenie, ale nic nie powiedziała, więc
przeszłam do salonu, aby posprzątać cały bałagan, który zrobiła.
- Kochanie, musisz się oszczędzać, ja
to zrobię - powiedział Barty, pomagając mi zaścielić kanapę ciężką narzutą.
Machnęłam
różdżką, a wszystkie książki wróciły na swoje miejsce. Sprzątanie pomagało mi
uwolnić się od nieprzyjemnych myśli. Nawet jeśli chciałabym odetchnąć, tonie
byłabym w stanie, bo Nelly bardzo bałaganiła. Czasami odnosiłam wrażenie, że
koloryzowała tę swoją niezaradność.
Robiło się
coraz cieplej, marzec w tym roku był wyjątkowy. Coraz trudniej było mi się
poruszać, a co dopiero pracować. Magia bardzo pomagała mi we wszystkim.
Bartemiusz zaś spędzał mnóstwo czasu u Czarnego Pana lub w ogrodzie. Po surowej
zimie było tam dużo pracy. Blondynka nie robiła w domu zupełnie nic,
zasłaniając się zagrożoną ciążą. Albo czytała gazety, słuchała radia, albo
wychodziła na krótkie spacery. Kiedy zrobiło się ciepło, a słońce świeciło
coraz mocniej, przesiadywała w ogrodzie i obserwowała pracującego Croucha.
Często powtarzał mi, że nie powinnam jej usługiwać, ale moja decyzja była
niezmienna:
- Skoro wasze dziecko może umrzeć, nie
powinnam patrzeć na swoje wygody. Poświęcę się. Nigdy sobie nie wybaczę, jeśli
urodzi się chore.
I tak też
było. Musiałam być na każde wezwanie Nelly, bo chciałam, żeby jej dziecko
zdrowo się rozwijało. Najbardziej narzekała na jedzenie i wizyty Daphne, która
śmiertelnie obraziła się na Croucha. Gdyby nie ona, to nie wiem, jak
poradziłabym sobie z tą całą sytuacją. Była dla mnie prawdziwym wsparciem. Do
śmierci się jej za to nie odwdzięczę.
*
Siedziała na brzegu łóżka i malowała
długie paznokcie szkarłatnym lakierem. Czuła, jak przepełnia ją mściwa, gorąca
satysfakcja. Właśnie zażyczyła sobie na obiad zupę cebulową, stek i ziemniaki,
a na deser śliwkowy pudding. Nie byłoby to dla Macy problemem, gdyby wcześniej
nie zrobiła dla niej zapiekanki, którą trzeba było wyrzucić, gdyż Nelly
"straciła" na nią ochotę. Kiedy już każdy paznokieć lśnił czerwienią,
podeszła do okna i rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu Bartemiusza, ale
dojrzała tam tylko siedzącą pod płotem Macy. Zainteresowało ją zachowanie
dawnej przyjaciółki, więc utkwiła w niej wzrok, czekając, aż wykona jakiś ruch.
Macy nigdy nie marnowała czasu. A teraz po prostu siedziała w cieniu zarośli,
które już wkrótce powlecze biel jaśminowych kwiatów. Uśmiechnęła się do siebie,
kiedy zobaczyła, jak dziewczyna ukrywa twarz w dłoniach, a jej ramiona drżą.
Płakała.
Nelly
zakręciła plastikową zatyczkę na wąskiej, szklanej szyjce buteleczki z lakierem
i postawiła ją na szafce nocnej, ostrożnie, aby nie zahaczyć świeżo
pomalowanymi paznokciami o biały, koronkowy obrusik. W sercu czuła ciepłą
satysfakcję. Nareszcie mogła pokazać Macy, że jest od niej lepsza. I nieważna
była prawda, tylko to, że ona teraz cierpi. Wiedziała, że jej ciąża też była
zagrożona. Niepewna. Przy odrobinie szczęścia może poroni i wtedy Nelly
osiągnie swój cel. To tylko kwestia czasu, kiedy Barty się nią znudzi.
Ktoś zapukał
do drzwi, po czym wszedł do środka. To był Crouch, a blondynka poznała jego
kroki już na korytarzu. Odwróciła się w jego stronę z przyjaznym uśmiechem.
- Czemu zawdzięczam tę wizytę? -
spytała cicho.
- Chciałem z tobą porozmawiać bez
obecności Macy - odrzekł z kamienną twarzą i oparł się o ścianę. - Bądź ze mną
szczera i powiedz. Naprawdę jesteś w ciąży? To moje dziecko?
- Dobrze wiesz, że zawsze cię kochałam.
Wiem, że masz do mnie żal, że tak się stało. Ale postaw się też w mojej
sytuacji. Dobrze wiedziałam, że dopóki Macy jest z tobą, ty mi nie ulegniesz.
Po prostu skorzystałam z okazji, byłam tak zaślepiona, chciałam choć przez
moment być dla ciebie najważniejsza. I byłam, a teraz będziemy mieli dziecko...
Cieszę się, bo na zawsze pozostanę w twoim życiu - odparła i uśmiechnęła się
zachęcająco. - Spójrz na Macy. Ona się tylko z tobą męczy, nie widzisz tego?
Puść ją, daj jej odejść i zwiąż się z kobietą, która naprawdę cię kocha.
Podeszła do
niego i wspięła się na palce, żeby go pocałować, ale Bartemiusz odwrócił głowę
i zamknął oczy. Nie chciał, żeby go dotykała, więc oderwał jej dłonie od swojej
szaty na piersiach.
- Jesteś tu tylko dlatego, że Macy
wyraziła na to zgodę. Jesteś głupsza, niż myślałem, skoro sądzisz, że
kiedykolwiek będzie z nas jakaś para. Jeśli to moje dziecko, to wezmę za nie
odpowiedzialność. Środków na jego utrzymanie nigdy ci nie zabraknie. Kiedy
urodzisz, musisz wrócić do domu. Macy życzy sobie, aby znało ojca, więc tak
będzie. Ale nie rób sobie nadziei. Gdyby to ode mnie zależało, twoja noga nigdy
by tu nie postanęła.
- Chcesz je poczuć? - spytała,
niezrażona jego słowami. Ujęła jego dłoń i położyła ją na swoim brzuchu. Barty
natychmiast cofnął rękę, jakby go coś sparzyło i opuścił pokój. Nie poczuł
zupełnie nic. Był na siebie zły, że tak się stało, ale nic nie mógł na to
poradzić. Nie czuł z tym dzieckiem żadnej więzi, a do jego matki żywił niechęć.
Przez okno w kuchni zobaczył siedzącą na zewnątrz Macy. Wzrok miała utkwiony w
swoich palcach, którymi rozrywała młode listki. Na jej podołku widniała już
spora kupka zielonych szczątków. Natychmiast do niej wyszedł i z przerażeniem
stwierdził, że na jej policzkach widnieją nie tak dawne ślady łez.
- Dlaczego siedzisz na ziemi? Co się
stało? - zapytał.
Ślizgonka
drgnęła i uniosła oczy. Były zaczerwienione i pełne niepokoju.
- Nie wytrzymam już ani dnia dłużej,
ale przecież jej nie wyrzucimy. Nie teraz 0 wyjąkała, a jej głos zadrżał mocno.
Gdzieś z góry
rozległo się stłumione wołanie Nelly. Macy natychmiast wstała: blondynka życzyła
sobie zieloną herbatę. Crouch powstrzymał ją przed wejściem do domu.
- Nie będziesz jej usługiwać,
rozumiesz? Ma ręce i nogi, więc niech sobie sama zrobi herbatę, jeśli ma na nią
ochotę. Idź się położyć, nie wyglądasz dobrze - rzekł i pocałował ją w
policzek. - Od dzisiaj jeśli chce tu zostać, musi sobie na to zasłużyć.
Dziewczyna
poczuła do niego ogromną sympatię i wdzięczność. Sama była zbyt miękka, aby
wypowiedzieć na głos te słowa, choć bardzo tego chciała. Była naprawdę
zmęczona, do samego rana gotowała dla Nelly obiad, ale ta nagle stwierdziła, że
zjadłaby coś innego. Już nie miała do niej siły. Czuła ból w brzuchu, lekki,
nieprzyjemny skurcz. Działo się to coraz częściej. Z ulgą opadła na łóżko w
sypialni na górze. Powieki miała ciężkie, nie musiała nawet nakrywać się kocem.
Zasnęła.
*
Od czasu, kiedy Barty delikatnie wyperswadował Nelly ciągłe
dręczenie mnie, moja sytuacja bardzo się poprawiła. Gotowałam to, co chciałam,
a ona musiała się dostosować, zanim zdecydowała się zrobić bałagan w miejscu,
gdzie akurat przebywała, zostawała uprzedzona, że sama go będzie sprzątać.
Gdyby nie zaklęcia ochronne, zaprosiłaby znajomych na przyjęcie. Crouch musiał
ją o nich powiadomić, bo mogłaby zniszczyć nam po raz kolejny życie. Rana po informacji, którą przyniosła wraz z
końcem zimy wciąż była otwarta i krwawiła. Kiedy nikogo ze mną nie było, a ja
nie mogłam pracować, by oddalić od siebie nieprzyjemne myśli, łzy same płynęły
mi po twarzy. Bardzo chciałam wybaczyć Bartemiuszowi, tęskniłam za błogimi chwilami,
kiedy jeszcze nie zaczęło się między nami psuć. Podzieliłam swoje życie na dwa
etapy: bez Nelly i ten z nią. Pierwszy wydał mi się zaledwie pięknym snem,
jakbym tylko obserwowała życie mojej siostry bliźniaczki, której nie miałam.
Nie pamiętam już tego uczucia lekkości i radości. To brzemię będzie ciążyć na
mnie do końca życia.
Nadszedł kwiecień, przynosząc
cieplejszą pogodę, mniej wilgoci i słońce. Barty coraz rzadziej bywał w domu,
przez co często musiałam zostawać tam sam na sam z Nelly. Dobrze wiedziałam, że
dzień narodzin mojego dziecka zbliża się wielkimi krokami, ale nie
przeszkadzało mi to w codziennych spacerach. Lubiłam zwłaszcza te wieczorne.
Tego dnia teś się na taki wybrałam, niestety około godziny jedenastej rano.
Nelly udała się na zakupy do Londynu, Barty zaś pracował w ogrodzie. Kiedy
wróciłam, zaledwie pięć minut minęło od zamknięcia drzwi, kiedy rozległo się
pukanie. Ku swojemu przerażeniu zastałam tam stojącą w pełnym słońcu...
- Daphne! O Boże, co ty tu robisz?
Przecież jest dzień! - wydyszałam i wciągnęłam ją do środka, ale wampirzyca
tylko się roześmiała.
- Od czasu do czasu możemy wypić
eliksir, który pozwala nam spędzić jeden dzień jak zwykli śmiertelnicy. Ja
chciałam go dobrze zapamiętać, dlatego przychodzę z nowiną - wyjaśniła. -
Wiesz, byłam tu wczoraj wieczorem, ale zastałam tylko Nelly...
- Daphne, zwariowałaś? Dlaczego
wałęsasz się za dnia? - zawołał Crouch. On również wyglądał na zatrwożonego.
- Nie przerywaj mi i słuchaj - ofuknęła
go ciemnowłosa, po czym kontynuowała opowieść: - Wiecie, że ja potrafię czytać
w myślach? Odszyfrowuję jednak tylko to, o czym śmiertelnik pomyśli w danej
chwili. Nelly się mnie nie spodziewała, więc nie mogła zatuszować swoich myśli,
a ja zawsze lubię wdzierać się w jej umysł. Zgadnijcie, co tam odnalazłam.
___________
No i w idealnie wrednym momencie
przerwała. Możecie zgadywać, i tak nie powiem, aż do następnego odcinka, choć
zapewne domyślacie się, co będzie dalej. Jestem geniuszem. Miałam ten rozdział
przepisany już od dawna i nic nie publikowałam. Następnym razem nie będę tak
"spostrzegawcza" xD
~_Wika_
OdpowiedzUsuń17 listopada 2012 o 13:27
Tak się nie robi! Najpierw doprowadzasz życie Macy jako tako do normy, po czym ponownie w nim mieszasz. Przyznam, ze ta wizyta Nelly bardzo mnie zaskoczyła. Kiedy Macy przestałą jej usługiwać miałam cichą nadzieję, że nie zrobisz jakiegoś nagłego zwrotu akcji. A tu proszę: Daphne ma jakąś ciekawą nowinę. Podejrzewam, że teraz ciekawość zniszczy mnie od środka, co to za informacja, bo wystarcz choć odrobinę poznać nieprzewidywalność Twojego umysłu, by wiedzieć, że można się tu wszystkiego spodziewać. Czekam na następna notkę =)
17 listopada 2012 o 15:39
UsuńMuahaha, moda na sukces xD Wiem, że to wredne z mojej strony, ale czym byłoby życie bez emocji xD
~_Wika_
Usuń18 listopada 2012 o 11:18
W sumie to masz rację, bo szkolna codzienność już mnie przytłacza. Nowy szablon bardzo fajny =)
18 listopada 2012 o 11:50
UsuńDziękuję :)
~Patrycja.
OdpowiedzUsuń19 listopada 2012 o 20:00
Uch! Poćwiartuję cię, wbiję na kij, upiekę w ognisku i zjem za skończenie w takim momencie!Notka rewelacyjna choć, z deka chaotyczna.I tak z ciebie wyciągnę co będzie dalej ;P
19 listopada 2012 o 20:04
UsuńMuahahaha, jestem wredna, ale niestety, tak trzeba xD
~olka
OdpowiedzUsuń22 listopada 2012 o 15:21
Dobrze że Macy przestała usługiwać Nelly.
22 listopada 2012 o 15:29
UsuńTrzeba umieć się postawić xD